W ostatnim numerze magazynu "OBYWATEL" znajdujemy interesujące wywiady prezentujące panoramę trzech ważnych nurtów polskiej myśli politycznej.
Nie zabrakło wśród nich także miejsca na rozmowę o dorobku szeroko rozumianego ruchu ludowego, który prezentuje prof. Jan Jachymek, politolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, a jednocześnie wieloletni działacz ZSL i PSL i badacz polskiego agraryzmu (Z ludem i dla ludu od ponad stulecia. Z prof. Janem Jachymkiem rozmawia Michał Sobczyk, "Obywatel", nr 3 (41) / 2008, s. 76-80). Warto poświęcić kilka słów komentarza, szczególnie tym spośród tez profesora, które odnoszą się pośrednio lub bezpośrednio do Samoobrony.
Po pierwsze, prof. Jachymek - co zrozumiałe - jak mało kto zna źródła ideowe polskiej myśli ludowej. Kreśli zatem istotne uwagi na temat jej usytuowania na polskiej scenie politycznej, przede wszystkim akcentując jej centrowy charakter. Wypada więc tylko przypomnieć, że ludowcy w Polsce zawsze stanowili swoistą trzecią drogę, historycznie rzecz ujmując, znajdując się pomiędzy indywidualistycznym, wolnorynkowym kapitalizmem a kolektywistycznym, marksistowskim socjalizmem. Oznacza to, że mogli pełnić rolę partii obrotowej, zdolnej do koalicyjnej współpracy zarówno z lewą jak i prawą częścią spektrum politycznego. Bardzo charakterystycznym elementem ich potencjału koalicyjnego była wszakże możliwość porozumienia wyłącznie z tymi ugrupowaniami, które odrzucają pewne skrajności. Z jednej strony mało realna i sprzeczna z programem przez ludowców głoszonym była kolaboracja z komunistami, z drugiej za całkowitą aberrację uchodziła przez długie lata myśl o sojuszu z liberałami. "Obecna słabość PSL ma przyczynę w tym, że współcześnie bardzo słaby jest w polskim życiu politycznym środek, centrum. Na prawo od ludowców nie ma silnej partii chadeckiej - chociażby na miarę Stronnictwa Pracy, brakuje również szczerze lewicowej partii - na lewo od ludowców - jaką była w II RP Polska Partia Socjalistyczna" - przytomnie zauważa profesor. W tym kontekście warto jednak dostrzec, że - w sensie ideowym i programowym - pierwszą zdradę fundamentów myśli ludowej stanowiła zgoda części działaczy ludowych na funkcjonowanie w satelickim wobec PZPR, uznającym hegemoniczną rolę komunistów ZSL. Nie czynię z tego zarzutu: takie były realia polityczne powojennej Polski, a wybór dokonany przez Stanisława Mikołajczyka, a nawet - po jego emigracji - Józefa Putka czy innych działaczy ludowych, którzy zdecydowali się na działalność w Polsce Ludowej uznaję za uzasadniony i realistyczny. Jeśli miałbym oceniać, był to wybór znacznie trzeźwiejszy niż decyzja narodowców czy niepodległościowców, wybierających ograniczenie swej działalności do emigracyjnego Londynu. ZSL zrobiło dla polskiej wsi wiele dobrego, nawet pomimo ceny, jaką ludowcom przyszło zapłacić, polegającej głównie na formułowanym do dziś nierzadko zarzucie odejścia od pryncypiów. W niepodległej Rzeczypospolitej po 1989 roku ludowcy wchodzili do tej pory w skład gabinetów koalicyjnych budowanych z postkomunistyczną socjaldemokracją. Biorąc pod uwagę charakter ich partii i wcześniejsze doświadczenia, a nawet deklaracje programowe, był to wybór w miarę logiczny. I przyznać dziś trzba, że działalność wielu ludowców studziła nierzadko neoliberalne zapędy kolejnych ekip SLD. W 2007 roku doszło jednak do rzeczy do tej pory niewyobrażalnej. PSL jednym pociągnięciem pióra pod umową koalicyjną zaprzeczyło i wyparło się całej dotychczasowej tradycji polskiego ruchu ludowego. Stało się filarem rządu partii liberalnej, z gruntu obcej postulatom poprawy losu polskiej prowincji, skoncentrowanej na pozyskiwaniu poparcia zupełnie innych grup społecznych. Nie stało się to w wyniku historycznej konieczności, zdeterminowanej decyzją potęg zewnętrznych, jak to było po 1944 roku. Był to świadomy akt woli politycznej, oznaczający wyprzedanie spuścizny Nocznickiego, Thugutta, Witosa, Mikołajczyka i wszystkich innych przywódców polskiego ruchu ludowego. A wszystko za cenę kilku tysięcy stanowisk w administracji publicznej. Centrowe, ale jednocześnie wyraźnie nieliberalne usytuowanie ludowców w polskiej polityce, podkreślane przez prof. Jachymka, odchodzi zatem w przeszłość. Dalsze losy PSL zależą m.in. od tego, na ile skutecznie dotrze na polską wieś przekaz o tym, że ludowcy idą w jednym szeregu z ugrupowaniem, które dąży do opodatkowania rolników na zasadach analogicznych do pozostałych przedsiębiorców.
Prof. Jachymek we wspomnianym wywiadzie kreśli też kilka uwag na temat Samoobrony. Twierdzi tam m.in., że "Samoobrona miała już swoje pięć minut. Złożyły się na to głównie dwie przyczyny. Pierwsza - pogarszające się warunki materialnej egzystencji, jakie dotknęły wieś i rolników w procesie przebudowy ustrojowej po 1989 r. Bieda zaczęła krzyczeć, a usłyszeli to przywódcy Samoobrony i zaczęli do ludzi wsi mówić tak, żeby ci ludzie usłyszeli z ich ust to, co chcieli usłyszeć. I to była przyczyna druga. W historii nie można iść na skróty, a w polityce - grać pod publiczkę, sezonowo wygrać kampanię, zdobyć mandaty. To się mści wcześniej czy później. Samoobronę zgubiła buta, z jaką jej liderzy napastliwie traktowali PSL - albo na czyjeś zamówienie, albo też z braku rozsądku. Gdzie jest dziś Samoobrona, każdy widzi, tak samo jak też to, gdzie jest PSL. Gwoździem do trumny Samoobrony był fatalny wybór sojusznika politycznego - czyli wejście do koalicji rządowej z Prawem i Sprawiedliwością. Już wtedy - jeśli ktokolwiek miał minimum wiedzy, umiał obserwować życie polityczne na bieżąco - nie miał wątpliwości, że Samoobrona zostanie 'zmielona'". Uwagi profesora mają niebagatelne znaczenie; część z nich jest naprawdę celna, ale niektóre wynikają z nie do końca trafnych przesłanek. Uporządkujmy.
1) Zgodzić trzeba się z prof. Jachymkiem co do genezy wzrostu znaczenia partii Andrzeja Leppera. Sytuacja polskiej wsi w wyniku neoliberalnej tansformacji stała się dramatyczna. Jednym pociągnięciem balcerowiczowskiego pióra odebrano życie, szanse i perspektywy wszystkim dawnym pracownikom PGR. Rolników indywiduanych zgnojono zmiennym oprocentowaniem kredytów. Ale prof. Jachymek dalej twierdzi, że liderzy Samoobrony właśnie tym ludziom mówili to, co chcieli oni usłyszeć. Ja ująłbym to inaczej: mówili tym ludziom prawdę, jako jedyni pochylali się nad ich losem, bo PSL było wówczas zajęte przeprowadzaniem prywatyzacji kolejnych zakładów sektora rolno-spożywczego (często przez promocję interesów "zielonej" nomenklatury, jak np. Zbigniewa Komorowskiego zakupującego polskie młyny zbożowe). Lepper mówił o faktach, które składały się na patologiczną nienawiść i pogardę warszawskich elit do polskiej wsi. Jeśli diagnoza choroby jest "grą pod publiczkę", tak to możemy określić. Ale nie powinniśmy z niezrozumiałych przyczyn potępiać.
2) Pan profesor mówi o rzeczy oczywistej: Samoobrona nigdy nie powinna była decydować się na jakąkolwiek współpracę z PiS. Jej rezultat był od samego początku do przewidzenia. Mówiłem o tym wielokrotnie, czując wręcz estetyczną i etyczną niechęć do tego aliansu. Wymogi partyjnej dyscypliny nie raz stawały się dla mnie źródłem trudnych dylematów.
3) Prof. Jachymek nie do końca ma rację, twierdząc, że Samoobrona w niezrozumiały i zbyt agresywny sposób traktowała PSL. Jako naukowiec może pewnych rzeczy nie wiedzieć. Andrzej Lepper jako szef resortu rolnictwa nie zwolnił z tego ministerstwa ani jednej osoby związanej z ludowcami. Mogę wręcz wyliczać przykłady pracujących tam działaczy Stronnictwa, których szef Samoobrony awansował, doceniając merytoryczne przygotowanie, fachowość. Czym "zieloni" odpłacili Samoobronie po ostatnich wyborach? Wypalić żelazem wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z Lepperem - zakomenderował tuż po wyborach Marek Sawicki. To jeden aspekt. Drugi jest taki, że Andrzej Lepper został w 1998 roku wybrany radnym sejmiku zachodniopomorskiego z list Przymierza Społecznego, zrzeszającego m.in. działaczy PSL i Unii Pracy. Współpraca ludowców z Samoobroną była, jak się okazuje, możliwa. Jej stronnicy pojawiali się w obu partiach także w późniejszych latach. Wszelkie perspektywy zacieśnienia kooperacji obu partii torpedowali jednak skutecznie ludzie pokroju Sawickiego, zapewne w obawie o własne mandaty poselskie i miejsca pracy. Do dziś uważam, że współpraca Samoobrony z PSL jest możliwa. W partii tej znajduję wielu ludzi otwartych i rozsądnych.
Ruch ludowy będzie jeszcze polskiej wsi potrzebny. Jego częścią będzie PSL, częścią Samoobrona. Reprezentacji rolników nie sposób bowiem zamknąć w szeregach jednej partii. Dowodem bliskości obu środowisk na poziomie lokalnym jest masowe wsparcie kandydatury Andrzeja Leppera w wyborach uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu przez tamtejszych działaczy PSL. Takich przypadków może być więcej, bo zawsze szeregowym zwolennikom ruchu ludowego bliżej będzie do Samoobrony niż do wielkomiejskiego, liberalnego koalicjanta PSL.
Mateusz Piskorski: były poseł SAMOOBRONY, obecnie jej rzecznik prasowy.
Tekst oryginalnie ukazał się tutaj:
http://mateuszpiskorski.blog.onet.pl/2,ID321183688,index.html
Powyższy tytuł od redakcji OBYWATELA.
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka