Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
836
BLOG

Gdzie jest ciotka Idalia?

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 1


Marianna - Kult U Marianny orzechy z miodem U Marianny szampan pod lodem U Marianny krwawa langusta Ma Marianna ćwiczone usta Bielizna z polotem, na ekler majtki złote Chłopców judzi ale się nudzi Lecz na szczęście w swoim zamczysku Wśród zbrój starych, Azefa listów W policyjnych aurze romantyk Czuwa ciotka Idalia Antyk Ta jej przychyli nieba - ta wie co dziecku trzeba Wnet jej wtyka romans barykad O jak klawo o jaka draka Można śmiać się można i płakać Wnet zapomnieć na dupie krosty Zamiast krzywych nogi mieć proste Przeliczne podniety i nowe wciąż gadgety Kat, ofiara - Che Guevara A ciotka Idalia miesza cykutę Zdejmuje ze ściany włócznie zatrute Czerwoną gwiazdeczkę portrecik cara W kuferku Mariannie wysyła zaraz Wszak dziecko spleen dławi - niech trochę się zabawi Niech pofika Nike barykad U Marianny książeczki Mao Sierp i młotek trójząb ze strzałą Dzieł batiuszki półeczka spora Notatniki agitatora A w lektur swych przerwach już wie jak się rozerwać Tam pomyka gdzie zgiełk barykad A ciotka Idalia jeść kurkom sypie Brutalne metody nie są w jej typie Do drzemki na ganku pachnie kwiat wiśni Społeczność współczesna wnet jej się przyśni A za nią do mokrej roboty wnet się kopnie W zwartych szykach armia barykad Przez Marianne w nocy polucja Całe szczęście jest rewolucja Śmietnik płonie, policja pędzi No co z tą pałą do kurwy nędzy Łap pióro ponuro w odezwie opisz flika Gwałcącego panny z barykad A ciotka Idalia żuje obiadek Sto batów Praksedzie na goły zadek Na sybir Macieja do pierdla Hryćka Ogrody szynszyle róż na policzkach Krucyfiks z nim w zgodzie fotosik na komodzie Panna dzika Nike barykad Ech Marianno zrzuć no suknie Jutro rano trzydziestka stuknie Chodź no z nami wynajmiem szalet Odgryziem szyjkę, zrobimy balet I pokażemy bo znamy te problemy Co wynika z ognia barykad Nas ciotka Idalia nie może złapać My ciotkę Idalię zaklniemy w capa Przepchniemy baniolę przez Laissez-passee Tygrysa do baku i wio na trasę W słońca migotanie za nami świat zostanie I panika ery barykad Morda flika, wojsko w łazikach, polityka, klasa i klika, wiece w Rykach, partia, syndykat, dialektyka i w ogóle wszystko co nam przeszkadza spokojnie leżeć na słońcu trzymając ręce na piersiach panienki patrzeć na chmury typu cumulus w kolorze białym. Natomiast niebo jest przy tym niebieskie

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka