Ostatnie ataki izraelskiego lotnictwa na wojskowe cele w okolicach Damaszku, miały spowodować śmierć kilkuluset syryjskich żołnierzy. Wielokrotnie więcej jest rannych. Te ogromne straty poniosła głównie Wojskowa Jednostka 501, stacjonująca na północ od Damaszku i zajmująca się w Syrii bronią chemiczną.
Tak ogromne straty nie mogą pozostać przemilczanymi przez syryjski rząd, co było jego polityką w kontekście poprzednich, nie tak jednak dewastujących, ataków na dokładnie tę samą jednostkę w styczniu tego roku.
Syryjski Wiceminister Spraw Zagranicznych, Faisal Makdad, nazwał wczorajsze ataki "aktem wypowiedzenia wojny, przez Izrael". Mocne słowa wysokiego urzędnika syryjskiego reżimu niekoniecznie muszą oznaczyć wojnę. Choć niektóre źródłą jednak mówią, że Assad bardzo poważnie rozważa wypowiedzenie Izraelowi wojny.
Na wszelki wypadek, Izrael rozmieścił dwie dodatkowe baterie Żelaznej Kopuły, na swojej północnej granicy. Ale rząd Izraela zdaje się uważać zagrożenie wojną za niewielkie i planowana od dawna, historyczna wizyta Premiera Natanyahu w Chinach, ma odbyć się zgodnie z planem.
Najbliższe godziny pokażą czy Assad wybierze honorowe samobójstwo i popchnie Syrię do otwartej wojny z Izraelem, czy też poprzestanie tylko na wojennej retoryce i jakiejś akcji odwetowej o charakterze lokalnym. Skala strat stawia tę drugą opcję pod znakiem zapytania. Jaki by jego wybór nie był, losy jego prezydentury są już przesądzone. Jesteśmy świadkami jej ostatniego rozdziału. Jak się zakończy?
Bunt w armii i zamach stanu, wydają się najmniej prawdopodobne. Alewici, których lojalność jest fundamentem reżimu Assada, nie mają szansy uratować swojej dominującej pozycji w Syrii bez niego. Walczą więc o swoje życie. Iran też może nagle cofnąć swoje poparcie dla Assada, jeśli ten nie spełni oczekiwań Iranu i nie będzie dostatecznie agresywny w stosunku do Izraela. A to jest Iranowi potrzebne do wywołania zamieszania na tyle silnego, by pozwolić na kontynuację pracy nad bombą atomową, ale nie na tyle jednak silnego, żeby sprowokować zjednoczenie opinii międzynarodowej i militarną interwencję wymierzoną w irański projekt atomowy.
Prezydentura Assada jest skończona. Czy zakończy ją Izrael, czy bunt w armii, Iran, czy też pospieszna ewakuacja do zaprzyjaźnionego kraju (czy Rosja pozostanie mu wierna i w ucieczce?) nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, co będzie w Syrii po Assadzie?
Lęk międzynarodowej społeczności o przyszłość Syrii, lęk przed nieokiełznanym islamizmem z dostępem do nowoczesnej broni i sprawnego aparatu niemal totalitarnego państwa, powoduje, że szansa na jakieś ciche, mało kosztowne rozwiązanie kryzysu wydaje się bardzo mała. Nic się nie rozejdzie po kościach. Syria stanie się terenem konfronatacji dla interesów różnych państw. I nie zanosi się na to, by miała to być zimna wojna.
I być może właśnie w tym kontekście należy patrzeć na decyzję Premiera Natanyahu, by pomimo narastającego napięcia, polecieć z pięciodniową wizytą do Chin. Być może sytuacja jest tak poważna, że nie może odwlec tej wizyty.
Inne tematy w dziale Polityka