A kiedy już przyjdą podpalać nasz dom, bo przyjdą, będą skrupulatnie realizować dość sprytny plan. To nie będzie plan ułożony wczoraj, czy przedwczoraj. Przedsięwzięcia, takie jak podbój jakiegoś kraju, planuje się starannie i realizuje przez dziesięciolecia. Dlaczego tak piszę, że na pewno przyjdą? Bo minęło już dostatecznie dużo czasu od momentu, kiedy musieli stąd odejść, tracąc ogromne obszary będące wcześniej pod ich bezpośrednią kontrolą. Musieli, to prawda, ale co konkretnie, zmusiło ich do pokojowego wycofania się z podbitych terenów? Jedni wierzą, że zostali do tego zmuszeni przez Zachód, inni wierzą, że to my, Polacy, swoim niezłomnym poparciem dla Solidarności zmusiliśmy ich do ucieczki, jeszcze inni przypisują zasługę ludności Berlina Wschodniego i ogólnie DDR. To są niebezpieczne złudzenia.
Państwa Zachodu, nie żywiąc pragnień podboju i dominacji innych narodów, traktują wojnę jako niemiły, kosztowny, ale tylko środek do obrony swojego tzw świętego spokoju. Z Rosją jest inaczej. Wojnie i jej wygraniu, poświęca się nie tylko znacznie większy procent dochodu narodowego, niż na Zachodzie, ale podporządkowuje się jej wszystkie aspekty życia całego społeczeństwa. Zachód chce wierzyć, że Rosjanie, lub ogólnie obywatele tego molocha zwanego Rosją, są tacy sami, jak oni. To są naiwne złudzenia. To jest lud wojenny, wychowany do podboju innych nacji.
Sowiecka doktryna wojenna nakazuje siłom własnym przygotowanie przeciwnika do akceptacji przekonania o nieuniknionej przegranej, zanim jeszcze rozpoczną się działania wojenne. Odbywa się to na drodze masowego prania mózgów mieszkańców kraju obranego za cel. Wiedza o tym, jak to się robi, jest dziś tajemnicą poliszynela, można się jej naczytać w rozlicznych popularnych wydawnictwach. To powszechne przekonanie, że nie ma w tych “odgrzewanych sensacjach” niczego nowego, że wszyscy znają te techniki, lub o nich słyszeli, przynosi ze sobą i ten skutek, że żywi się przekonanie, jakoby należały one już tylko do zimnowojennej przeszłości. No, a przecież zimną wojnę soviety przegrały, ergo, przegrały również ich pomysły na podbój świata. To też są bardzo niebezpieczne złudzenia.
W wielkim skrócie przypomnę na czym polega ta dobrze znana, czterostopniowa technika opanowywania jakiegoś kraju. Pierwszym jej etapem, trwającym 20-25 lat, jest DEMORALIZACJA wyznaczonego społeczeństwa. Tak długi odcinek czasu jest potrzebny na wychowanie jednego pokolenia w nowym i korzystnym dla agresora, demoralizującym duchu. Etapem następnym jest DESTABILIZACJA kraju. Zajmuje tylko kilka lat. Najważniejszymi celami na tym etapie, w przeznaczonym do rozbiórki państwie, są:
1. Zdolność do obrony - armia, bezpieczeństwo energetyczne, przemysł zbrojeniowy, wywiad i kontrwywiad, szkolenie wojskowe rekrutów.
2. Ekonomia.
3. Polityka zagraniczna.
Następnym krokiem jest stworzenie kryzysu - to tylko kilka miesięcy i już droga stoi otworem do wielkiego finału czyli, NORMALIZACJI. Siłami przynoszącymi tą “normalizację” są z reguły wojska najeźdźcy, ale mogą też ją wprowadzać zaufani, czyli całkowicie podporządkowani i kontrolowani przez agresora autochtoni.
Czy Polska jest na celowniku Rosji? Czy mamy do czynienia z celowymi działaniami zmierzającymi do podporządkowania naszego kraju Rosji? Próbując odpowiedzieć na te pytania, z reguły skupiamy się na analizie celowości takiego działania Rosjan. I nieodmiennie wychodzi dyskutantom, że Rosji się to nie opłaci - zbyt kosztowne sankcje itd... Tylko nieliczni twierdzą stanowczo, że podporządkowanie sobie Polski jest dla Rosji nieuniknionym etapem jej wysiłku dla odzyskania i poszerzania strefy swoich wpływów.
Pomijając w tej chwili przyczyny dla których Rosja jest tak agresywna, skoncentrujmy się raczej na analizie naszej sytuacji wewnętrznej, w świetle tej, choćby i tylko szczątkowej, wiedzy jaką mamy o sposobach w jakie Rosja realizuje swoje podbojowe zamiary.
Wychowano w Polsce całe pokolenie, którego zasady moralne uległy ideologicznej korupcji. Instytucja rodziny pod ciągłym ideologicznym ostrzałem od dwudziestu kilku lat, dziś już znaczy coś zupełnie innego niż parę dekad wstecz. Odebrano jej najważniejszą cechę - stabilność i powszechność. Dziś jest już tylko jedną z opcji, a ukucie terminu “tradycyjnej rodziny”, otworzyło wrota na nowinki i rekombinacje z koszmarnych snów. Dwie mamy, czy trójkąty, czy dwóch ojców, jako równoprawne i zależne wyłącznie od “wyboru” zainteresowanych, formy życia rodzinnego. To wszystko zalało młode, plastyczne umysły niezdolne jeszcze do obrony przed nowinkami i “nowoczesnymi” trendami. Promiskuizm jest nową normą, kobiety uwierzyły, że najważniejszą sprawą w ich życiu, jest dorównać chłopom we wszystkim. W braku powściągliwości również. A przecież bez zasad moralnych niemożliwe jest trafnie i wnikliwe postrzeganie świata. Również zagrożeń. Będąc człowiekiem, który przeżył na “zgniłym zachodzie” prawie tyle samo lat ile w PRL-u, wciąż nie mogę się nadziwić, że to zepsucie moralne, w Polsce jest wciskane młodym, jako nowe, nowoczesne i bardzo zachodnie, czy europejskie. Nie jest. Jest stare jak świat, starsze od judaizmu, czy chrześcijaństwa. Nic nowego. Stare jak świat pogańskie błędy, które cywilizacja rozpoznała i słusznie wyparła na margines życia społecznego. Powrót tych starych dewiacji nie dzieje się samoczynnie. Celowo zmieniono programy szkolne, wydano i wprowadzono pod strzechy niezliczone książki, filmy, piosenki, artykuły gazetowe bombardujące młodych zepsuciem. Demoralizacja jest etapem zakończonym. Sukcesem.
Faza destabilizacji za to jest w pełnym rozkwicie. Dziś nie tylko, że nie mamy armi zdolnej do obrony kraju, ale mamy również powszechne przekonanie, że nam jest do niczego niepotrzebana, bo świat jest taki spokojny - a my mamy nasze sojusze i siły superspecjalne (to była jadowita kołysanka sączona w nasze uszy jeszcze do bardzo niedawna). Alternatywną śpiewką obliczoną na ten sam efekt, jest przekonywanie społeczeństwa, że armia i tak nam nic nie da, bo Rosja jest po prostu zbyt silna. W efekcie, jesteśmy dziś bezbronni. Wywiad nie wiedział i dalej nie wie co zamierza Rosja, kotrwywiad złapał jednego rosyjskiego szpiega. Nasze służby są silne i różnorakie. Podsłuchują siebie nawzajem, śledzą członków rządu i kelnerów, a BOR skutecznie chroni posłusznych. Zrezygnowano z poboru i dziś ludzi potrafiących w Polsce walczyć, jest dosłownie garstka.
Ekonomia za to ma się podobno dobrze. Jednak, zadłużenie rośnie, kolejne gałęzie przemysłu okazują się nieopłacalne i są “wygaszane”, zaś ludzie młodzi głosują nogami, wystawiając nieomylne świadectwo kondycji ekonomicznej naszego kraju, emigrują masowo za chlebem. Propaganda przedstawia te zagrożenia jako drobniuchne zawirowania i zapewnia nas, że cały Zachód zazdrości nam naszej prężnej gospodarki. Ktoś zapomniał o tym powiedzieć młodym? Chyba by przecież zostali, gdyby wiedzieli, jak w Polsce jest dobrze, prawda? Do tej pory nie zbudowano w Polsce infrastruktury do przyjmowania, składowania i rozsyłania skroplonego gazu ziemnego, oczywistej alternatywy dla dominującego rosyjskiego gazu z nieprzyjaznej rury. Kompletnie zaniedbano szansę na rozwój górnictwa gazu łupkowego, topiąc ją w morzu biurakratycznych i prawnych niemożności. Polska pozostała zależna energetycznie od nieprzyjaznego, czy raczej wrogiego jej państwa. Kto do tego doprowadził? Czy będziemy dalej udawać, że to przypadek?
Polityka zagraniczna? No, jak ona się ma? Rozbita na kawałki. To co było dla Polski najważniejsze - zbudowanie regionalnych sojuszy krajów środkowoeuropejskich, zostało zaniedbane, jeśli nie zasabotowane. Myślenie strategiczne zastąpiono pilnym baczeniem, żeby nie drażnić Misia-putysia. Wizerunek Polski jako kraju niezbyt poważnego utrwalono kolejnymi, raczej pustymi gestami na arenie międzynarodowej. W skrócie należy powiedzieć, że niedalekim od prawdy jest stwierdzenie, że polska polityka zagraniczna miała cel raczej wewnętrzny i imała się środków mających z dyplomacją niewiele wspólnego. Używając manipulacji i ordynarnego PR-u, trudziła się głównie, żeby obraz sukcesów i rosnącego znaczenia międzynarodowego, utrwalać w sercach samych Polaków, bez zbędnego zawracania sobie głowy opinią międzynarodową. Sprawy zagraniczne, oddano chętnie w kompetętne rączki KE.
Destabilizacja naszego Państwa jest już prawie dokonana. Powaga sytuacji dojdzie do powszechnej świadomości, dopiero wtedy, kiedy przyjdzie do załamania koniunktury w gospodarce. Wtedy też pojawi się w naszym kraju kryzys, którego “normalizację” już w detalach zaplanowano na Kremlu. Łącznie z listą osób do neutralizacji. Kryzys można też będzie wywołać wokół nadchodzących wyborów. Czy Duda może nas uratować? Zdaje się być właściwym kandydatem. Jeśli naprawdę ma ten potencjał, którego nam dziś tak bardzo brakuje w ciężkiej potrzebie, to on tych wyborów wygrać nie zdoła. Coś mu przeszkodzi. Mało to przeciwności na tym świecie? Jeśli naprawdę jest taki groźny dla ustalonego od lat porządku rzeczy w Polsce, to istnieje już i na niego odpowiedni scenariusz.
Inne tematy w dziale Polityka