Jeszcze sobie dobrze pożyję
Niech no tylko, od dna dołka się odbiję
Słyszę porady, od bliskiej gromady
Że mnie za wiele się chce
– Cisną cię stare lata
A tobie się chce skakać
Czy nie lepiej zrobisz myśląc jak
Się z niego wygrzebać?
Podskakiwać to mogłeś gdy
Byłeś młody.
W starości członki niedowładają
I coraz rzadziej się woli słuchają.
Wola w chmurach ciągle siedzi
O prężności mięśni bredzi.
Tymczasem mięśnie się zwijają
Gdzieś pierzchają
Jakby je tchórz obleciał
Skóra się marszczy i wzdyma
I miast mięśni, żył się ima.
W nich chyba krew wezbrała
Bo na wierzch je powypychała.
Oj starość! starość!
Twa kolej rzeczy
Coraz częściej za uszami skrzeczy.
Mogła byś potargować się z czasem
Może by zwolnił biegu
I szedł wraz ze mną nie przyspieszając
To ja wtedy
– Popróbował bym, z tobą
Wziąć się pod pachę
I zyć na koci łapę.
Zapewne rzekłbym nieraz do cię – starości moja
Ciesz się, bo masz przy sobie oldboja.
Za bardzo mu nie dokuczaj
Zaprowadź do kresu życia drogi
Gdzie zdąża każdy, tak bogaty jak i ubogi.