Owanuta Owanuta
456
BLOG

Osirak - Zapomniana Lekcja

Owanuta Owanuta Polityka Obserwuj notkę 36

Rok 2015 pod wieloma względami przypomina rok 1981 w Izraelu. Również wtedy, tak jak dziś, Likud z Premierem Menachem Beginem był u władzy, a w przedwyborczych sondażach, Alignment - poprzedniczka Labor Party (Partii Pracy) Szymona Peresa, mogła pochwalić się wynikami wróżącymi jej zwycięztwo w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Nad Izraelem, podobnie jak dziś, również wtedy wisiało niebezpieczeństwo, że nieodpowiedzialny i niebezpieczny reżim bliskowschodni wkrótce uzyska dostęp do broni jądrowej. Wtedy to był Irak, dziś jest Iran. I podobnie jak dziś, również wtedy izraelska lewica nie potrafiła rozpoznać tego zagrożnia. Jak dziś, tak i wtedy straszyła wszystkich na lewo i na prawo, okropnymi konsekwencjami ewentualnego ataku na iracki program atomowy.

 

Zagrożenie rosło, wywiad donosił o znacznym zaawansowaniu irackiego programu budowy bomby atomowej. Tę ocenę sytuacji podzielała również amerykańska CIA. A jednak nie było woli politycznej, by coś z tym zrobić. Ameryka niechętnie myślała o ataku na reżim Saddama, który był w trakcie  śmiertelnych zmagań z największym wrogiem Ameryki na Bliskim Wschodzie, z Iranem. 

 

Intensywne wysiłki dyplomacji izraelskiej przyniosły zatem zerowe efekty. Tak Francja, jak Włochy, okazały brak zrozumienia dla zagrożenia, jakie niosła dla egzystencji Izraela, współpraca wojskowa i naukowa pomiędzy tymi krajami, a Irakiem Saddama Husseina w dziedzinie broni jądrowej. Dla Francji, Irak był największym klientem ich przemysłu zbrojeniowego, nic dziwnego więc, że usilne prośby Izraela o przerwanie francuskiej pomocy budowy irackiego reaktora spotkały się z odmową. Włochy również czerpały znaczące korzyści z kooperacji z Irakiem i nie były zainteresowane przerwaniem dostaw materiałów nuklearnych dla irackiego ośrodka atomowego. Zegar tykał, pierwsza dostawa paliwa jądrowego miała się odbyć już za kilka miesięcy. USA nie czuły potrzeby pilnego działania, by zastopować iracki wyścig do bamby A. Izrael był sam. Tak jak dziś.

 

Wtedy jednak, Premierem Izraela był Menachem Begin. Licząc się z tym, że w nadchodzących wyborach jego partia Likud, może przegrać z lewicowym Alignment Peresa i świetnie rozumiejąc jak fundamentalnym zagrożeniem dla Izraela jest iracka bomba, podjął decyzję o ataku na ich instalacje atomowe. Było bowiem dla niego jasne, że lewica pod wodzą Szymona Peresa, po wygraniu wyborów, najprawdopodobniej nie zrobi niczego, by zastopować irackie ambicje atomowe. Takiego ryzyka podjąć nie mógł człowiek, który publicznie zapewniał, że nie będzie tym, który pozwolił na kolejny Holocaust. Tą trudną decyzję podjął człowiek odważny, świadom jej wagi, jak i konsekwencji braku takiej decyzji. Akcję Izraela potępiły wtedy wszystkie kraje. Nawet USA poparły rezolucję ONZ potępiającą atak. Ale już niewiele lat później, w czasie wojny z Irakiem w Zatoce Perskiej, armia amerykańska nie mogła nie czuć głębokiej wdzięczności za pozbawienie Saddama potencjału do użycia w niej broni jądrowej.

 

Nadchodzące wybory w Izraelu, mogą kompletnie przekreślić szansę na powstrzymanie tym razem Iranu od położenia łapek na atomowym guziczku. To znaczy jeśli szanse te w ogóle jeszcze istnieją. Netanyahu przecież nic do tej pory nie zrobił, czy więc zrobi porządek z nuklearnymi ambicjami mułłów, jeśli te wybory wygra? Z całym dla niego szacunkiem i sympatią, Beginem to on jednak nie jest. No i Obama to nie Reagan.

Wtedy, atak nastąpił na 3 tygodnie przed wyborami. Dziś, do wyborów pozostało już tylko 10 dni. Jeśli Netanyahu, wierzy, że może te wybory przegrać i jeśli wierzy w zagrożenie irańską bombą, to atak nastąpi przed 17 marca. Tylko czy Bibi może uwierzyć w przegranie wyborów?

Owanuta
O mnie Owanuta

Nutnik

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (36)

Inne tematy w dziale Polityka