Jak bardzo Izrael jest osamotniony w świecie, widać najlepiej z Waszyngtonu. Wiedzieli o tym poprzedni prezydenci USA, ale to Obama zdecydował, że oprze politykę bliskowschodnią swojego kraju na tej konstatacji. I w tym jest różny od wszystkich swoich poprzedników. Johnson potrafił być brutalny w swoich wypowiedziech pod adresem Żydów i Izraela, Nixon nie krył antysemickich sentymentów, ale nie igrali z bezpieczeństwem Izraela, kiedy doszło do jego zagrożenia. Ta percepcja, że USA nie opuści Żydów w potrzebie, ukształtowała myślenie strategiczne przeciwników Izraela i zacementowała scenę polityczną na Bliskim Wschodzie na długie lata.
To se nevrati. Obama zademonstrował jak słaby, jak izolowany jest Izrael, jak niewydolne jest słynne proizraelskie lobby w Waszyngtonie. Dogadanie się z Iranem ponad głową Izraela, odrzucenie w tych negocjacjach dosłownie wszystkich warunków jakie stawiał Netanyahu, jest dramatycznym zwrotem w amerykańskiej polityce zagranicznej, którego skutki będą tak daleko idące, że nic nie pozostanie z dawnego krajobrazu politycznego w tym regionie.
Jutro w Genewie rozpoczynają się rozmowy na temat zniesienia sankcji, do których oprócz Iranu zasiądą przedstawiciele pięciu krajów będących permanentnymi członkami Rady Bezpieczeństwa, plus Niemcy.
I tak samo jak w wypadku Syrii, kiedy to początkowe zapowiedzi Obamy, sygnalizowały skruchę i wolę nieograniczonej współpracy syryjskiego reżimu z międzynarodową społecznością w sprawie likwidacji chemicznego arsenału Assada, a które to zapowiedzi okazały się płonne, tak i tu, początkowa i szeroko nagłośniona, rzekoma zgoda Iranu na oddanie całego wzbogaconego uranu okazała się daleka od prawdy. Iran siada do stołu i jest przy nim zaakceptowany, pomimo, że definitywnie zapowiedział, że uranu nie odda i nie będzie na ten temat rozmawiał. To stanowisko zostało zaakceptowane, zanim rozpoczęły się negocjacje! To tak jakby przystępować do meczu w którym punkty za zwycięztwo już zostały przydzielone, a awans do następnej rundy zapewniony, niezależnie od tego kto komu i ile strzeli bramek.
Minie trochę czasu zanim skutki zmiany amerykańskiej polityki wobec BW dotrrą w pełni do publicznej świadomości. Ale kości zostały rzucone, a główni gracze już ścigają się, by zająć jak najlepsze pozycje w tej nowej przestrzeni utworzonej przez amerykańską zdradę. Każda wojna ma swojego Chamberlaina. I ten obecny, w duchu, niczym się nie różni od swojego poprzednika.
Nad światem zawisło ciężkie perskie oko.
Inne tematy w dziale Polityka