Nowa Europa Wschodnia Nowa Europa Wschodnia
196
BLOG

Szeptycki: Ceńcie imigrantów swoich

Nowa Europa Wschodnia Nowa Europa Wschodnia Polityka Obserwuj notkę 0

fot. Feodel (CC) www.flickr.comPod koniec czerwca bieżącego roku w Warszawie odbyło się kilka mniej lub bardziej formalnych spotkań z udziałem polskich i francuskich dyplomatów, ekspertów, naukowców i dziennikarzy zajmujących się problematyką międzynarodową. Jednym z tematów rozmów były rewolucje w krajach arabskich i pożądana reakcja Unii Europejskiej na te wydarzenia. „Solidarność europejska? Solidarność z krajami arabskimi? Znaczy to, że mamy im pomóc, tak? Tylko kto za to zapłaci? Może Polska? Nie bardzo to sobie wyobrażam”.

Przy okazji wypłynął drażliwy problem imigracji. „Mówicie, że mamy wyciągnąć do nich rękę, zrobić gest, szerzej otworzyć się na Maghreb. Nasi obywatele tego nie kupią. Nie wystarczy, jak wasz minister spraw zagranicznych pomoże przywieźć kilku uchodźców z Libii i będzie uważać, że sprawa załatwiona. Uwierzcie nam, my naprawdę znamy muzułmanów. Mamy u siebie osiem milionów wyznawców islamu. Niechże Polska weźmie połowę – wtedy możemy mówić o solidarności”. Jeden z gości, przedstawiciel starszego pokolenia, powiedział wprost, że będąc dzieckiem, nie wyobrażał sobie, że we Francji będą masowo powstawać minarety. Inny, próbując zdiagnozować francuski problem z imigrantami, przypomniał, że Francja od dawna była krajem imigracji – napływali do niej w przeszłości Włosi, Hiszpanie, Portugalczycy, osiedlali się i integrowali. Émile Zola był po części Włochem, włoskie korzenie mają Pierre Cardin i Michel Platini. Louis de Funès pochodził z Hiszpanii. To tylko kilka przykładów.

Dlaczego ten temat pojawia się na stronach „Nowej Europy Wschodniej”? Otóż dlatego, że historia francuskiej polityki imigracyjnej powinna nam służyć za wytyczną, a może raczej za przestrogę. Imigracja nie jest zjawiskiem jednoznacznie złym czy dobrym. Po stronie pozytywów – z perspektywy kraju przyjmującego – trzeba wymienić napływ relatywnie taniej siły roboczej i kapitału intelektualnego (drenaż mózgów). Po stronie wad – problemy z integracją, wzrost napięć międzyetnicznych, wykluczenie. Podobnie sprawa wygląda po stronie kraju emigracji, niemniej o tym ten tekst – co chcę wyraźnie podkreślić – nie traktuje.

Imigracja do Polski przynosi na razie więcej korzyści niż problemów. W Polsce żyje do 500 tysięcy Ukraińców, 150 tysięcy Rosjan i Białorusinów, 25-60 tysięcy Wietnamczyków, 6-12 tysięcy Ormian[1]. Te pierwsze trzy grupy to nasi „Włosi” i „Portugalczycy”, bliscy nam pod względem kulturowym i etnicznym, niebudzący obaw, jeśli chodzi o możliwości integracji z polskim społeczeństwem. To na nich trzeba postawić.

Po pierwsze, działanie, które trzeba podjąć – jest o nim do znudzenia mowa co najmniej od 2003 roku – to oczywiście zniesienie wiz. Umowa o liberalizacji reżimu wizowego z 2007 roku z Ukrainą czy przyjęty w zeszłym roku plan działań to kroki w dobrą stronę, ale to tylko półśrodki. Dopóki Ukraina (w dalszej przyszłości Białoruś i Rosja) będą figurować na jednej liście z Chinami, Gwineą Równikową i Tuvalu, dopóty nie będziemy mogli realizować zgodnej z naszymi interesami polityki imigracyjnej[2].

Po drugie, warunki pobytu w Polsce. Należy prowadzić działania na rzecz legalizacji pobytu i przede wszystkim zatrudnienia pracowników ze Wschodu w Polsce. Jest to rzecz niełatwa, gdyż często oni sami tego nie chcą. Można jednak prowadzić działania, które będą ich do tego zachęcać, takie jak na przykład wprowadzona w minionych latach możliwość podejmowania zatrudnienia bez konieczności uzyskiwania zezwolenia na pracę. Takie działania będą służyły w dłuższym okresie nie tylko państwu polskiemu, ale i samym imigrantom, gdyż praca „na czarno” może być wymiernym argumentem politycznym przeciwko ich obecności w Polsce. Trzeba pomyśleć o szerszym objęciu cudzoziemców ze Wschodu systemem ubezpieczeń, tak by ich rodacy nie musieli już prowadzić spektakularnych zbiórek na rzecz Ukraińca (Białorusina, Rosjanina), który zaniemógł podczas pobytu w Polsce.

Kolejna sprawa to kwestia wizerunku. Imigranci zbyt często są postrzegani przez pryzmat Ołeny, która sprząta w tym czy innym domu, i Iwana, który robi w sadzie u szwagra. Mamy coraz więcej wykształconych, wysoko wykwalifikowanych pracowników zza wschodniej granicy. Niestety rzadko przebijają się oni do świadomości publicznej. Pewnym wyjątkiem była tu – z wiadomymi skutkami – Weronika Marczuk.

Na koniec trzeba powrócić do Schengen. Polska poniosła wymierne straty, znosząc granice wewnętrzne z sąsiadami z Unii Europejskiej, gdyż zarazem zmuszona była radykalnie zaostrzyć reżim wizowy w odniesieniu do państw wschodnioeuropejskich, zwłaszcza Ukrainy. Mimo to, gdy wobec wydarzeń w Afryce Północnej pojawiły się próby ograniczenia swobody przepływu osób w ramach strefy Schengen, Polska stała się jej zdecydowanym obrońcą. Trudno powiedzieć, z czego wynika takie stanowisko – czy z charakterystycznej dla Platformy Obywatelskiej chęci prowadzenia hiperpoprawnej polityki w ramach Unii[3], czy z przekonania, że broniąc Schengen, wzmocnimy naszą pozycję w rozmowie o liberalizacji reżimu wizowego ze wschodnimi sąsiadami. Tak czy inaczej, takie stanowisko wydaje się błędne. Korzyści z przynależności do strefy Schengen są dość ograniczone, mówiąc językiem opozycji: PR-owe. Natomiast potencjalne straty mogą być jak najbardziej wymierne. Takie kraje jak Hiszpania już użalają się, że po poszerzeniu Unii Europejskiej wzrosła u nich liczba imigrantów z krajów wschodniego sąsiedztwa – Ukrainiec, gdy przekroczy granicę Polski, może się zatrzymać, może jechać dalej – aż do Gibraltaru. Co będzie, jeśli pewnego dnia te przysłowiowe „cztery miliony muzułmanów” obiorą odwrotną drogę? Zamkniemy granice jak Francja, czy będziemy bronić w imię ortodoksji Schengen? To pytanie już teraz trzeba sobie zadać, gdyż winien to być element świadomej, przemyślanej polityki migracyjnej.

Marzy mi się, żeby za kilkadziesiąt lat w Polsce miała swojego białoruskiego Cardina, ukraińskiego Platiniego, rosyjskiego Funèsa. To byłby prawdziwy sukces środkowoeuropejskiej Multikulti.

Andrzej Szeptycki jest adiunktem w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, członkiem Rady Forum Polsko-Ukraińskiego. Stały współpracownik „Nowej Europy Wschodniej”.

[1] Dane za: K. Iglicka, K. Gmaj, Undocumented Migration. Counting the Uncountable. Data and Trends across Europe. Country report, Poland, Clandestino, November 2008, http://irregular-migration.hwwi.de/typo3_upload/groups/31/4.Background_Information/4.4.Country_Reports/Poland_CountryReport_Clandestino_Nov09_2.pdf.
[2] Zob. Rozporządzenie Rady (WE) nr 539/2001 z dnia 15 marca 2001 roku wymieniające państwa trzecie, których obywatele muszą posiadać wizy podczas przekraczania granic zewnętrznych, i te, których obywatele są zwolnieni z tego wymogu, „Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej”, 21.03.2001, nr L 81 z późniejszymi zmianami.
[3] Zob. A. Szeptycki, Więcej Europy, mniej Ukrainy, 24.04.2010, http://www.new.org.pl/2010-04-24,wiecej_europy_mniej_ukrainy.html.

 

Tekst ukazał się na stronie „Nowej Europy Wschodniej”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka