NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja
725
BLOG

Last Minute Upheaval

NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja Polityka Obserwuj notkę 6

 

Pękły kryształowe kieliszki i dna basenów, aż krew trysnęła. Turyści w popłochu robią pamiątkowe zdjęcia płonącego dworca kolejowego, polskie biura podróży tracą, a Barack Obama gratuluje. Takimi analizami przewrotu tunezyjskiego uraczyła mnie polska prasa, jednak tym razem nie zdołała przykuć mojej uwagi; być może dlatego, że naigrawanie się z braku funduszy na utrzymywanie korespondentów w krajach Maghrebu uznałam za niegodne. Nie ma z czym dyskutować, działy międzynarodowe są w większości przypadków ograniczone do Europy i USA. Nic dziwnego, kraje Bliskiego Wschodu i Maghrebu nie mogą zatrudnić polskich bezrobotnych, ani też zasilić budżetu polskiego funduszami strukturalnymi. Pozostaje nam tylko sprawie ewakuować turystów w ramach skutecznej polityki zagranicznej i nie pytać, czy to kataklizm, czy próba zmian demokratycznych.

Umarła Last minute, niech żyje Tunezja, moje wyobrażenie o nudnawym kraju luksusowych hoteli, zapewniających pracę całej populacji, legło w gruzach. Cieszy się Barack Obama i ułaskawia Tunezyjczyków od kary interwencji. Hura! Wolny lud tunezyjski przyjacielem Zachodu, boicie się, arabscy dyktatorzy? Słusznie, Algierczycy i Jordańczycy wyszli na ulice, cieszy się redakcja brytyjskiego "The Observer" Podobny entuzjazm wyraża Saudiwoman, blogerka z Arabii Saudyjskiej, która z zadowoleniem obserwuje zdenerwowanie Kadafiego i radość młodych Tunezyjczyków zespolonych Twitterem, Youtube i Facebookiem. Koniec tyranów jest blisko, triumfuje SaudiWoman. Już chcę zaintonować pieśń pochwalną na cześć ludu arabskiego, kiedy kątem oka dostrzegam, że mój rozmówca nie podziela entuzjazmu.

- Nie jestem żadnym ekspertem, pamiętaj, że to osobista opinia.

- Spokojnie, Maroko to prawie to samo, co Tunezja. Już niedługo na własne oczy zobaczysz wolność wiodącą lud na barykady!

- Nie, nasze władze nie są tak naiwne, aby wykopać sobie własny grób. Nie podniosą cen chleba i oliwy. Poziom życia jest niski, jesteśmy narodem chleba, ale najważniejsze, że jemy.

- A młodzi, wykształceni bezrobotni?

- Są, niemal codziennie protestują pod parlamentem w Rabacie. Co jakiś czas ktoś dostaje pracę i się przestaje interesować losem innych protestujących.

Notuję: „Przepis na skuteczną rewolucję: wzrost cen chleba plus wysoki przyrost naturalny na przełomie lat 80. i 90.” Budzi się we mnie stłumione uwielbienie dla prostoty rozwoju opartego na doganianiu (catch up deveplopment).Konstruuję równanie: Polska minus 30 lat = Tunezja. Dopisuję spiesznie dalszy ciąg historii: nowy premier Tunezji wprowadzi stan wojenny tłumacząc się groźbą interwencji francuskich wojsk, ale za 9 lat system upadnie! No i… co dalej? Elita protestujących usiądzie przy Okrągłym Stole z przywróconym Ben Alim, a arabski słownik wzbogaci się o pojęcie „uwłaszczenie nomenklatury”?

- Nomenklatury nie trzeba u nas uwłaszczać, zapewniam Cię, oligarchia w krajach Maghrebu ma się wystarczająco dobrze.

Rozglądam się i widzę ten sam brak entuzjazmu: Michele Alliot – Marie francuska minister spraw zagranicznych chce wysłać wojsko, zapewne w celu obrony turystycznych enklaw wolności, równości i braterstwa, podczas gdy Nicolas Sarkozy dyskretnie drzemie. Jak pisze Robert Fisk z „The Independent, widmo Algierii AD 1994 krąży po debacie, a zza pleców Baracka Obamy wystaje Hillary Clinton, dopingująca skorumpowanych władców Zatoki Perskiej do walki z Iranem.

Bardzo sceptyczny jest M. A. Bastenier, publicysta hiszpańskiego „El Pais”. Kto wie, być może demokracja nie jest towarem, który można eksportować - pisze komentator lewicowego hiszpańskiego dziennika. W zasadzie, to fajnie, że Tunezyjczycy obalili władze, ale byłoby pożądane, gdyby przyszła demokracja tunezyjska pozostała w kręgu umiarkowanego islamu; bez zbędnej degeneracji do stanu, który Lech Wałęsa określił następująco: „miała być demokracja, a tu każdy mówi co chce”. Na zakończenie Bastenier przytacza słowa izraelskiego ministra spraw zagranicznych, będącego niewątpliwie obiektywnym ekspertem w sprawach arabskich: „Palestyńczycy nigdy nie zmarnują szansy na zmarnowanie szansy”.

Hiszpański komentator roztacza nad wyraz wyrafinowaną wizję demokratyzacji Tunezji, pomijając jednak kwestię transformacji gospodarczej; jedynym problemem krajów arabskich jest, jak wiadomo, radykalny islam, a gospodarka nie istnieje. O wiele bardziej refleksyjny jest cytowany wcześniej Robert Fisk. My, Francuzi, Brytyjczycy i Amerykanie, chcemy dla świata arabskiego: stabilizacji, ładu, porządku i odrobiny demokracji; pod warunkiem, że Arabowie będą głosować na Postępową Partię Modernizacji i Okcydentalizacji. Nie wyjdzie Wam, moi drodzy, wasze szanse są równe zero. Robert Fisk i M. A. Bastenier ściskają sobie dłonie, a nad ich postaciami pojawia się slogan autorstwa Johna Stuarta Milla „Despotyzm jest jedyną uprawioną formą rządzenia barbarzyńcami, byleby miał na celu polepszenie ich losu.” Demokratyzacja bez światłej kurateli Zachodu nie jest możliwa, strony doszły do zgody, koniec debaty. Czy są pytania?

Tak, ja mam. Jeżeli prawdą jest, że Tunezja była państwem policyjnym, w którym kwitło donosicielstwo, to skąd panowie wiedzą, jakie nastroje panują w społeczeństwie tunezyjskim? Nawet w demokracjach opinia publiczna płata czasem figle. Prosiłabym też o zajęcie stanowiska w kwestii libańskiej rewolucji cedrowej, która doprowadziła w 2005 w Libanie do pokojowego usunięcia rządu. Przykro nam, ale czas przewidziany na debatę już się skończył, pora zająć się innymi newsami.

 

Agata Młodawska

 

Dziękuję Ewelinie Młodawskiej za pomoc w opracowaniu materiałów i Bouslamowi Ibrane za cenne uwagi i interesującą dyskusję.

 

http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka