Wczoraj muzułmanin pochodzący z Kuwejtu, a mieszkający w Stanach od 1996 roku dokonał terrorystycznego ataku na dwa biura należące do amerykańskich sił zbrojnych, zabijając czterech żołnierzy. To czego się obawiano od dłuższego czasu, stało się. Czysty akt fanatycznego dżihadyzmu wydarzył się na ziemii amerykańskiej. Stało się to w Chatanooga, Tennessee. Dziś amerykańskie społeczeństwo dowie się kim jest, na drugi dzień po ataku.
Narody tylko w wyjątkowych momentach i przez krótkie okresy czasu są jednomyślne, lub prawie jednomyślne. To dotyczy różnych spraw, ale jest szczególnie prawdziwe w tych fundamentalnych, żywotnych dla kraju. Zaangażowanie Stanów w II Wojnę Światową było jedną z tych spraw. W przeddzień przystąpienia USA do wojny, społeczeństwo amerykańskie było podzielone niemal równo, na dwa zajadle się zwalczające obozy. Za i przeciw, wychodzeniu z izolacji od wstrząsającego już jakiś czas światem, krwewego amoku...
Wszystko to zmieniło się w dosłownie kilka godzin grudniowego poranka roku 1941. 7-ego dnia tego miesiąca, o ósmej rano, samoloty japońskie zaatakowały amerykańską flotę wojenną w Pearl Harbour na Hawajach. Następnego dnia, kiedy Prezydent Roosevelt, potępiając zdradziecki atak, zapowiedał, że USA nie tylko obronią się przed inwazją, ale całkowicie zniszczą wroga, USA były już zupełnie innym krajem. Krajem zjednoczonym, zdeterminowanym i pałającym wolą walki aż do zwycięstwa.
Polityczna poprawność (Political Correctness - PC) dominująca fronty ideologiczne polityki Zachodu w ostatnich latach, nie oszczędziła i USA. Amerykanie od lat są demobilizowani, osłabiani, demotywowani, skłaniani do przyjmowania "na wiarę" rzeczy, których nie czują w swoich sercach, których instynktownie się obawiają. Czy to będzie gejowskie małżeństwo, czy zwariowana polityka imigracyjna otwierająca na oścież granicę południową USA, liberałowie zdają się święcić tryumf za tryumfem. Miękkie narzucanie całemu społeczeństwu kolejnych rozwiązań sprzecznych z tradycyjnymi i bardzo głęboko zakorzenionymi wartościami, okazało się niezwykle skuteczne, a ideolodzy PC wydają się być nie do zatrzymania. Zaś obywatele USA odczuwają raczej dyskomfort, niż zagrożenie tymi zmianami, nie sposób więc skrzesać iskry społecznej mobilizacji w tej ciepłej zupie amerykańskiego dostatku i bezpieczeństwa.
To może się zmienić. Czy się zmieni dowiemy się dzisiaj. Wczorajszy atak dotyczył co prawda "tylko" żołnierzy, ale został dokonany w biały dzień, w środku zwykłego amerykańskiego miasta. Zaatakowane biura mieściły się nie na jakimś wyizolowanym z cywilnego życia terenie wojskowym, ale pomiędzy sklepami, automatycznymi pralniami i restauracjami, na oczach przechodniów, dzieci, kobiet. To może być na tyle głębokim szokiem, że doprowadzi do skokowej zmiany nastrojów społecznych, które i tak są mało dziś przewidywalne.
W 1941 Prezydentem był Roosevelt, dziś jest nim Barak Hussein Obama urodzony, o ironio, w Honolulu na Hawajach. Ten prezydent raczej nie zgalwanizuje amerykańskiego społeczeństwa do walki z islamizmem. Nie ten prezydent, niestety. Obama, wychowany w duchu PC, będący jej tryumfalną, wykonawczą manifestacją, nie wydaje się być mężem stanu zdolnym do wypowiedzenia słów równie ważkich, jak te które padły z ust Roosevelta, 8 grudnia 1941:
Wczoraj, 7 grudnia, 1941 - data, która na zawsze będzie żyć w hańbie - Stany Zjednoczone zostały niespodziewanie i celowo zaatakowane, przez morskie siły lotnicze Japońskiego Imperium...
Nie, Barak Hussein Obama, jest prezydentem, który właśnie wcisnął wolnemu światu poddańczy traktat z Iranem, a teraz jest bardzo zajęty zastraszaniem Amerykańskich Senatorów, żeby nie ważyli się wykoleić jego zdradzieckiej polityki vis a vis islamskiego terroru. Amerykański gigant może się jeszcze obudzić, może jeszcze uratować świat od narastającego chaosu, ale bywają takie sny z których się już wstaje. Być może właśnie takim snem śpi dziś Ameryka, podczas kiedy pobudzony Obama bryka, jakby nie było jutra...
Inne tematy w dziale Polityka