Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
47
BLOG

Świąteczne rozważania o wolności - cz. 3 (i ostatnia)

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 3

W pierwszych dwóch częściach rozważań omówiłem kwestie stosunków międzyludzkich na poziomie relacji sąsiad - sąsiad, w drugiej zająłem się stosunkami w grupie - np takiej, jaka tworzy się w miejscu pracy. Przyszła pora na państwo i... Klops. Długo zastanawiałem się jak obrazowo opisać wolność (a raczej niewolę) obywatela w państwie i nagle przypomniałem sobie o zdarzeniu sprzed kilku miesięcy, kiedy to turyści w Tatrzańskim Parku Narodowym zabili młodego niedźwiadka.

Z relacji medialnych wynika, że miś przyzwyczajony do tego, że na szlaku można dostać coś dobrego do jedzenia zwyczajnie zaczął żebrać od turystów a ci dali mu coś zjeść. Wiadomo jednak że nie mieli przy sobie zbyt wiele łakoci i że szybko wyzbyli się na rzecz zwierzęcia wszystkiego, czego się wyzbyć mogli. Misiowi - co łatwe do przewidzenia było mało, zaczął domagać się bardziej namolnie a w końcu agresywnie i tu zadziałał instynkt samozachowawczy - zlikwidowano zagrożenie raz na zawsze. Przynajmniej ze strony tego konkretnego misia.

Jaka była przyczyna tego zdarzenia? Kto jest winien temu, co się stało? Ano winni są ludzie. Ale nie ci, którzy zabili misia. Winni są ci, którzy przyzwyczaili misia do żebrania na szlaku. Ich bezgraniczna pogarda dla zwierzęcia, ich niezmącone poczucie własnej wyższości nakazujące wykonać wielkopański gest w stronę "biednego, głupiego misia" spowodowało, że miś uznał, że po co zdobywać pożywienie własnym sumptem skoro można pójść na szlak. Miś nie jest "biedny i głupi". Miś w swoim misiowym łebku wykoncypował, że skoro dają, to mają psi obowiązek dawać. I było to rozumowanie w 100% poprawne, tylko założenie błędne a więc i konkluzja dla misia tragiczna w skutkach. A błędne założenia podali misiowi ludzie. Nikt inny.

Kiedyś na świecie było niewolnictwo. Chwytani w Afryce Murzyni bvyli przywożeni do USA do pracy na plantacjach bawełny, w Polsce z kolei do połowy XIX wieku chłop był własnością dziedzica i musiał odrabiać pańszczyznę. Plantator z południa czy polski szlachcic darzyli swych robotników nie mniejszą pogardą niż turyści misia na zakopiańskim szlaku ale żywili ich, leczyli i ubierali - bo musiali. A sprytny chłop czy niewolnik miał gdzieś i szybko doszedł do słusznej konkluzji, że bez względu na wszystko pan ma taki obowiązek - natomiast przykry obowiązek świadczenia pracy dla pana należy wykonywań na tyle, na ile pozwoli na to oko ekonoma. Jak przyuważył markieranctwo i dekownictwo to sprał - ale zazwyczaj nic więcej niewolnikowi za to nie groziło. Pysk czy grzbiet wytrzymywały. Gorzej zaczęło się dziać po abolicji / uwłaszczeniu. Dotychczasowi niewolnicy otrzymywali wolność a to oznaczało, że od tej chwili sami muszą zacząć dbać o swoje sprawy - sami muszą się wystarać o jedzenie, ubranie, leczenie. Dla nas to nic nowego, ale dla nich była to katastrofa. Przyzwyczajeni byli do czegoś innego, dotychczas nie mieli żadnych zmartwień poza jednym: Jak się mignąć od roboty nie rezygnując z michy.

Podobne zjawisko daje się zauważyć po wyjściu Polski z komunizmu (a i przed nim też). Daje o sobie znać niewolnicza mentalność dużej grupy społeczeństwa która to mentalność uniemożliwia jakiekolwiek reformy wolnorynkowe czy prywatyzację a której demokracja daje możliwość wpływania na rządy. Ludzie nie chcą wolnego rynku, ludzie chcą pana, ekonoma, bata i michy - i kto tego nie obieca (bata nie musi obiecywać, to niewolnicy mają niejako wliczone w koszty) ten nie ma co liczyć na jakiekolwiek efekty w wyborach (a i to już wymaga coraz większej finezji - nie każdą kiełbasę wyborczą elektorat połknie) ale uwaga: Nigdy, przenigdy nie będą uważali że to co dostają to jest dosyć. Zupełnie jak ów miś zabity przez turystów. Obowiązki? Furda obowiązki, ważne są prawa. Bandyta ma prawo do obrony, pielęgniarka ma prawo okupować cudzy budynek, górnik ma prawo rzucać śrubami (cudzymi) w policję. To taka wolność w ramach niewoli, wolność od odpowiedzialności za swoje czyny. I tu jest różnica: Miś poniósł odpowiedzialność za swój czyn, zgodnie z prawami natury. Jakakolwiek interwencja służb porządkowych mająca na celu uspokojenie protestujących albo choćby zepchnięcia ich na chodnik by nie ograniczali wolności osób postronnych jest od razu okrzykiwana gwałtem na wolności i demokracji ale co ciekawe - ci chytrzy niewolnicy odmieniający "wolność" i "demokrację" przez wszystkie przypadki są często bardzo kreatywni jeśli chodzi o wymyślanie ograniczeń - dla innych. "Ooo, żeby to ode mnie zależalo to bym temu piratowi drogowemu..." albo "ooo, tu to bym zakazał palenia" albo... Zresztą, na pewno sami to nieraz drodzy Czytelnicy widzieliście, wiecie o czym mówię.

Natura nie znosi próżni ani wychylenia w którąkolwiek stronę - zawsze wróci do równowagi. W tej chwili sprawy mają się nieciekawie ale to się skończy - prędzej czy później państwu pieniędzy na renty, emerytury czy zasiłki braknie. A wtedy zobaczymy na co stać socjalny, solidarny i wrażliwy społecznie rząd. Będzie płacz i zgrzytanie zębów a krew popłynie szeroką rzeką.

Bo wszyscy jesteśmy misiami.

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka