Wczoraj, 31 października, w czasie próby zniszczenia niedawno odkrytego 1.5 kilometrowego tunelu przekopanego z terytorium Gazy w pobliże kibucu na terenie Izraela, Hamas zdetonował ukrytą w nim, potęzną bombę. Pięciu Izraelczyków odniosło rany, jeden bardzo poważne.
Oficjalna wersja wydarzeń mówi o tym, że armia się spodziewała, że była przygotowana. Ten uspokaający ton, zupełnie nieadekwatny do sytuacji, coś mi bardzo przypomina i nie są to skojarzenia budujące. A pytania się mnożą i dla nikogo nie jest już tajemnicą, że doszło do poważnej kompromitacji.
Przez ten tunel, kilka dni temu, przechodził Minister Obrony, gen. Moshe Ya'alon. Dziennikarze zaczynają pytać, jak to możliwe, że nie zbadano tunelu, zanim weszli do niego wysocy funkcjonariusz państwa. Pytają o to, kiedy tak naprawdę Hamas zdołał podłożyć tę bombę. Już po jego spacerze, czy też bomba tam była przez cały czas. Obie i jak się zdaje, jedyne możliwe, ewentualności świadczą o kolosalnym zaniedbaniu. Skandal sie dopiero rozkręca.
Pytania o kompetencje tego rządu, coraz śmielej pojawiają się w przestrzeni publicznej. I to nie tylko w odniesieniu do detalu jakim jest tunel, ale i w sensie strategicznym. Szok wywołany zdradą Waszyngtonu jest tak silny, że czas reakcji nań, dopiero się rozpoczyna.
Źródła w Waszyngtonie twierdzą, że poważnym elementem gry Obamy z Izraelem, jest właśnie kalkulacja, na rozsadzenie rządu Netanyahu od środka i zastąpienie go bardzie uległym dla interesów amerykańskich. Wiosna arabska, nie była, jak się po niewczasie okazuje wcale arabska, a bliskowschodnia. Izrael był od początku celem tych manewrów amerykańskiej polityki zagranicznej, a nie jej partnerem i współtwórcą.
Obama chce i potrzebuje zmieny na stanowisku premiera Izraela. I to mu się pewno uda. Bo bolesna prawda o tym, jak nieprzygotowany był izraelski rząd na taką ewentualność, zaczyna właśnie docierać do społeczeństwa. Wraz z tą rosnącą świadomością pojawiają się pytania, na które nie ma w gruncie rzeczy dobrych odpowiedzi. Polityka bezpieczeństwa Izraela była oparta na budowaniu własnej siły i własnych możliwości, ale też na niezłomnym sojuszu z USA. Nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewał się takiej volty Obamy. Problem w tym, że jeśli chodzi o bezpieczeństwo kraju, nie wolno niczego pozostawić wierze. Trzeba opracować wszystkie możliwe scenariusze, nawet takie, które mieszczę się tylko w chorej głowie, w tym i zdradę największego sojusznika.
Ponieważ zaś ta zdrada, dokonana została w prawie białych rękawiczkach, oprawiona w retorykę o niezachwianym sojuszu i pokoju, to tym trudniej jest mówić o niej w sposób jednoznaczny. I to spowoduje, że najprawdopodobniej rozsadzi scenę polityczną Izraela i dokona sporych przetasowań. Na złe idzie.
Inne tematy w dziale Polityka