Motto:
Kto gotów jest poświęcić swoją wolność dla bezpieczeństwa ten nie jest godzien być ani wolnym, ani bezpiecznym -Thomas Jefferson.
Wyobraź sobie drogi Czytelniku taką sytuację: Wracasz sobie któregoś pięknego dnia z pracy/szkoły do domu myśląc o tym co pysznego zrobisz sobie na kolację. Dochodzisz do drzwi, wkładasz klucz do zamka, przekręcasz, naciskasz klamkę, przekraczasz próg, ale na włączenie światła w przedpokoju już brakuje czasu - mają Cię. Silne ręce chwytają Cię niczym obręcz beczkę, ktoś nakłada ci coś, co krępuje Twoje ruchy. Po chwili - gotowe. Zapala się światło, leżysz na podłodze skrępowany kaftanem bezpieczeństwa a wokół Ciebie stoi kilka osób. Jedna z nich informuje Cię, że od tej chwili znajdujesz się pod opieką Państwa, że Państwo w Twoim dobrze pojętym interesie podjęło kroki aby Twe życie stało się lepsze i bezpieczniejsze. W Twoim domu będą od tej chwili państwowi funkcjonariusze którzy powiedzą Ci kiedy ma być włączone światło, a kiedy zgaszone i sami o odpowiedniej porze Ci je włączą i zgaszą, powiedzą Ci jakie książki masz czytać i kiedy, umyją Cię - bo w wannie można się poślizgnąć i zabić, o odpowiedniej, określonej porze położą Cię spać, o określonej porze obudzą, zrobią Ci zdrowe śniadanie, obiad i kolację i nakarmią - oczywiście dożylnie, mógłbyś się udławić albo pochlapać. A o wolnych rękach to w ogóle zapomnij - nawet nie wiesz ile krzywdy sobie lub innym mógłbyś uczynić mając wolne ręce...
Prawda jest taka, że ten tytułowy kaftan bezpieczeństwa wciąż się na nas zaciska. Możemy coraz mniej, a przeraził mnie artykuł podany przez Ewkę w komentarzu na blogu Asieńki. I godzimy się na to - bo sytuacja inna niż kaftan nie mieści się w naszej percepcji - jesteśmy nieodpowiedzialnymi głąbami, nie umiemy żyć, nie umiemy pracować, nie umiemy wychowywać dzieci, nie umiemy dbać o swoje sprawy. Jeżeli zrobimy coś samorzutnie to na pewno to jest złe i szkodliwe nawet, jeśli sprawia inne wrażenie - wszak pozory mylą. Co więc nam wolno? Siedzieć, gapić się w telewizję, palić fajki, pić gorzałę i płacić podatki. I to wszystko. Wychylisz się - utemperują. Zamkną. Dowalą grzywnę lub w ostateczności nazwą oszołomem...
Czy można coś w tym zmienić? Czy można zrobić coś, aby choć na chwilę przestać być pariasem, wyrzutkiem, darmowym niewolnikiem? Ależ oczywiście, jest kilka sposobów. Np. kogoś wyjątkowo okrutnie zamordować. Zdejmie Ci to z głowy mnóstwo kłopotów - kłopoty z czynszem, kłopoty z podatkami, kłopoty z pracą. Dostaniesz wikt, opierunek, opiekę zdrowotną, psychologa, zainteresują się czy miałeś szczęśliwe dzieciństwo, czy Twoi rodzice na Ciebie nie krzyczeli, pokażą Cię w telewizji, opowiedzą o Twoich wyrodnych starych których niekompetencja popchnęła Cię na drogę zbrodni. Zapłaczą nad Twoją dolą autorytety, ups. pardon Autorytety. A władza? Władza nauczona kolejnym przykładem oczywiście podejmie odpowiednie kroki aby społeczeństwo mogło żyć jeszcze bezpieczniej i jeszcze szczęśliwiej. W końcu po to jest, czyż nie?
O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły!
Albowiem w kraju tym zaczarowanym
gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły
jakież tu mogą być właściwie zmiany?
Tu tylko szpiclom coraz większe uszy
rosną, milicji – coraz dłuższe pałki,
i coraz bardziej pustka rośnie w duszy,
i coraz bardziej mózg się robi miałki.
Tu tylko może prosperować gnida,
cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel...
Janusz Szpotański
(ok. 1975)
Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób.
— Oscar Wilde
Madness Of The Crowds - Helloween
Sightless the one who relays on promise
Blind he who follows the path of vows
Deaf he who tolerates words of deception
But they who fathom the truth bellow
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Guilty the one with his silent knowledge
Exploiting innocence for himself
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
„...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić”
Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005
Lemingi maszerują do urn
Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami.
- No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi...
Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!".
- Hop hop! - zawołał.
Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka