Dzisiejsza, szeroko komentowana medialnie, rekonstrukcja rządu Donalda Tuska, budzi we mnie mieszane odczucia. Wnioski możemy wyciągać dwojakiego rodzaju, albo premierem kierują już całkiem wyniki badań popularności (sondaży) i zrobi wszystko, by słabnącą opinię na temat jego gabinetu w cudowny sposób podreperować, albo sytuacja w naszym kraju jest już tak tragiczna,że jesteśmy świadkami pierwszej fazy ewakuacji.
Same decyzje personalne, a właściwie moment ich podjęcia, są groteskowe, pozbawione jakichkolwiek przesłanek. Czego nowego dowiedzieliśmy się nagle o pani minister sportu, czego nie wiedzieliśmy wcześniej? Było tyle pięknych momentów w sportowej karierze pani Muchy, by ją móc spektakularnie, hmm, zmienić, a okazuje się, że nada się ona teraz wręcz idealnie, by móc służyć jako socjologiczna zasłona dymna. Troszkę bym się na jej miejscu obraził.
Zmiana ministra środowiska w trakcie (podobno super-ważnego) szczytu klimatycznego to faktycznie jest "szczyt", taktu i zrozumienia otaczające rzeczywistości. Negocjatorem pan Korolec zostanie, gratuluję. Czyli na ministra się nie nadaje, ale o tak ważnych sprawach może w imieniu naszego państwa rozmawiać, tak?
Biernat i ta nowa pani od edukacji, tak, dajmy sygnał partyjnym dołom (górom). Służcie, a będzie Wam dane! Wiernie, agresywnie, stale. Będzie się można w CV pochwalić ministerialną teką.
Jedynym, który tak naprawdę powinien (zasłużył) na dymisję w mijającym tygodniu, jest odpowiedzialny za skandal związany z ochroną rosyjskiej ambasady minister spraw wewnętrznych. Zdążyliśmy jednak zauważyć, że Tusk potrzebuje go teraz bardziej, niż kogokolwiek innego - ślepo wierny, pozbawiony skrupułów, wpatrzony w wodza żołnierz do zadań specjalnych.
Dochodząc powoli do najważniejszej konkluzji, warto zdawać sobie sprawę, jak kluczową rolę w demokracjach zachodnich (światowych) odgrywa osoba odpowiedzialna za finanse państwa.Jego dymisja zawsze wiąże się szerzej z poważnymi błędami/nadużyciami, lub z całkowitą zmianą strukturalną/programową rządzących, których osoba ta nie chce firmować swoim nazwiskiem. Mamy dziś do czynienia z kolejną próbą wykiwania polskiego społeczeństwa/dziennikarzy (zobaczcie, jak wielu się na to łapie). Wiele komentarzy, artykułów, ba, ja sam, nie może sobie wręcz odmówić przyjemności podsumowania zmian dokonanych przez premiera Tuska.
Gdy tymczasem odejście Rostowskiego jest sprawą niebagatelną, zwłaszcza, gdy dorzucimy do tego postać nieznanego wcześniej zmiennika (pozostaje mi życzyć panu Szczurkowi, by jak najszybciej dowiedział się, jak w małym stopniu chodzi tutaj o jego analityczną, ekonomiczną wiedzę) oraz moment i sposób podjęcia decyzji. Zamieszanie z budżetem, stan polskich finansów, gospodarki, OFE. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, niczego nie zmienimy, opieramy się kolejnym falom kryzysu, a odświeżyć tę salę w której się ministrowie spotykają trza było po prostu, bo stęchlizną (sondażową) capi. Panie premierze, pan tak na serio?
Konkludując mało optymistycznie, na miejscu każdego w miarę rozsądnego komentatora/obywatela zacząłbym się z lekka obawiać o kondycję naszego państwa (oczywiście zakładając, że do tej pory żyjemy w bajce, którą nam PO od dawna serwuje, proszę się nie śmiać, wielu serio tak ma). Bowiem albo mamy premiera, który w głębokim poważaniu ma swoją ekipę, międzynarodowe zobowiązania i konsekwencje podejmowanych, personalnych decyzji, szacunek oraz logikę działań i nie powstrzyma się przed niczym, co w jakikolwiek sposób uratuje wizerunek jego partii. Albo jest już tak źle, że co sprytniejsi zwijają manatki z tonącego okrętu.
Do szalupy natomiast wrzućmy paru innych, a ludziom powiedzmy, że po prostu atmosferę na statku psuli. Ciekawie się robi, z dobrego serca polecam wszystkim - czas na naukę pływania.
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka