Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
215
BLOG

Agonia III RP trwa!

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 11

Motto: Ale żeby murarz domy wznosić mógł Czuwać musi żołnierz by nie przeszkodził wróg

Z coraz większym rozbawieniem przyglądam się agonii Najjaśniejszej nam panującej III RP. W grudniu napisałem że widzę początek końca, kolejne miesiące utwierdzają mnie w przekonaniu, że jeśli nie wydarzy się nic szczególnego - a nie bardzo się na to zanosi to budowla zbudowana przy Okrągłym Stole trzaśnie prędzej czy później. Po prostu bez użycia siły w tej czy innej formie nie widzę możliwości utrzymania tego mutanta przy życiu. Inżynieria genetyczna jeszcze nie na tym poziomie. Oczywiście byłem rozczarowany i zdegustowany gdy w październiku 2007 roku PiS przegrał - niejako na własne życzenie - wybory których nie miał prawa przegrać i nastąpiło ewidentne odwrócenie ról z wyborów 2005 kiedy to przegrać nie miała prawa Platforma a uwaliła koncertowo na finiszu zarówno wybory parlamentarne jak i prezydenckie (pisząc "koncertowo" nie mam na myśli rozmiarów porażki ale porażkę samą w sobie). Dzisiejsze doświadczenia pokazują, że w 2005 roku PO spotkała najlepsza możliwość - partia została dużą opozycją, wystarczająco liczną aby jej głos był słyszany a jednocześnie aby uniemożliwić PiS-owi samodzielne rządzenie. W koalicję PiS/PO nie wierzyłem. Dlaczego? Bo mieszkam w Warszawie, a Warszawa ostatnimi czasy jest miernikiem nastrojów w Polsce. Co się dzieje w samorządzie warszawskim to za chwilę dzieje się na scenie ogólnokrajowej - wygrał wybory w Warszawie PiS - za chwilę PiS wygrał wybory do sejmu i prezydenckie. Nie uchował się POPiS w Warszawie - za chwilę upadły negocjacje koalicyjne Marcinkiewicz - Rokita. Wybory w Warszawie wygrała Gronkiewicz-Waltz - niecały rok później rządy w Polsce objęła PO. TK uratował prezydenturę HGW a za chwil kilka pospieszył z pomocą tym, którym zły PiS chciał zrobić kuku przy okazji lustracji. Co w Warszawie - to potem wszędzie indziej. To duże ułatwienie dla ludzi którzy lubią od czasu do czasu pomyśleć - wiedząc co było można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć co będzie dalej. A dalej zapowiada się wesoło. Jak pisałem III RP się wali. Oczywiście nie piszę tu o jakichkolwiek gwałtownych ruchach typu przewrót czy rewolucja - raczej o osuwanie się z błotnistej skarpy czy po prostu gnicie. System zbudowano na zmurszałych fundamentach, kierowali tym ludzie mający doświadczenie jedynie w trzymaniu za mordę z jednej strony a kontestowaniu tego z drugiej. W Polsce byli tylko partyjni, bezpieka cywilna i wojskowa i dysydenci. Skąd w kraju przodującego proletariatu mieli się wziąć ekonomiści, finansiści, biznesmeni z prawdziwego zdarzenia? I przede wszystkim: Skąd kapitał? Ano jak napisał Jeffrey Archer w "Co do grosza" pierwszy milion należy ukraść. I wiele fortun na świecie zaczynało się od tego pierwszego, nie do końca czysto zdobytego miliona (co nie oznacza, że w sposób przestępczy, po prostu hmmm... Powiedzmy, że nieraz w sposób niezbyt zgodny z ogólnie przyjętą definicją moralności, np sprzedażą głodującym żywności po paskarskich cenach - taki przykład z sufitu). Takie rzeczy się zdarzają i będą zdarzały bo każdy chce mieć lepiej niż miał - pogoń za poprawą bytu budzi w ludziach atawizmy z czasów pierwotnych o czym pisałem w rozważaniach o wolności i nie zmieni tego ani postęp cywilizacji ani szykany. Być może dała by radę bezpośrednia ingerencja w genom - ale nie sądzę aby póki co było to możliwe. A dopóki nie jest, w ludziach trwa nieustanna walka rozumu z instynktem czyli tego co wyuczone z tym, co odruchowe. Oczywiście o ile to co wyuczone jest przeciwstawne temu co odruchowe bo jeśli idą w parze to człowiek traci wszelkie hamulce. Chcecie przykładu? Proszę bardzo, żeby daleko nie szukać: Ziemkiewiczowski obraz kapitalisty z komunistycznego poradnika agitatora :) Żądny krwi wyzyskiwacz i krwiopijca, pozbawiony moralności i zasad, żyjący z pracy robotników którzy pracują na niego pół darmo, za to ponad siły. A teraz zestawiamy to z naturalnymi instynktami człowieka: Samozachowawczym (chęć przeżycia, chęć prokreacji) i stadnym (dominacja, pięcie się w górę w plemiennej hierarchii) i co nam wychodzi? Ano nic innego jak nomenklatura III RP (która nota bene zadbała o to, aby w Polsce nie było kapitalizmu)! Cały wyhodowany w realnym socjalizmie aparat obsadzający wszelkie możliwe intratne stanowiska: Polityczne, biznesowe, prawne, edukacyjne i medialne. Tysiące ludzi umocowanych w sieci wzajemnych zależności i powiązań. Powiązań nieformalnych, tworzących pewną strukturę, nawzajem się wspierającą i uzupełniającą, działającą na granicy prawa a czasami wręcz poza nim. Czasem występują w niej tarcia jak swego czasu wojna między Millerem i Kwaśniewskim a potem sprawa Jaruckiej, czasami wystawiana jest na żer opinii jakaś ofiara - by dać igrzyska pospólstwu które jest jak matrixowski Neo: czuje, że coś nie gra, czuje że nie wszystko jest w porządku ale nie wie co. Niby są ludzie którzy mówią, wskazują, wymieniają z nazwiska ale to są tylko słowa. Nie idą za tym żadne konkretne działania w rodzaju wyroków skazujących i osadzeń, matrix trwa bo nie dopuszcza do milionów Neo Morfeusza z czerwoną pigułką.... Ale to, że nie dopuszcza nie oznacza że jest cacy bo jeżeli jest, to dlaczego np w Polsce tak wolno buduje się drogi? Wolno, drogo... A potem się okazuje że 50 kilometrowy odcinek A2 (koło Nowego Tomyśla) trzeba całkowicie rozwalić i zbudować od nowa bo pęka? Kto za to odpowiada? I kto pokryje koszty naprawy? I dlaczego my, podatnicy? Dwa lata rządów PiS zmieniło sporo, choć PiS tak naprawdę nie miał władzy. Władzę ma się wtedy, gdy ma się możliwość samodzielnego stanowienia prawa. PiS w sejmie nie miał większości. Miał poniżej 50% mandatów w sejmie, był najliczniejszym klubem parlamentarnym co dawało mu prawo do desygnowania kandydata na premiera ale nie mógł stanowić prawa bez wejścia z kimś w koalicję. Mogła i miała to być Platforma ale negocjacje upadły. Media ogłosiły, że negocjacje upadły z winy PiS - taka retoryka mogla przejść w świetle tego co mówili jeszcze przed wyborami politycy PO jednakże, co później przyznał sam Jan Rokita tak nie było. Przy okazji negocjacji koalicyjnych PO chciała powtórzyć manewr który przeprowadziła jeszcze pod szyldem UW w negocjacjach koalicyjnych z AWS: Wyrwać PiS-owi władzę po kawałeczku. Sytuacja byla podobna - w 1997 AWS uzyskał 201 mandatów w sejmie, UW 60. Razem dawało to 261 mandatów w 460-mandatowym parlamencie i pozwalało koalicji rządzić, ale w 1997 roku były nieco inne realia. AWS praktycznie nie miał wyboru. Do parlamentu weszły: AWS (201), SLD (164), UW (60), PSL (27) i ROP (6) - za Wikipedią. Koalicja z kimkolaiwk z poprzedniej ekipy nie wchodziła w grę - zostawały tylko UW i ROP - ale ci ostatni mieli zbyt mało mandatów aby być realną alternatywą koalicyjną. AWS był skazany na UW i UW wykorzystała to bezwzględnie. W roku 2005 sytuacja była nieco inna. Do parlamentu dostały się PiS, PO, SLD, PSL, LPR i Samoobrona. PiS co prawda miał tylko 155 (a więc o 46 mniej niż osiem lat wcześniej AWS) mandatów w sejmie a PO 133 mandaty co czyniło ją drugą siłą w parlamencie (w 1997 był to SLD ze 164 mandatami) ale rozkład głosów na "plankton" ułożył się tak, że Jarosław Kaczyński miał pole manewru. Byle jakie bo byle jakie - ale jednak. Ludzie Tuska nie zauważyli tego. Tak jak swoją dufnością przegrali wybory parlamentarne i prezydenckie tak później z tych samych zapewne powodów nie zauważyli, że nie są pępkiem świata i że od bidy PiS sobie może bez nich poradzić. Jak kiedyś mała liczba nie przeszkadzała tak teraz duża w niczym nie pomogła. PiS nie miał wyjścia. Nie chcąc rezygnować z realizacji swojego programu miał tylko dwie opcje i spróbował obydwu: Najpierw poddano pod głosowanie uchwałę skracającą kadencję parlamentu która została odrzucona. W PiS na to zdaje się liczono, bo odmowa zgody na samorozwiązanie przez resztę ugrupowań parlamentarnych dało Kaczyńskiemu wolną rękę w szukaniu innych rozwiązań i rozwiązanie zostało znalezione - do koalicji zaproszono Samoobronę i LPR. I sporo zrobiono, pomimo tarć wewnątrz koalicyjnych, sporo ciekawych rzeczy też się okazało. Np. że doradcą Samoobrony był były szef WSI ale też inne sprawy, o których pisałem w notce pt. "Matrix Chlebowskiego":

Ostatnia sprawa: Lepper. Cały czas bezczelnie uśmiechnięty, cały czas pewny swego. Pomimo, iż powinien dawno siedzieć poseł a nie osadzony. No, do niedawna poseł. Musiał mieć mocnych protektorów aby móc śmiać się w twarz policji i sądom i przy okazji taśm Beger okazało się, że doradcą Samoobrony był były szef WSI - Konstanty Malejczyk :) Cóż za zbieg okoliczności że sprawę taśm Beger nagrała telewizja TVN której właścicielem jest grupa ITI której z kolei jednym z szefów jest pan Wejchert którego Żemek wymienia jako "naszego człowieka": Odpowiedzialnym z ramienia II Zarządu Sztabu Generalnego WP za lokowanie agentów w sferze mediów był Ryszard Pospieszyński, najpierw pracownik Komitetu Centralnego ZPR, a później dyrektor generalny Filmu Polskiego. Ja dostałem od służb specjalnych wojskowych zadanie po konsultacjach z Pospieszyńskim aby znaleźć za granicą firmę, która mogłaby pełnić rolę "konia trojańskiego", to znaczy która mogłaby służyć do wprowadzenia agentów na obszar na Zachodzie, w dziedzinie mediów. Był to rok 1987. Jedyną firmą zagraniczną w dziedzinie mediów, którą znałem była firma należąca do Jana Wejcherta, ulokowana w Irlandii, na obszarze doków portowych, które stanowiły wydzielony w Irlandii obszar tzw. "raju podatkowego". Mechanizmy działań tego raju podatkowego były analogiczne do tych, które funkcjonowały na Guernsey. Firma ta nazywała się Cantal , a później zmieniono jej nazwę na I.T.I. Ta firma finansowała się z kredytów banku handlowego International w Luksemburgu. Zapytałem służb wojskowych czy mogę podjąć kontakt z Wejchertem. Otrzymałem wówczas informację, że on już współpracuje ze służbami wojskowymi, więc będzie to proste. W tym czasie byłem dyrektorem Departamentu Kredytów w BHI. Poznałem w czasie tych rozmów z Wejchertem jego współpracowników m.in. Mariusza Waltera.

Co jest jednak ważne: Dwa lata rządów PiS pozostawiło na Polsce odciśnięte wyraźne piętno. Sprawa najważniejsza to pewne przepisy jakie wprowadził PiS i pewne sprawy które rozpoczął a najważniejsza - sprawa likwidacji WSI. Ten gorący kartofel mocno parzy ręce obecnie rządzących którzy nie mogą w żaden sposób i od żadnej strony się do niego dobrać i nie będą mogli tak długo, jak długo Lech Kaczyński jest Prezydentem RP. Co prawda w.s.media alarmował, że dorzynacze watah kombinują przy ustawie o likwidacji WSI (podobnie jak z ordynacją zabierającą HGW prezydenturę Warszawy za nieterminowe oświadczenie majątkowe sami za tym głosowali) ale moim zdaniem nie jest to do zrobienia (lub jest niezwykle trudne) metodami prawnymi - przynajmniej do wyborów prezydenckich. Likwidacja WSI to nie wszystko co boli Platformę. Drugą niezwykle uciążliwą przeszkodą na drodze do drugiej Irlandii jest osoba Prezydenta. Nie da się dorzynać watah bez wyprowadzenia Lecha Kaczyńskiego z Pałacu Prezydenckiego. Tu też próby są tyleż liczne (stan zdrowia, konfabulacje Marcinkiewicza których ów Kaziu nie chce poprzeć żadnymi argumentami ani nawet badaniem na wariografie) co nieskuteczne. Nie wspominam już o innych niewypałach jak laptop Ziobry czy rzekomo bezprawne działania CBA co miało być powodem odwołania Mariusza Kamińskiego ale niestety - nie dosyć że przestępca Kamiński okazał się być przestępcą niekoniecznie to szef konkurencyjnej firmy - anioł Bondaryk okazal się być niekoniecznie aniołem - vide sprawa Piotra Bączka (która wiąże się z pierwszym parzącym kartofelkiem - aneksem do raportu WSI którego bardzo się boją, nic w nim nie ma i jest niewiarygodny. Lepsze niż Wash and Go bo tam było tylko 2w1) :) Wniosek? Jedyny możliwy: Oskarżamy innych o to co sami zrobili byśmy na ich miejscu :) I to tyle dużych spraw. A jest jeszcze kilka małych: Lepper - ostatnio autorytet tefauenowskich lemi... znaczy widzów, Sawicka - której łzy i opowieści o niemal gwałcie na niej nie wpłynęły na werdykt sądu że jej zatrzymanie i cała prowokacja jakiej ją poddano była lege artis, Krauze, Stokłosa... Polska 2008 przypomina parking. Parking, na którym poprzedni parkingowy tak ładnie poustawiał samochody, że teraz nie da się ich wyprowadzać nie poobijawszy ich i nie porysowawszy (sam żadnego nie drasnąwszy). Obecny parkingowy piekli się i miota bo nie może zrobić nic nie wyrządzając żadnych szkód a jeśli je wyrządzi to on będzie za nie odpowiadał, nie poprzednik. Trzeba spróbować inaczej bo metody III RP już nie działają - dzięki poprzedniemu parkingowemu który niczego nie uszkodził a teraz obserwuje męki następcy i śmieje się pod nosem. A proplatformerska publika się wścieka. I strzela na lewo i prawo hasłami o Kubie i Korei Północnej których na oczy nie widział, które zna z mediów - a zatem nie ma o nich zielonego pojęcia. Ale wierzy, bo tak napisali albo powiedzieli w telewizoru a jak powiedzieli to to musi być prawda :) Bo jak Cię piszą tak Cię widzą więc jak piszą to tak jest :)

 

 

Róbmy swoje :)

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka