Zaczęło się 10 lat temu. Platformę Obywatelską założyło trzech działaczy: Donald Tusk, Andrzej Olechowski i Maciej Płażyński wcześniej nie mogli znaleźć w polityce swojego miejsca. Tusk przegrał z kretesem w grudniu 2000 wybory na przewodniczącego UW, Płażyński został po prostu odsunięty na boczny tor w AWS, a Olechowski były członek PZPR w 1989 brał udział w obradach "okrągłego stołu" po stronie rządowej w zespole ds. gospodarki i polityki społecznej, nie miał gdzie zdyskontować swego sukcesu politycznego, jakim było uzyskanie 19% głosów w wyborach prezydenckich w październiku 2000.
Panowie postanowili się skrzyknąć i utworzyć nowy ruch społeczny, oddolny i samorządowy, odcinający się od związków z dotychczasowymi partiami politycznymi.
Platformę zasilili z początku dawni działacze Unii Wolności (jak mówił profesor Geremek "zbiegowie") o poglądach liberalnych, a także pojedyncze osoby z AWS, UPR, SKL.
Jeśli prześledzimy kariery polityczne liderów PO zauważymy, iż wśród góry partyjnej nie znalazła się żadna osoba z zewnątrz. Wszyscy czyli 100% góry stanowili starzy wyjadacze partyjni.
W maju i czerwcu 2001 odbyły się prawybory mające ustalić kolejność kandydatów na listach wyborczych. Nie obyło się bez skandali. Już wówczas zauważyłem jak wyjadacze polityczni wycinają nawet z list kandydatów na listy ludzi nowych „ obywateli”.
Prawie w całości przeszli kolesie i koleżanki „pancerników” - Tuska, Płużyńskiego, Olechowskiego oraz oczywiście same „pancerniki”.
Wówczas tło polityczne stanowiło dla pierwszych numerów na listach jedynie źródło głosów o które walczono zaciekle nie stroniąc od obrzucania kontrkandydatów „fekaliami”. Ugrupowanie otrzymało 12% głosów i wprowadziło na Wiejską 65 członków.
Jesienią 2002 roku z szefostwa zrezygnował Maciej Płażyński. Jako pierwszy z tzw. góry zorientował się, że PO to tylko koteria mająca jeden cel, dorwanie się do koryta, możliwość dysponowania olbrzymimi środkami finansowymi i możliwość obsadzania swoimi ludźmi etatów w spółkach. Nowym prezesem został Donald Tusk.
W wyborach 2002 roku Platforma zawarła ogólnokrajowy sojusz z PiS. Obie partie startowały razem do sejmików wojewódzkich. Koalicja okazała się klapą. Potem doszło do totalnej wojny na szczytach PO. Jak twierdził Rokita na spotkaniach z lokalnymi kołami PO Tusk i Schetyna potrafili doprowadzić każdego również jego na skraj załamania nerwowego.
Po dojściu do władzy PiS i przegranej Tuska w wyborach prezydenckich nastąpiło przegrupowanie. Bardzo zradykalizowały się nastroje wewnątrz ugrupowania oraz za namowami gór partyjnych nastąpił brutalny atak na PiS. Koła w terenie otrzymywały dyrektywy od centrali. Od władz regionalnych odsunięci zostali ci którzy ośmielali się myśleć inaczej niż centrala. Niszczyło się wręcz ludzi w mediach, Internecie, lokalnych środowiskach. Wówczas wielu po prostu się załamało. Nastąpił rok 2007. PO w końcu dorwała się do władzy. Oczywiście przyczyną tego sukcesu były sprytne działania propagandowe, ale głównym powodem jaki legł u podstaw wygranej PO była totalna nagonka medialna na ugrupowanie Kaczyńskiego.
Skutki wygranej były oczywiste. Nagrody dla miernych, ale wiernych działaczy PO. Powstało tysiące nowych stanowisk urzędniczych na których zatrudnieni zostali koledzy i rodziny bossów PO oraz lojalnych „żołnierzy” prezydentów, burmistrzów i wójtów kupionych przez partię.
Tusk postanowił chwycić władzę lokalną. Chociaż finansowanie kampanii w wyborach samorządowych było ograniczone szerokim strumieniem lały się pieniądze na te kampanie. Ukrywano je w przeróżnych formach. Wreszcie po wyborach samorządowych PO chwyciła władzę w regionalnych strukturach samorządowych. Tam dopiero zaczęły się przekręty przy zatrudnianiu rodzin i kolegów na stanowiskach w spółkach i urzędach samorządowych. W znacznej części nawet nie bawiono się w fikcyjne konkursy na stanowiska członków rad nadzorczych, prezesów, dyrektorów. Zatrudniano kolegów partyjnych tylko z klucza partyjnego oraz rodziny. Do dziś wysokie stanowiska w zarządach spółek takich jak zarządu budynków miejskich, wodociągach, komunikacji miejskiej, drogach publicznych i innych zatrudnieni są koledzy z PO: nauczyciele, historycy, bibliotekarze, dziennikarze lub zupełnie bez zawodów jedynie po kursach. Lokalni bossowie PO nie cofnęli się nawet przed kupczeniem stanowiskami, aby mieć spokój z lokalną opozycją. Desygnowali na stanowiska wiceprezesów spółek zajadłych przeciwników politycznych z SLD i PiS. Głos miejscowego ludu i tła politycznego zupełnie się nie liczył zgodnie z zasadą TKM !
CDN
Absolwent Wydziału Nauk Społecznych - Politologia, Dziennikarstwo. Studia podyplomowe Uniwersytet Ekonomiczny.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka