Ciunek Ciunek
135
BLOG

Powstanie Warszawskie okiem " małolata "

Ciunek Ciunek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Mam 19 lat. Jestem rodowitym warszawiakiem. Temat powstania jest mi bliski, a zarazem odległy. Bliski, ponieważ jestem lokalnym patriotą i czuję dumę z naszych przodków, a daleki ponieważ moja cała wiedza, opiera się na literaturze i wszelkiej maści publikacjach naukowych i popularno-naukowych. Niestety, nikt z mojej najbliższej rodziny nie brał udziału w powstaniu. To tak tytułem wstępu.

 

Mój tytuł jest o tyle nietypowy, że moje notka jest zapewne trochę inna od wszystkich. Nie mam zamiaru tutaj nikogo heroizować ani gloryfikować, a jedynie napisać swoje zdanie okiem osoby, której to bardzo ważne wydarzenie jest bardzo odległe z racji ram czasowych mojego życia.

 

Ciągle trwają spory o to, czy powstanie było potrzebne czy nie. Nie odbieram nikomu jego zdania i z każdym jestem gotowy polemizować, ale moim zdaniem argumentów jest dużo więcej za niż przeciw. Piszę jako osoba, która tego nie doświadczyła, bo gdybym żył wtedy, walczyłbym do ostatniej kropli krwi. Jestem zwolennikiem powstania. Nie tylko dlatego, że jestem warszawiakiem i jestem dumny z tego romantycznego zrywu. Nie tylko dlatego, że to kolejne powstanie w historii Polski, z którego jako Polak jestem dumny. Uważam, że każde powstanie narodowowyzwoleńcze było potrzebne, gdy naród nie ma swojego bytu państwowego, a gdy temu narodowi on się należy.

Spójrzmy na sytuację polityczną. Jest połowa roku 1944. Ponad pół roku temu w Teheranie spotkała się wielka trójka: Stalin, Roosevelt i Churchill. Wtedy to postanowiono o oficjalnej zdradzie polskiego sojusznika, tym razem już jawnie, nie tak jak w przypadku 3 września 1939 roku czy Katynia 1940. Skoro nie mogliśmy na nikogo liczyć i wiedzieliśmy już jakie są założenia, musieliśmy chwycić za oręż. Amerykanie i Brytyjczycy otwierali drugi front w Normandii zamiast Bałkan, co było na rękę Sowietom i nie mieli ani wielkich możliwości ani chęci do pomocy dla Polaków. Przypominam, na mocy konferencji teherańskiej z dni 28.11-1.12.1943 Polska - suwerenny przedwojenny kraj, którego niepodległy byt został potwierdzony na mocy traktatu wersalskiego, a więc międzynarodowej umowy, został zmieszany z błotem, włączony do radzieckiej strefy okupacyjnej. Polacy wiedzieli już, że jest propozycja, aby ZSRR graniczył z Polską (de facto satelicką republiką radziecką z polskim językiem urzędowym) na linii Curzona, a więc obcięta o Kresy Wschodnie co było nożem w plecy. Możesz Drogi Czytelniku zastanawiać się, dlaczego tak zboczyłem z tematu powstania i o tym piszę. Już wyjaśniam. Znając realia, które nastały, Polacy wiedzieli, że walczą o coś więcej niż tylko o wyzwolenie się spod nazistowskiego jarzma. W lipcu 1944 wojska radzieckie przekroczyły Bug kontynuując swoją kontrofensywę. Powstanie było oczywiście walką z Niemcami, ale czy tylko? Oczywiście, że nie. Gdyby powstanie nie wybuchło, zaryzykuję stwierdzenie, że Sowieci, by weszli do Warszawy, zmusili do wycofania Niemców i zajęli Warszawę. Wtedy zapewne włączyli be te tereny bezpośrednio do ZSRR. Gdy wybuchło powstanie Polacy zagrali na nosie Stalinowi i pokazali światu, że w obliczu beznadziejnej pozycji w jakiej stoją, chcą zachować resztki przedwojennej suwerenności i to, że przyszli zwycięzcy będą musieli liczyć się z Polakami, gdy będą podejmować decyzje dotyczące przyszłego kształtu politycznego Europy.

 

Podsumowując uważam, że lepsza jest śmierć z bronią w ręku o wolność Ojczyzny niż bierna śmierć lub uratowanie życia kosztem walki o Polskę. Na zakończenie, proszę sobie wyobrazić sytuację taką trochę z historii alternatywnej, która mogła być bardziej możliwa.

 

Załóżmy więc. Wojska radzieckie docierają tydzień później na prawy brzeg Wisły. Powstanie nie wybucha, ale Niemcy wiedzą już, że przyjdzie im walczyć z potężną i bardzo liczną armią radziecką, z którą świetnie wyszkolone wojsko niemieckie przegrało na głębokim dla nich Wschodzie (vide Stalingrad). I teraz może być sytuacja bardzo prosta. Dowództwo niemieckie podejmuje decyzję o opuszczeniu Warszawy i zastosowaniu rosyjskiej taktyki, a więc tzw. " spalonej ziemi " w tym wypadku " spaleniu miasta ". Hitler wydał przecież kiedyś rozkaz o zrównaniu Warszawy z ziemią. Tak więc, przez ten tydzień, Niemcy mogli by zabijać Polaków przy biernym ich oporze, burząc ich domy. Fakt, może straty byłyby mniejsze, bo jednak powstanie trwało 63 dni, a nie tydzień, ale czy to jest w tym wszystkim najwazniejsze? Polacy też mieli przecież sukcesy w powstaniu, czego dowodem jest chociażby zabicie 16 tys. żołnierzy i zniszczenie 270 czołgów i dział szturmowych. Najważniejsze jest, to że Polacy mieli dosyć udawania, że pada deszcz, gdy ktoś pluje im prosto w twarz i woleli wybrać otwartą walkę.

 

Nie można krytykować czyjegoś bohaterstwa, gdy ktoś podejmuje walką o słuszną sprawę (a takową na pewno jest walka o niepodległość kraju, która została bestialsko zabrana).

 

Na koniec krótko:

" Dulce et decorum est pro Patria mori " ( Słodko i zaszczytnie jest umierać za Ojczyznę )

 

Pozdrawiam,

 

Ciunek.

Ciunek
O mnie Ciunek

Jestem otwarty na argumenty osób każdej z opcji politycznych, lubię dyskutować.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura