Stara mądrość mówi: "Strzeż nas Boże od przyjaciół, z wrogami sami samy sobie radę". I po raz kolejny życie dowodzi słuszności tych słów - witryna dziennik.pl donosi:
Marcinkiewicz: Tusk to brzytwa, którą chwyciłem
Były premier ujawnia DZIENNIKOWI splot wydarzeń, które doprowadziły do jego odwołania. Zdaniem Kazimierza Marcinkiewicza, znaczącą rolę odegrał wtedy Donald Tusk. "Podgrzał konflikt w PiS. Na spotkanie ze mną przyprowadził media" - wspomina były premier.
"Gdybym się nie spotkał z Tuskiem, też bym został odwołany. Szukałem jakiejś szansy. Chwytałem się brzytwy, a brzytwą okazał się Tusk" - przyznaje Kazimierz Marcinkiewicz w rozmowie z DZIENNIKIEM.
Tuż przed odwołaniem Marcinkiewicz spotkał się z liderem PO. Tusk proponował mu bliską współpracę. "Piliśmy wino, on mówił, że Kaczyńscy mnie zniszczą, bo niszczą wszystkich, takich ludzi jak ja, i że z nimi się współpracować nie da. Pytał: " - opowiada Marcinkiewicz. Ale od razu dodaje: "Całe spotkanie było w złej wierze. Po to przyprowadził media i po to opowiadał potem o ty, co mówiłem".
Jak wspomina były premier, zaproponował liderowi Platformy powrót do rozmów koalicyjnych, od razu po wyborach samorządowych.
"On na to przystał. Nawet się specjalnie nie zdziwił. Powtarzał, że sytuacja może się zmienić i warto raz jeszcze spróbować" - mówi DZIENNIKOWI Marcinkiewicz. "Gdybym na komitecie politycznym mógł przedstawić taką propozycję, mogłoby to odwlec moje odwołanie" - przyznaje.
Ale jak stwierdza były premier, nie udało się. Dlaczego? Bo Tusk przyprowadził na spotkanie media i opowiadał potem przed kamerami, o czym rozmawiali. W ten sposób podgrzał konflikt w PiS. Po rozmowie z Donaldem Tuskiem Kazimierz Marcinkiewicz stracił fotel premiera.
Czy ktokolwiek jeszcze się dziwi dymisji Kazimierza Marcinkiewicza? I czy ktokolwiek jeszcze dziwi się ministrowi Ziobrze że do "przyjaciół" chodzi z dyktafonem? Bo ja już nie - i prawdę mówiąc od początku nie powinienem - naiwniak...
Obstawiam że Tusk nie pozwie Marcinkiewicza :)
Gniewomir, rzuć monetą jeszcze raz. I dla pewności sklej je razem reszkami...
O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły!
Albowiem w kraju tym zaczarowanym
gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły
jakież tu mogą być właściwie zmiany?
Tu tylko szpiclom coraz większe uszy
rosną, milicji – coraz dłuższe pałki,
i coraz bardziej pustka rośnie w duszy,
i coraz bardziej mózg się robi miałki.
Tu tylko może prosperować gnida,
cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel...
Janusz Szpotański
(ok. 1975)
Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób.
— Oscar Wilde
Madness Of The Crowds - Helloween
Sightless the one who relays on promise
Blind he who follows the path of vows
Deaf he who tolerates words of deception
But they who fathom the truth bellow
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Guilty the one with his silent knowledge
Exploiting innocence for himself
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
„...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić”
Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005
Lemingi maszerują do urn
Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami.
- No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi...
Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!".
- Hop hop! - zawołał.
Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka