Obywatele USA zdają się być umęczeni do kresu wytrzymałości, skakaniem w takt muzyki granej przez polityków obu dominujących partii na fujarze Politycznej Poprawności.
Wielkie machiny polityczne, rywalizujące zawzięcie ze sobą w kreowaniu swoich kandydatów na najwyższych kapłanów kultu PP, nie są w stanie dokonać tego, co bez większego wysiłku osiąga w obecnych wyborach prezydenckich człowiek, który przychodzi do polityki ze świata biznesu. Nie potrafią zapewnić swoim kandydatom nawet w przybliżeniu takiej popularności, jaką cieszy się ten, który odważył się krzyknąć, że król jest nagi. Donald Trump (żadnego znanego pokrewieństwa z kaszubskim Donaldem Obraźliwym) nazywa rzeczy po imieniu, trafnie czyta nastroje społeczne i skutecznie nokautuje swoich republikańskich rywali w wyścigu do nominacji na kandydata tej partii.
Oczywiście za wcześnie, żeby prognozować wyniki procesu nominacyjnego, ale nie można przeoczyć sprzeczności jaka bije w nawet szeroko zamknięte oczy mainstreamowych komentatorów. Donald Trump jest przeciwny tym wszystkim, tak drogim ruchowi PP ideom, które są, jak pokazują raz za razem sondaże, również chóralnie wyznawane przez "cywilizowaną" większość amerykańskiego społeczeństwa, a jednak jego popularność wciąż rośnie! Kto go więc popiera? Najwyraźniej są to Amerykanie z obu partii, zniesmaczeni, wystraszeni efektami wcielania w życie utopijnych mrzonek polityków uwiedzionych przez kult politycznej poprawności.
W tej chwili Trump jawi się jako klasyczny populista, ale historia zna przykłady, kiedy lider dorastał do nadziei pokładanych w nim przez wyborców. Jeśli w obecnej puli ścigających się o nominację Partii Republikańskiej w nadchodzących wyborach prezydenckich, jest ktoś, kto mógłby skutecznie wyjść naprzeciw niewyartykułowanym oczekiwaniom amerykańskiego społeczeństwa, jest nim z pewnością Donald Trump, którego postura męża stanu, zdaje się rosnąć wraz z jego popularnością.
Inne tematy w dziale Polityka