Obserwując dyskusję nad sposobami wyjścia z zapaści budżetowej nieodparcie nasuwa mi się obraz cyrulików majstrujących przy wychudzonym pacjencie. Jeden mówi, że trzeba krwi upuścić z aorty, a drugi, że z tętnicy szyjnej. Obaj argumentują, że za tę krew kupią kurę i ugotują biedakowi rosół. Konsylium trawa przy suto zastawionym stole, więc nie prędko się skończy. Na pacjencie tymczasem niewiele poza skórą i kościami zostało.
Ręce opadają. Taż tego nędznika trzeba najpierw nakarmić tym co z pańskiego stołu spadnie!
To, że rząd nie wie, że na wpływy budżetowe trzeba zarobić, to chyba nikogo nie dziwi. W tych warszawskich marmurach po jakimś czasie dostaje się świra. Jednak, że publicyści zwariowali i podzielili się na grupki kibiców VAT-owców i Bank-owców jest dowodem schizofrenii w jaką popadło społeczeństwo. Sic...
Nasza gospodarka jest czarną dziurą, w której zniknąć może wszystko. Rozsądne głosy, aby coś z tym zrobić są jak najbardziej na miejscu. Jednak naszą czarną rozpaczą jest kompletny brak pomysłów na nowatorskie włączanie naszych – niewątpliwie dużych - zasobów do obrotu gospodarczego. Żadna z partii niczego nie proponuje, coby odpowiadało naszym czasom. Mogę natomiast podać przykłady tępienia wszelkich pomysłów na ożywienie gospodarcze.
Tu nie chodzi o jakieś „jedno okienko” jaśnie oświeconego posła Szejnfelda, ale o pomysły daleko bardziej fundamentalne. Założenie działalności gospodarczej to nie wszystko. Problem zaczyna się potem: jak zdobyć kapitał finansowy i jak zbudować kapitał strukturalny. Ten drugi jest zdecydowanie ważniejszy, ale poseł Szejnfeld nie wie, co to takiego i z czym się to je. Niektórzy nazywają to „synergią gospodarczą” i sądzę, że dla wielu publicystów także jest to tabula raza.
Teraz przechodzę do aktu oskarżenia.
W 2004-tym roku grupa naiwniaków z Podkarpacia zorganizowała inicjatywę ustawodawczą, której celem było przygotowanie podstaw prawnych dla funkcjonowania organizacji gospodarczych o integracji produktowej, tzw klastrów produktowych. Może dwa zdania o tym jaki był problem. Otóż był przedstawiony nowatorski pomysł na integrację przedsiębiorstw sektora MiSP, które kooperowały przy wytworzeniu jakiegoś produktu (produkt jako os integracyjna) na tej zasadzie, ze podmioty te ustalały swoje „udziały w cenie sprzedaży”. Każdy z podmiotów finansował swoją część a rozliczenia dokonywał tzw „podmiot sprzedający”, ale dopiero po sprzedaniu produktu. System ten eliminował tradycyjny łańcuch dostawców (przerzucanie problemów marketingowych przez ścianę) i mobilizował wszystkie podmioty do walki o sukces rynkowy wyrobu. Coś na podobieństwo japońskich keiretsu pionowych. Pomysł podobał się PiS owi i w ubiegłej kadencji sejmu miał numer druku sejmowego 204. Pomysł o tyle był sprzeczny z obowiązującym prawem podatkowym, że przenosił moment sprzedaży wszystkich składowych produktu na moment sprzedaży produktu końcowego. Po drodze pojawiło się jeszcze kilka innych problemów, ale mniej istotnych.
O perypetiach związanych z ustawą pisze Jurek Wawro na stronie http://www.klastry.org.
Lobbowałem za ustawą, widziałem, jak poseł Szejnfeld rozpędza komisję gospodarki jak stado kaczek. Coś nawet mu się od jednego z uczestników komisji oberwało, ale ten facet nie miał jaj, aby po męsku się o utratę godności na korytarzu w sejmowym budynki H upomnieć. Dla posła Szejnfelda sprawa jest prosta: jak chcecie mieć te klastry, to załóżcie sobie spółkę i nazwijcie ją klastrem. No comment...
Jestem głęboko przekonany, że tych kilka kosmetycznych zmian w prawie głęboko zrewolucjonizowało by gospodarkę, zwłaszcza gospodarkę na terenach wiejskich. Mieli byśmy kilkaset tysięcy nowych podatników, a co ważniejsze nowych konsumentów.
Drugim obszarem, gdzie pokłady społecznej synergii tkwią bardzo płytko to „deproletaryzacja”. Trochę o tym pisałem na swym blogu. Sądzę jednak, że dla posła Szejnfelda takie pojęcia jak montanmitbestimmung oraz pracowniczy majątek produkcyjny to himalaje ekonomii. Do ministra Pawlaka pretensji nie mam. On tam „trwa i trwa mać”.
Społeczeństwo naprawdę ma prawo skuć mordę każdemu, kto będzie próbował majstrować w podatkach nie robiąc kroku w tym kierunku, aby podatników (i konsumentów) było więcej.
Inne tematy w dziale Gospodarka