Zgpdnie z propozycją Kodeksu pod którą rzecz jasna się podpisuję wypada mi odpowiadać na polemiki. Prosze wybaczyć, że dopiero dzisiaj, ale postanowiłem wyalienować sie na chwilę z polskiej rzeczywistości "dzień swięty święcąc".(To także odpowiedź na pretensja J.Pawelca)
Propozycja kodeksowa każe mi dac mickiewiczowski tyutuł dzisiejszemu blogowi, bo Pani Maryla zdecydowanie jest najwytrwalszą polemistką. Na dodatek uważnie czyta gazety i ogląda telewizję. Więc bardzo krótko - ropa popłynie z Azerjbejdżanu. Ja bym to skomentował krótkim : daj Boże. Jak dotąd Pani Marylu jest Pani w luksusowej sytuacji cytując rózne wypowiedzi o tym co będzie. Kłopot w tym, że wbrew wielu opiniom polityka zagraniczna IV RP jest serią opowieści o tym co będzie a nie realnym działaniem.
Jeden z komentatorów - prosze wybaczyć brak cytatu - słusznie stwierdził, ze pisanie o najlepszej polityce zagranicznej po 89 roku, kiedy to odnieśliśmy autentyczne sukcesy (NATO, UE, Ukraina, sojusz z USA, rozwiązanie ost-bloku, bezbolesne wyjście Sowietów) jest lekką przesadą. Nie lubiana przez Braci III RP stworzyła solidne podstawy do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Teraz jest i łatwiej i trudniej. Trudniej przede wszystkim w sferze intelektualnej. Bo do roku 2003 byliśmy, chciał nie chciał dziadem proszalnym, który jeździł po Europie i świecie najpierw prosząc "przyjmijcie nas do NATO" a potem "przyjmijcie nas do Unii". Cele były jasne i oczywiste. Teraz jest trudniej jak to z wolnością bywa.
Wybaczy Pani, droga M. ale stwierdzenie że sytuacja jest dynamiczna to dziecinada. Od tego jest cos takiego jac zestaw celów strategicznych państwa (jawnych i niejawnych!) żeby stanowił swego rodzaju szablon. Przykładamy ów szablon do konkretnego elementu owej dynamicznej sytuacji i more or less wiemy czy zbliża nas dane działanie do realizacji celu czy wrt`ecz odwrotnie. Możemy sobie wybić z głowy to, iż wszystkie nasze cele zostana zrealizowane. Ale musimy krok po kroku zbliżać sie do realizacji celów strategicznych. Powiedzenie Premiera, iz celem strategicznym jest bezpieczeństwo państwa to tylko dowód bezradności. I kopiowanie niedobrfych wzorów z historii. Bo ze strategią międzynarodowa mamy kłopot od dwustu lat. Ponieważ naszym celem było głównie odzyskiwanie utraconej niepodległości oduczylismy się myślenia państwowego. A próba jego odbudowy przez Piłsudskiego też skończyła się marnie. Klęska koncepcji federacyjnej w 1920 r. doprowadziła do tego, że piłsudczycy - dokładnie tak samo jak teraz Kaczyńscy, mówili w latach tzrydziestych o celu jakim jest "utrwalenie niepodległości".
Ale nawet Beck, intelektualnie epigoński wobec Piłsudskiego potrafił mówić o projekcie Międzymorza. Jednak Schaetzel i Jędrzejewiczowie podtrzymywali ruch prometejski. Teraz jest pod tym względem gorzej. Trumny Dmowskiego i Piłsudskiego w epoce globalizacji sa przeżytkiem. Ale większość polityków ( a obawiam się, że i dyskutanstów w Salonie) nie chce tego zauważyć. Może warto wrócić do lektury Stańczyków, jedynej formacji intelektualnej, która w epoce pierwszej wielkiej globalizacji na przełomie XIX i XX w. próbowała wbrew sytuacji zaborów konstruuować polskie myslenie państwowe.
Między inymi dlatego zacytowałem Cichockiego. Bo jego odwołanie do Rymkiewicza przypomina trochę kluczową tezę Bobrzyńskiego o nieznośnym ciężarze "letniości" polskiej polityki. O tym, że republikanizm i tolerancja I RP uczyniły nas bezbronnymi wobec agresywnych sąsiadów itd. Natomiast teza Marka Cichockiego o powrocie polityczności w IV RP wydaje się trochę naciagana. Jak dotąd mamy powrót elementów polityczności do naszego życia publicznego. Zamiast potrzebnego jak powietrze myslenia państwowego mamy dziwaczny "konserwatyzm rewolucyjny" z naciskiem na permanentną rewolucję. Pomiędzy rewolucją a
złośliwy, nadkrytyczny a serio mówiąc to większość bywalców pewnie mnie zna osobiście i ma wyrobione zdanie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka