NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja
570
BLOG

Bińkowski: „Aaa...Poseł z doświadczeniem szuka miłego sponsora"

NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja Polityka Obserwuj notkę 9

Zimowe poranki są trudne nie tylko ze względu na mróz, zamiecie śnieżne, komunikację miejską i ogólną beznadzieję. Zdarza się czasami, że podenerwowanie pojawia się jeszcze w domu, kiedy nieświadoma niczego osoba chce umilić picie porannej kawy słuchając ulubionej radiostacji. Nie chodzi oczywiście o mierny poziom piosenek i żenujące wygłupy wszechwiedzącego prezentera. Chciałbym mianowicie napisać o szczególnym rodzaju irytacji, która dotyka fanatyków polityki i ludzi interesujących się polską sceną partyjną (to masochiści zapewne, lubią dobrowolnie przeżywać upokorzenia i plucie w twarz).  Osoby, które zawodowo, hobbystycznie lub ze względu na obywatelski obowiązek z większą niż przeciętna uwagą śledzą lokalną politykę muszą cierpliwie znosić o poranku wszelkiego rodzaju poranne rozmowy, komentarze eksperckie, dyskusje i polemiki gwiazd rodzimej publicystyki, czołowych polityków. Bywa to niestety najkoszmarniejszy element poranka, nie tylko w odniesieniu do poziomu, ale także ze względu na ogólne przesłanie, które dociera do obywateli. W tym miejscu mój apel do wszelkiego rodzaju gburów i zgorzkniałych nieudaczników - jeżeli nie wstaliście wyjątkowo lewą nogą to polecam włączenie radia w celu zepsucia sobie reszty dnia.

           Miałem dziś rano nieprzyjemność wysłuchania rozmowy Mai Borkowskiej (w radiowej „Trójce”) z redaktorem naczelnym „Dziennika. Gazety Prawnej” Tomaszem Wróblewskim i redaktorem „Krytyki Politycznej” Michałem Sutowskim. Głównym punktem dyskusji i komentarzy publicystów były planowane zmiany w finansowaniu partii i konsekwencje tychże dla sceny parlamentarnej i  wszelkich pozaparlamentarnych inicjatyw z ambicjami politycznymi. Sutowski wskazywał na konieczność odejścia od ideologicznych schematów i wypracowanie zdroworozsądkowych rozwiązań, które potrafiłyby powstrzymać zarówno cwaniackie i korupcjogenne plany Platformy Obywatelskiej (ograniczamy lub wstrzymujemy finansowanie partii z budżetu), jak i funkcjonujące obecnie rozwiązania „budżetowe”, która zamykają finansowo scenę polityczną. Standard i wiadoma sprawa. Gdyby rozmowa poszła w tym kierunku moja notka byłaby zupełnie bezprzedmiotowa. W tym momencie jednak przemówił redaktor Wróblewski. Stwierdził, że finansowanie partii z budżetu (stara śpiewka - nasz podatek, nasz haracz, nasza krwawica) jest złe, niesprawiedliwe i nie ma nic wspólnego z demokracja czy wolnością jednostki. Też nie jest to nic zaskakującego. Neoliberalne banały, które „korwiniści”, obudzeni w środku nocy, recytują z pamięci. Ale nasz „Gwiazdor o poranku” sięgnął po argument ostateczny i jakże zaskakujący. Obecny system zmusza przedsiębiorców do korumpowania  urzędników (hola, dlaczego związki przedsiębiorców nie reagują na takie pomówienie ich członków), dlatego konieczna jest zmiana, która zagwarantuje większy wpływ bezpośrednio na przedstawicieli w parlamencie. To już nie jest lobbing, ale jakaś forma zalegalizowanej korupcji politycznej. Dobrowolne wpłaty przedsiębiorców (rozmowa dotyczyła właśnie podmiotów gospodarczych, spółek, stowarzyszeń a nie osób fizycznych) gwarantowałyby większy wpływ na parlamentarzystów, którzy związani finansowo troszczyliby się o swoich dobroczyńców. Zamiast płacić łapówki, wspierajmy partie. Legalnie i z poczuciem dobrze spełnionego, obywatelskiego obowiązku. Bardzo groźny paradoks, rozwiązania i instytucje, które w ogólnym przekazie medialnym są właśnie „obywatelskie”, mają otwierać zatęchłą piwnicę politykierskiego zblatowania, uderzają w konsekwencji w istotę demokracji parlamentarnej (kurwa, już niedługo będziemy wypowiadać te słowa z obrzydzeniem). Podobnie jest przecież z jednomandatowymi okręgami wyborczymi.

           Przepraszam bardzo. Czy nie jest to postulat powrotu do jakiejś formy cenzusu majątkowego? Ten kto ma/ daje więcej ma większy udział w ciałach przedstawicielskich, realny wpływ na rządzących i decyzje podejmowane w instytucjach „demokratycznych”. W takiej sytuacji partycypacja większości obywateli  w polityce staje się fikcją. Niestety dyskusja Sutowskiego i Wróblewskiego ominęła te dylematy i potencjalne zagrożenia, poszła w kierunku rozważania problemu „czy wszyscy Polacy są przedsiębiorcami”.

           Jak możne w skrócie opisać postulaty redaktora Wróblewskiego, jaki system byłby konsekwencją tych zmian? Liberalizm autorytarny –  bezwzględnie wolny rynek plus fasadowe instytucje demokratyczne, gdzie pieniądze i interesy decydują o realnych decyzjach i kierunkach rozwoju państwa? Liberalizm ademokratyczny, który nie musi określać swojego stosunku do konkretnego sytemu rządów i postulatów zdemokratyzowania systemu politycznego i wyborczego. Za sprawą pieniędzy i sytemu interesów te problemy znikną z horyzontu zainteresowań władzy i jej finansowych akolitów. Czyli obecny system do kwadratu.

          Ktoś słusznie zauważył, że wojna klas trwa dalej, ale to nie lewica, lecz finansjera, banksterzy, biznesowe ośrodki wpływu w raz z medialnym „uzasadniaczami” są jej najwierniejszymi uczniami.

 Łukasz Bińkowski

http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka