Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
118
BLOG

O piractwie słów kilka czyli Wojna... C.D.

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 5

Przeczytanie wpisu Jarosława Lipszyca traktującego o zatrzymaniu kilku osób tłumaczących ścieżki dialogowe filmów fabularnych a zwłaszcza niektórych komentarzy pod nim skłoniło mnie do napisania tego blogwpisu. Zanim jednak przejdę do clou zagadnienia - Motto:

Kult: "Muj Wydafca"

Ja..., ja...
Ja budzę się codziennie raczej rano  
A jestem przecież osobą uznaną
Zakładam spodnie, przemywam oczy
Biegnę na plac Getta co koń wyskoczy
Nauczyłem się być tam codziennie wcześnie
Prawo silniejszego panuje w naszym mieście
Na mojej twarzy znać nieprzespane noce
Dawaj łobuzie moje pieniądze
   Wydawca jest złodziejem 
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem

Gdy wpadam na górę, mijam dzieci na podwórkach
Oni rozsypuja kreski na biurkach
Daj co mi się należy bo po to tu bywam
Nie ma nic, nic kurwa nie spływa
Jak wyjadę swą ścierką rano
On sunie przez miasto Nissanem Terrano
I znowu usłyszę "nędza na rynku"
Sekretarz to wampir w spoczynku
   Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem

Spokojny być potrafię już coraz rzadziej
Promocja kosztuje, reklama tym bardziej
Patrzę na lewo co tu można zabrać
Co ma jakąś wartość, co będzie można sprzedać
Jego pomocnik zaciska zęby
Wrzeszczy na kierowcę, żeby jeszcze prędzej
Muzyk muzyka przecież nie oszuka
A ja chcę tylko swój procent od sztuki

Wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem

Wczoraj także tu byłem, był z nimi inżynier
Zjedli drugie śniadanie, popili je piwem
Wypili dwie butelki i śmieją się ze mnie
Że przyłażę tu, jak żebrak w potrzebie
Gdy ich powódź zaleje, to przypłynę tu łódką
Jestem artystą a ten prostytutką
Nauczono mnie aby dopłynąć do brzegu
Ja muszę mieć na swoje skromne potrzeby

Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Mój wydawca jest złodziejem
Z myślą o karierze miedzynarodowej  
Z myślą...

Unos, dues, tres...
My editor is a thief
My editor is a thief
My editor is a thief
You see, you see
My editor is a thief
My editor is a thief
My editor is a thief
You see, you see

 

Tyle tytułem wstępu.

Teraz pora zadać kilka pytań: Pierwszym jest: Czy samodzielne opracowanie wersji polskiej filmu zagranicznego narusza prawa autorskie? Drugie to czym w ogóle jest piractwo i czy to jest kradzież? Trzecie: Jakie są powody dla których pirackie wydawnictwa - książki, muzyka, filmy czy oprogramowanie cieszą się takim powodzeniem?

Zacznijmy od opracowań. Półtora roku temu firma Gutek Film zaatakowała serwisy napisy.info i napisy.org żądając likwidacji serwisów pod rygorem sankcji prawnych. Właściciel napisy.info zawiesił działalność na jakiś czas, właścicele napisy.org po konsultacji prawnej kontynuowali działalność. Prawnicy udzielili wyjaśnienia, że prawami autorskimi do opracowania Gutek Film dysponuje owszem, ale tylko do wersji która jest nan dystrybuowanych przez Gutek Film płytach i kasetach - problem byłby gdyby na serwisie publikowano ordynarne ripy z oryginalnych płyt natomiast samodzielne tłumaczenie z oryginału stanowi odrębną własność intelektualną tłumacza dopóki nie służy łamaniu innych praw autorskich. Ponieważ na serwisach napisowych nie ma filmów a jedynie napisy z prawnego punktu widzenia zachodzi wątpliwość, czy opublikowane one tam zostały w celu naruszenia lub ułatwienia naruszenia innych praw autorskich ergo każdy atak na te serwisy jest atakiem z zastosowaniem domniemania winy co miało miejsce w opisanym dziś przypadku i jeśli za sprawę wezmą się sprawni prawnicy organy ścigania mogą być zmuszone do wypłaty odszkodowań.

Przejdźmy do piractwa: Co to w ogóle jest , skąd się wzięło, czemu służy i czy jest kradzieżą. Zacznijmy od końca - w moim odczuciu piractwo NIE JEST kradzieżą. Dlaczego? Dlatego że kradzież jest to zamach na mienie ofiary powodujący dające się oszacować straty. Jeśli skradziono Ci samochód to jesteś w stanie dokładnie określić straty jakie poniosłeś w wyniku kradzieży i na tej podstawie możesz dochodzić odszkodowań od ubezpieczyciela. A teraz wyobraź sobie muzyka lub wydawcę ubezpieczającego nowo wydawaną płytę przed piractwem :). ŻADEN poważny ubezpieczyciel nie przyjmie argumentacji że to jest kradzież, poza tym na jaką sumę należałoby taką plytę ubezpieczyć? I dlaczego akurat na taką? Wie ktoś? Nikt nie wie. Piractwo nie da się oszacować - za dużo czynników do wzięcia pod uwagę.

Wydawcy o powyższym wiedzą doskonale ale nikt się słowem nie zająknie :) Wszyscy wsadzają kit o kradzieży i jak widać - skutecznie.

A skąd to całe piractwo się wzięło i do czego służy? Ano, jest to nic innego jak obrona rynku przed mocno wygórowanymi cenami wydawnictw oryginalnych - o ile jeżeli chodzi o filmy problem jest niewielki, wiele tytułów można nabyć za cenę nie przekraczającą 30 złotych to z muzyką jest już gorzej - obniżki nie są tak duże, do tego bardzo wiele plyt zwyczajnie nie nadaje się do kupna - kosztują jak za 50 minut muzyki a znajduje się na niej przebój i 45 minut waty. Znacie? Znamy. chcecie płacić za jeden kawałek jak za 8 czy 10? No?

Mnóstwo oryginałów kupiłem po zapoznaniu się uprzednio z zawartością z pirackiej kopii i wiem na pewno że nie kupiłbym, gdybym nie mógł się zorientować co to jest. Znam wiele osób które nabyły oryginały dzięki piratom a myślę, że z kolei mnóstwo ludzi nie kupiłoby oryginału bez względu na to czy mają dostęp do wersji nielegalnej czy nie. Powód? Nieuzasadnienie wysoka cena. To jedyny powód.

Z utęsknieniem czekam na start polskiego sklepu iTunes. Gdy ruszy ściągnę sobie podcast, posłucham i jeśli mi się spodoba kupię sobie empetrójkę za 99 centów bez łaski i bez łażenia po sklepach i wystawania w odsłuchowniach godzinami żeby nie dać sobie wcisnąć chłamu - BTW ciekawe kiedy ktoś uzna że sprzedawanie empetrójek na sztuki jest nielegalne :)...

Nie zastanawialiście się kiedyś dlaczego nie piratuje się np. samochodów? Idziesz na giełdę, kupujesz Mondeo a tu się okazuje że to pirat :)

A na dobre myślenie zacytuję felieton ze strony Flashera dotyczący zabezpieczeń przed kopiowaniem:

Kupiłem najnowszą płytę Chemical Brothers "Push the button" i z przykrością stwierdziłem, że jest zabezpieczona przed kopiowaniem, a praktycznie również przed odtwarzaniem. To nie nowość, podobne zabezpieczenia są stosowane od paru lat: płyta daje się słuchać na większości domowego sprzętu audio, ale w komputerze odmawia współpracy. W tym wypadku po pierwszym włożeniu płyty do kompa instaluje się jakiś player, który odtwarza tylko tę płytę, nie dając bezpośredniego dostępu do utworów. Pomijając fakt, że po zakupie dziesięciu różnych płyt, będę miał na kompie dziesięć różnych playerów, sytuacja byłaby ostatecznie do przyjęcia, gdyby nie to, że jakość dźwięku przypomina tą z czasów pierwszego radia tranzystorowego. Jest to, zdaje się, zabieg celowy, bowiem napis na pudełku ostrzega, że próba kopiowa-nia spowoduje pogorszoną jakość dźwięku, albo nawet uszkodzi odtwarzacz. Skąd player ma wiedzieć kiedy ja kopiuję, a kiedy tylko słucham? Przypomina to sytuację, w której kupujemy samochód tak dobrze zabezpieczony przed kradzieżą, że sami nie potrafimy go uruchomić.

Dużo pracuję z notebookiem, przemieszczam się z nim po domu i po kraju. By nie przeszkadzać innym, używam słuchawek. Każda nowokupiona płyta jest od razu przewalana na mp3 i ląduje na moim dysku twardym, a oryginał na półce. Napęd CD mam przypinany na kabelku i podłączam go tylko kiedy muszę. Oznacza to, że nawet brzęczenia tego "firmowego" playera nie posłucham.

Tak więc facet, który za 1/3 ceny kupił piracką płytę, lub wręcz za darmo sam ściągnął ją z internetu, ma pełnowartościowy produkt, a ja, wywaliwszy prawie 70 zeta, mam półprodukt, który w dodatku może mi uszkodzić sprzęt.

Problem jest jeszcze bardzie widoczny, gdy ktoś słucha muzyki poza domem wyłącznie z kieszonkowego playera MP3, bo nie lubi ze sobą nosić walizki z płytami. Często płyty (głownie popowych wykonawców) zawierają jeden, dwa utwory dobre, a reszta to wypełniacze. Ja nie zamierzam zmieniać swoich przyzwy-czajeń, więc ściągnąłem z internetu płytę Chemical Brothers, by mieć ją w postaci plików. W tym momencie pojawiło się nieuniknione pytanie: po co w ogóle kupować oryginalną płytę, skoro są z nią same problemy, a potem i tak trzeba plików szukać w sieci?

Takie zabezpieczenie płyty daje się łatwo usunąć, poprzez zamalowanie pasków innej barwy czarnym flamastrem. Wystarczy maznąć w kilku miejscach, tyle, że niechcący można maznąć za dużo. Wolę tego nie robić.

Druga sprawa to zabezpieczanie programów komputerowych. Kiedyś były to wtyczki wpinane w gniazdo drukarkowe, teraz najczęściej są to bardzo skomplikowane kody. Jeśli chodzi o gry, to większość wymaga, by podczas zabawy w napędzie znajdowała się płyta. Niektóre z gier, którymi się bawiłem nie rozpoznawały własnej płyty i wyświetlały okno z prośbą o jej włożenie (choć już w napędzie była). W oknie były dwa przyciski "retry" i "cancel". Brakowało za to przycisku "płyta jest już w napędzie, ty idioto". Działo się tak nawet w stacjonarnym komputerze z najnormalniejszym napędem CD. Gra zapewne "gryzła się" z jakimś wątkiem pracującym w tle. W połączeniu ze wspomnianym wyżej, odłączanym napędem CD pchnęło mnie to do trudnej i przykrej decyzji. Od pewnego czasu kupuję wyłącznie pirackie kopie gier. Wcale nie dla oszczędności, ale dlatego, że one działają bez problemów, a pirat-handlarz, w przeciwieństwie do legalnego producenta, przyjmuje reklamacje.

W tym momencie chciałbym postawić śmiałą tezę, że rynek pirackich kopii programów i muzyki jest w znacznej mierze napędzany przez coraz bardziej upierdliwe zabezpieczenia oryginałów. Sprawa jest przecież postawiona na głowie. Najbardziej wymyślne zabezpieczenia programów komputerowych są łamane przez speców w kilka dni, a do sporządzenia kopii najlepiej zabezpieczonej płyty muzycznej jest potrzebna zwykła wieża z wyjściem cyfrowym i odpowiednim kabelkiem do przypięcia komputera.

Jaki jest więc sens uprzykrzania życia zwykłemu użytkownikowi, który nic złego czynić nie pragnie?

Pozostawiam do przemyśleń.

A posób na piractwo? Bardzo prosty - uczynić nieopłacalnym. Zejść z cen.

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka