Okiem Samuraja Okiem Samuraja
492
BLOG

Neoliberalizm - zagrożenia dla Europy.

Okiem Samuraja Okiem Samuraja Gospodarka Obserwuj notkę 2

 Tymczasem w Europie…

 Niebezpieczny twór, który został zaprojektowany w oparciu o postulaty ekonomii neoklasycznej, to właśnie wspólna waluta EURO!

 Jakie „korzyści” niesie ona państwom członkowskim:

1. Całkowitą zależność od decyzji Europejskiego Banku Centralnego, którego struktury mieszczą się w Niemczech; 

2. Całkowity zakaz wprowadzania opłat celnych; 

3. Stały kurs waluty, jednakowy we wszystkich krajach, niezależnie od ich kondycji gospodarczej; 

4. Narzuca limit deficytu budżetowego (maksymalnie 3% PKB w skali roku i 60% PKB narastająco);

Jakże na podstawie powyższych przepisów kraje o zróżnicowanej sytuacji społeczno-ekonomiczno-geograficznej mogą ze sobą konkurować na równych warunkach?! Ale neoliberałowie są przekonani, że takie rozwiązania umożliwiają sprawiedliwą konkurencję, a jej efektem będzie nieprzerwany wzrost gospodarki każdego kraju.

Czyli w ten sposób ekonomiści neoklasyczni równym krokiem, bez barier chcą maszerować ku stanowi ogólnego dobrobytu i szczęśliwości! Ale gdzie w rzeczywistości doszli…?
Dopiero po 10 latach od wprowadzenia wspólnej waluty wyraźnie pojawiło się rozróżnienie na kraje „przegranych” i „zwycięzców”. Od czasu przyjęcia Euro dramatycznie pogłębiła się różnica w produktywności pomiędzy krajami. Jakże łatwo teraz winą obarczyć kraje, które dotarły na skraj bankructwa. Jak często słyszy się wytłumaczenie, że Grecy są sami odpowiedzialni za stan swojego kraju, i Hiszpanie, i Portugalczycy, i Włosi… Neoliberałowie za pośrednictwem mediów przekonują nas, że „kryzys nastąpił z powodu braku wysiłku narodu greckiego i hiszpańskiego”. Bo nie starali się inwestować w rozbudowę własnego potencjału produkcyjnego, bo nie rozwijali własnego przemysłu. Dlatego to ich wina!

Bo są leniwi, oszukują. Panowie ekonomiści: To nie ludzie są źli! Ale zły system ich prowadził, zła polityka… To musiało się tak skończyć!

Kraje południa Europy nie były w stanie konkurować z wysokowydajnym potencjałem przemysłowym Niemiec. Nie obroniły się przed niemiecką ofensywą eksportową. Pod naporem tańszych produktów niemieckich w krajach południa Europy rozwinął się deficyt handlowy i deficyt obrotów bieżących. Doszło do spiętrzenia zadłużenia zagranicznego i w efekcie do realnego bankructwa.

Neoliberałowie uspokajają, że sytuacja ekonomiczna Grecji czy Hiszpanii, to tylko problem tych krajów, bo nie były one w stanie wygrać konkurencji na wolnym rynku.

WOLNY HANDEL, NIE ZNACZY SPRAWIEDLIWY!

Jak kraje o słabszym od Niemiec potencjale przemysłowym, bez jakichkolwiek mechanizmów ochronnych (cła, taryfy, deprecjacja kursu krajowej waluty) mogą być w stanie nawiązać równorzędną walkę z ofensywą niemieckiego eksportu!?

Prawdą jest, że państwa te wstąpiły do strefy euro z własnej woli. Ale czy wobec tego, cała odpowiedzialność spoczywa tylko na narodzie greckim, hiszpańskim?

Niemcy nie będą przepraszać za to, że zyskali. Ale czy mają prawo bezwzględnie promować politykę neoliberalną, skoro sami w XIX wieku, chcąc ochronić swoją gospodarkę przed tańszym eksportem z Anglii niezwłocznie wprowadzili zaporowe cła, taryfy. Na pierwszym miejscu chcieli chronić własną ekonomię i dlatego objęli ją płaszczem „protekcjonizmu”. W rezultacie stali się potęgą gospodarczą, jednym z głównych producentów i eksporterów na świecie. Cóż za hipokryzja, a teraz z całej siły ganią wszelkie mechanizmy protekcjonistyczne.

Kraje o zróżnicowanym potencjale gospodarczym, ale wspólnej walucie mogą funkcjonować tylko w warunkach silnego wzrostu gospodarczego. Ale wystarczyło, że bańka pękła, a stopa bezrobocia wzrosła o 10%-20%. Co wtedy powinien zrobić rząd, aby pobudzić ekonomię i doprowadzić do stworzenia nowych miejsc pracy? Oczywiście dać impuls inwestycyjny w postaci na przykład inwestycji publicznych. A z tym nieodłącznie wiąże się wzrost deficytu budżetowego. I jak wtedy można trzymać się limitu 3% PKB? Czy utrzymanie takiego reżimy finansowego faktycznie służy gospodarce w kryzysie? Czy służy interesom ludzi?

Ale nie! Eurokraci jednym głosem przekonują, że bez względu na wysokość bezrobocia, wydatki fiskalne nie powinny być zwiększane. W przypadku wzrostu deficytu budżetowego nakazują zmniejszenie zabezpieczeń społecznych i zredukowanie zakresu robót publicznych.

A co z ludźmi, którzy w wyniku redukcji utracili jedyne źródło utrzymania siebie i swoich rodzin? Co z rozszerzająca się sferą ubóstwa?

I na takie problemy neoliberałowie mają własny, jakże oryginalny punkt widzenia.

Przekonują nas, że przecież nie ma problemu. Ubożenie społeczeństwa powoduje szybki spadek dochodu narodowego do poziomu, w którym dany kraj wreszcie odzyska konkurencyjność. A wtedy będzie można rozwinąć eksport i wreszcie wypracować nadwyżki w bieżącym rachunku państwa.

A poza tym przecież ich zdaniem na tym świecie nie istnieje takie zjawisko jak „przymusowe bezrobocie”. Jeśli tylko człowiek chce znaleźć pracę, to ją zawsze znajdzie. Bezrobotni, którzy nigdzie nie mogą znaleźć pracy, po prostu nie mają zdolności lub kompetencji. I dla nich liberałowie mają gotową receptę: należy takim ludziom zapewnić odpowiednie szkolenie i problem się sam rozwiąże.

Czy na pewno? Ilu może być fryzjerów, czy operatorów wózków widłowych?

Dlaczego neoliberałom nie przychodzi na myśl, że w kraju objętym kryzysem zwyczajnie nie ma pracy? Nie ma i już. Niezależnie od miejsca i stanowiska.

Niestety porównanie teoretycznej doktryny neoklasycznej z rzeczywistością wygląda wręcz groteskowo.

Z wyjątkiem wybranych krajów północnej Europy (Niemcy, Holandia), stopa bezrobocia w strefie euro nieustannie wzrasta. W Grecji i Hiszpanii doszła do alarmującej wysokości ponad 25%!

Czy aby na pewno jest to dowolne bezrobocie bądź stan pielęgnowanej „niezdolności do pracy”? Jak to komentują ekonomiści neoklasyczni?

Nieprzerwanie pogarszająca się sytuacja na rynku pracy w strefie euro rozpoczęła się po prostu spadkiem popytu po pęknięciu bańki spekulacyjnej (głównie na rynku nieruchomości).

Istnieje wiele krajów (np. Niemcy), gdzie stopy procentowe pożyczek są praktycznie równe zeru, a także długoterminowe pożyczki są bardzo tanie. A jednak taki stan rzeczy nie generuje inwestycji.

Dlaczego?

Oczywiście dlatego, że obecnie inwestycje się nie opłacają. W takiej rzeczywistości gospodarczej, nawet jeśli stopy procentowe faktycznie będą zerowe, to przedsiębiorcy nie będą pożyczać z banku pieniędzy, a indywidualni konsumenci nie będą pieniędzy wydawać, tylko zaczną je oszczędzać na „czarną godzinę”. Tak się dzieje. Ale neoklasyczni ekonomiści nie chcą tego zobaczyć…

Sądzę, że nawet znaczna obniżka stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny nie przyniesie żadnego efektu. Przedsiębiorstwa w strefie euro nie inwestują z powodu wysokiego oprocentowania pożyczek, tylko z powodu braku popytu!

Jedynym podmiotem, który jest w stanie wygenerować tak potrzebny impuls inwestycyjny jest sam rząd. Jednak rządy mają ręce spętane przez wspólne zasady euro. Innymi słowy nie są w stanie wdrożyć skutecznego rozwiązania problemów, ponieważ mechanizmy, które mogą poprawić sytuację na rynku pracy w Grecji i Hiszpanii, są formalnie zakazane.

Utworzono naprawdę oburzający system!

Ostatecznie Euro nie stało się "wygodną wspólną walutą", jak się spodziewano, ale jest "wspólnym przekleństwem", które podarowała nam myśl ekonomii neoklasycznej.

Mam nadzję, że Polska nie stanie się członkiem strefy euro. Myślę, że warto aby Polacy  zdali sobie sprawę, że UE sama w sobie jest pewną formą zniewolenia, zwanego pięknie globalizacją i jako taka niesie ze sobą niebezpieczeństwo.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Gospodarka