Wydawnictwo Nowy Świat Wydawnictwo Nowy Świat
2668
BLOG

Kulisy porwania Krzysztofa Olewnika (1)

Wydawnictwo Nowy Świat Wydawnictwo Nowy Świat Polityka Obserwuj notkę 5

SPOTKANIE

Włodzimierza Olewnika poznałem jesienią 2005 roku, gdy media jeszcze w znikomym stopniu interesowały się tą sprawą. Przyjął mnie w swoim gabinecie w domu pod Drobinem, niedaleko Płocka. Usiadłem na skórzanej kanapie i wyciągnąłem notes.
– Musi pan wiedzieć, że ja już nikomu nie ufam. Panu też nie ufam – zastrzegł na początku spotkania.
Żona mojego rozmówcy, Ewa Olewnik, postawiła na stole kanapki z szynką i kawę.
– Co by pan chciał wiedzieć? – zapytał Włodzimierz Olewnik.
– Proszę od początku opowiedzieć całą historię – odparłem.
– Uff, od czego tu zacząć. Proszę pana, tyle tego jest... – złapał się za głowę.
Rozmawialiśmy kilka godzin. Słuchałem, notowałem i zadawałem pytania. Olewnikowie szukali swojego syna i brata. Błagali, pisali listy, pukali do drzwi ministrów i polityków. Mało kto traktował poważnie ich opowieści. Matka całe dnie spędzała na modlitwach. Na koniec spotkania wręczyli mi plik dokumentów, które rozsyłali do prokuratorów, ministrów, polityków – z prośbą o pomoc w odnalezieniu ich syna. Gdy żegnałem się z nimi, przed domem było już ciemno. Chłodny, późnopaździernikowy wieczór podobny był do wieczoru sprzed kilku lat, gdy doszło do porwania.
– Boże, gdzie ten Krzysio teraz jest? Czy jest mu ciepło? Czy ma co jeść? – pytała błagalnym głosem matka. Wtedy wciąż go szukali.

 

Ewa Olewnik


Ewa Olewnik, kilka miesięcy przed odnalezieniem ciała jej syna. Układa ubrania w szafie Krzysztofa.

 

* * *

Wracałem autem do hotelu i miałem kompletny chaos w głowie. Nie wiedziałem, co sądzić o tej sprawie. Kompletny galimatias. Opowieść ojca była przerażająca. Chłopak zniknął, a w tle politycy, mafia, ciemne siły. Spisek. To wszystko nie miało sensu. Zastanawiałem się, jak na podstawie tych informacji przygotować jakiś materiał dziennikarski, w moim przypadku telewizyjny reportaż.
Gdy po powrocie do redakcji przedstawiłem temat moim szefom, też nie byli do niego przekonani. Wspólnie podjęliśmy jednak decyzję o rozpoczęciu zdjęć. Założyliśmy, że pokażemy tragedię rodziny, w dziennikarskim żargonie tak zwane human story, bez szczególnego zagłębiania się w wątki kryminalne.
Koledzy z branży byli sceptyczni. Redaktor jednej z gazet, gdy opowiedziałem mu tę historię, szczerze mi odradzał:
– Tu niczego nie wiadomo. Wszystko jest wyjątkowo pogmatwane. Od tej sprawy należy się trzymać z daleka! – mówił. Czas pokazał, że w tym przypadku intuicja go zawiodła. Gdy wiosną 2008 roku wybuchła w mediach „sprawa Olewnika”, jego redakcja na równi z innymi wzięła udział w dziennikarskim wyścigu o kolejnego newsa. Dziennikarze prześcigali się w „ujawnianiu” nowych wątków i w „docieraniu” do nowych faktów.

 


Fragment książki Roberta Sochy "Nie chodziło o okup. Kulisy porwania Krzysztofa Olewnika", Wydawnictwo Nowy Świat.

W księgarniach od: 6 X 2010.

Następny odcinek - jutro o 16:00.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka