NADZIEJA
Do wakacji 2002 roku Krzysztof jednak nie wrócił, a jesienią – w wyniku nacisków rodziny i ich prawników – sprawa została odebrana prokuratorowi Wawrzyniakowi i przeniesiona z Prokuratury Rejonowej w Sierpcu do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Akta trafiły na biurko Elżbiety Gielo, doświadczonej prokurator z wydziału śledczego.
Już po pierwszej lekturze akt prokurator Gielo była pewna jednego. Należy za wszelką cenę doprowadzić do zmiany ekipy policyjnej pracującej nad sprawą. Nie chciała prowadzić tego śledztwa razem z płockimi policjantami pod kierownictwem naczelnika wydziału kryminalnego Mazowieckiej Komendy Policji w Radomiu, Remigiusza Mindy. W jej opinii, ta ekipa nie gwarantowała rzetelności prac. Dlatego już w grudniu 2002 roku o przejęcie sprawy poprosiła jednostkę wyspecjalizowaną w walce z porwaniami, czyli Wydział Terroru Kryminalnego warszawskiej policji. Niestety, spotkała się z odmową. Zdążyła jeszcze napisać ponowne prośby do komendanta stołecznego, a nawet do ówczesnego szefa polskiej policji, jednak nie doczekała się odpowiedzi.
Tymczasem sporządziła plan śledztwa. Poszła tropem pieniędzy. Była pewna, że ze szczególną uwagą należy zbadać sprawy finansowe spółki Krupstal, jej ewentualne zadłużenie, jak również majątek Krzysztofa i pozostałych członków rodziny Olewników. Jako pierwsza chciała się poważnie pochylić nad analizą połączeń telefonicznych, wcześniej lekceważonych. Należało sporządzić spis wszystkich numerów, z których porywacze łączyli się z rodziną, z jednoczesną analizą miejsc, z których telefonowano, przez ustalenie lokalizacji anten telefonii komórkowej, w zasięgu których telefony akurat działały. Potem należałoby ustalić wszystkie numery, z którymi łączyły się telefony porywaczy i być może w ten sposób udałoby się trafić po nitce do kłębka.
Jak się okaże półtora roku później, gdy Krzysztofa już nie będzie wśród żywych, to był bardzo dobry pomysł na to śledztwo. Porywacze rzeczywiście używali telefonów i kart telefonicznych nie tylko do kontaktów z rodziną Olewników. Dzwonili także w inne miejsca, przez co jeden z nich w ten właśnie sposób w końcu wpadnie.
Na początku prokurator Gielo osobiście przesłuchała rodzinę Olewników i najważniejszych dla sprawy świadków, między innymi Jacka Krupińskiego. Interesowały ją przede wszystkim kulisy działania i finanse spółki Krupstal.
W połowie stycznia 2003 roku do akt prowadzonego przez nią śledztwa rodzina dostarczyła anonimowy list. Nadawca mało wprawnym pismem informował (pisownia oryginalna):
„Panie Olewnik, nie chce śmierci Krzyśka a wiem że grozi mu niebezpieczeństwo. Dotarła do moich uszów wiadomość że porywacze chcą go zabić, jeżeli pan może w jakiś sposób znaleźć Piotrowskiego boksera on jest kluczem do zagatki. Słyszałem że ukrywa się koło Nowego dworu i pilnuje Krzyśka kontaktuje się z nim Pazik, bywa też w Drobinie.”
Prokurator Elżbieta Gielo nie zdąży już zweryfikować tego anonimu. Nie zdąży też przypilnować policjantów, aby ustalili, co obecnie robią dwaj mieszkańcy Drobina: Robert Pazik „Pedro” i poszukiwany przez policję Ireneusz Piotrowski „Bokser”. Gdyby policjanci to zrobili, to trafiliby do letniskowego domu we wsi niedaleko Nowego Dworu Mazowieckiego, gdzie w piwnicy leżał przykuty łańcuchami do ściany Krzysztof Olewnik pilnowany dzień i noc przez „Boksera” (którego odwiedzał „Pedro”) i czekał na pomoc, która nie nadchodziła.
Fragment książki Roberta Sochy "Nie chodziło o okup. Kulisy porwania Krzysztofa Olewnika", Wydawnictwo Nowy Świat.
W księgarniach od: 6 X 2010.
Następny odcinek - jutro o 16:00.
Inne tematy w dziale Polityka