Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
120
BLOG

Liberalnie o aborcji - garść przemyśleń

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 18

Profesor Sadurski na swym blogu postawił kwestię aborcji z punktu widzenia liberalnego. Najpierw chciałem skomentować to bezpośrednio pod wpisem WS, doszedłem jednak do wniosku że lepiej będzie napisać własny wpis - zwłaszcza mając bardzo świeże przemyślenia w tym temacie. Zagadnienie jest prostsze niż się zdaje: Wręcz genialne w swojej prostocie - najpierw należy sobie jednak zadać pytanie: Co jest istotą liberalizmu?

Ano ni mniej ni więcej, tylko pozostawienie jak najbardziej wolnej ręki poszczególnemu obywatelowi. Tym różni się liberalizm od socjalizmu / komunizmu który z kolei jest przeregulowany i mnogością przepisów normujących wszystko i wszystkich wypełnia całkowicie naszą rzeczywistość a także odzwyczaja ludzi od myślenia i dbania o swoje interesy. Komunista ręcznie steruje życiem obywateli (vide mój dawny wpis), liberał pozostawia obywatelom wolną rękę a jego ingerencja ogranicza się do mediacji i rozsądzania sporów pomiędzy obywatelami gdy o to poproszą oraz dbania o tych, którzy dbać o swoje interesy nie są w stanie.

Czyli na przykład o nie narodzone dzieci.

I tu przejdźmy do meritum: Czym jest sytuacja w której kobieta w ciąży rozważa aborcję? Ano niczym innym, jak sporem między matką a płodem - jedno i drugie mają sprzeczne interesy. Matka chhce pozbyć się problemu, płód chce żyć i się rozwijać. Co z tym zrobić? Komunista nie będzie miał problemu: Wybierze doraźną korzyść, tak jak zwykł to czynić. Podda się lobbingowi, weźmie łapówę od tej strony, która takie posunięcia będzie gotowa i zdolna wykonać. Liberał stanie w obronie bezbronnego, bezradnego, pozbawionego alternatywy, pozbawionego możliwości wypowiedzenia się. Przywołajmy słynny przykład pani Tysiąc: Otóż tej pani nie wolno było zajść w ciążę z powodu olbrzymiej wady wzroku. Nie znam się na medycynie więc nie jestem w stanie wypowiedzieć się autorytatywnie, ale jak mi się zdaje chodziło o groźbę całkowitej utraty wzroku. Przykra sprawa. Pani Tysiąc oczywiście znalazła się w bardzo poważnej sytuacji ale - i tu zaczyna się liberalny punkt widzenia: Pani Tysiąc znalazła się w tej sytuacji z własnej woli lub w wyniku własnego błędu. W jej sytuacji żądanie aborcji było niczym innym, jak wykpienie się cudzym kosztem. Kosztem dziecka. Dziecka, które na świat się nie prosiło, dziecka które ufne i nieświadome czekało na swój dzień, dzień, kiedy opuści bezpieczne łono matki. Dziecka, które nie popełniło przestępstwa zagrożonego karą śmierci ani też nie przejawiało tendencji samobójczych. Nie popełniło nawet - w przeciwieństwie do matki - żadnego błędu więc dlaczegóż miało by zań płacić? I to najwyższą cenę?

Kończąc: Świat przyzwalający na aborcję nie jest światem liberalnym. Jest światem co najwyżej libertyńskim, światem, w którym colt to najwyższy układ kart w pokerze a treścią życia jest treść żołądkowa.

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka