Dzieje się tak, ponieważ pielęgniarki z licencjatem mają prawo podpisać klauzulę opt-out, czyli oświadczenie o wyrażeniu zgody na pracę w wymiarze przekraczającym przeciętnie 48 godzin na tydzień w przyjętym okresie rozliczeniowym. Powoduje to, że pielęgniarka albo lekarz mogą pracować nawet 24 godziny na dobę. Nikt tego nie sprawdza, kontraktowych pielęgniarek nie kontroluje Państwowa Inspekcja Pracy, a pracodawca cieszy się, że ma pracownika. Według mnie taka praktyka równa się także – nie boję się tego powiedzieć – odbieraniu pracy innym pielęgniarkom, które są na bezrobociu. W Warszawie obecnie niemal nie przyjmuje się pielęgniarek na etaty we wszystkich szpitalach. Nie patrzy się na jakość opieki pielęgniarskiej, ale na to, żeby było tanio. Wynika to także z tego, że pacjent jest towarem, a medycyna to usługi…
Średnia wieku w tym zawodzie wynosi 45,6 lat i szybko się podnosi.
M. A.: W moim szpitalu średnia wieku pielęgniarek to prawie 48 lat. A to jest problem choćby dlatego, że kobiety po menopauzie częściej chorują, a długotrwała praca na zmiany zaburza rytm biologiczny. Najwięcej jest pielęgniarek pomiędzy 35. a 52. rokiem życia. To są te osoby, które kończyły jeszcze licea medyczne, wiele z nich podniosło swoje wykształcenie, mają tytuły licencjatów i magistrów. Obecnie bardzo mała grupa kobiet podejmuje studia pielęgniarskie – jest to zawód nisko opłacany, a jednocześnie ciężki i niewdzięczny. Pielęgniarka zaczynająca pracę w szpitalu w stolicy otrzyma najczęściej najniższą pensję – 1800-2300 zł brutto. Oczywiście, łącznie z dyżurami nocnymi i świątecznymi zarobi więcej, ale wiadomo, że młoda pielęgniarka musi się wdrożyć do zawodu, a na to nakładają się jeszcze różne realia i układy na poszczególnych oddziałach szpitalnych: to starsze pielęgniarki zwykle otrzymują dodatkowe dyżury. Pielęgniarka, która zaczyna pracę, musi się przyuczać, bo przygotowanie praktyczne na studiach jest teraz bardzo różne. Koleżanki mają dziś o wiele mniej praktyk niż moje roczniki.
Łatwo sobie wyobrazić konsekwencje takiej struktury wiekowej, jaką mamy w pielęgniarstwie: starszych pielęgniarek nie ma kim zastąpić. W moim szpitalu na dwieście pielęgniarek mamy może z dwadzieścia młodych.
Na Festiwalu Obywatela wspominała Pani, że na protestach pielęgniarek zawsze zyskiwali przede wszystkim lekarze. Na Portalu Pielęgniarek i Położnych znalazłem informację, że rozwarstwienie płac w szpitalach może sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
M. A.: My protestowałyśmy, a głównymi beneficjentami naszych manifestacji była grupa lekarzy i innych pracowników, także administracyjnych, ochrony zdrowia. Tak było choćby po protestach w „białym miasteczku” za rządów Prawa i Sprawiedliwości w ramach tzw. ustawy wedlowskiej, gdzie zagwarantowano 40-procentowy wzrost wynagrodzeń pielęgniarkom i innym pracownikom służby zdrowia.
W Polsce w większości szpitali dyrektorami są lekarze. Co prawda związek zawodowy lekarzy jest niewielki, nie należy do żadnej dużej centrali związkowej, ale zawsze mają tzw. dojścia do ministra, wiceministra itp. Pielęgniarki muszą wystać swoje i wychodzić na ulicach. Często musiałyśmy bardzo twardo negocjować, choć nie zawsze się to udawało. W niektórych szpitalach dyrektorzy dawali pielęgniarce podwyżkę pięć złotych brutto za godzinę. Dodam, że praca pielęgniarki nie jest również wyceniana przez NFZ. Lekarze mają procedury lekarskie, za które szpitale otrzymują wyższe kontrakty z NFZ, natomiast my do tej pory walczymy o wycenę pielęgniarskich usług medycznych. Tego nikt nie chce nam przyznać.
Dlaczego?
M. A.: Moim zdaniem wynika to z faktu, że w systemie nie ma pieniędzy. Dofinansowanie nie wzrasta, koszty utrzymania rosną, choćby opłaty za energię, wywóz śmieci, za wodę itd. Wiadomo, że szpitale prędzej zapłacą za media, sprzęt i leki, niż podwyższą pensje pielęgniarkom. Lekarze z kolei mają zwykle bardzo dobre kontrakty – za godzinę pracy lekarza szpitale płacą od 60 zł wzwyż. Niektórzy lekarze mówią, że nie staną do pracy, jeśli nie dostaną 100 zł na godzinę. To wysokie zarobki, które równocześnie stają się zaporą uniemożliwiającą podniesienie płac pielęgniarce czy salowej. A te ostatnie są zatrudnione na minimalnych pensjach…
Nasza praca bezpośrednio przy pacjencie jest mało ceniona. I tu znów kłania się kwestia niedoboru personelu. Bardzo często pielęgniarki kończą dyżur ze świadomością, że nie wszystko zostało zrobione tak, jak byśmy chciały. To powoduje duże zniechęcenie wśród pielęgniarek, poczucie frustracji. A przecież do tego zawodu naprawdę trafiają osoby, które po prostu lubią ludzi, są na nich otwarte, potrafią z nimi być. Ale zmęczenie zawodowe i poczucie niesprawiedliwości finansowej jest duże. Tymczasem rośnie dysproporcja między zarobkami naszymi a kadry lekarskiej.
Komentarze