Marcin Tomala Marcin Tomala
1186
BLOG

Polak na łamach "The Guardian" bajdurzy o tożsamości

Marcin Tomala Marcin Tomala Polityka Obserwuj notkę 8

Artykuł na łamach portalu internetowego brytyjskiego dziennika (raczej o poglądach liberalno-lewicowych, na pewno bliżej mu do Partii Pracy niż konserwatystów na czele z premierem Cameronem) autorstwa Polaka, Jakuba Krupy, opublikowano wczoraj. Co ciekawe dopiero dziś znalazł swój oddźwięk w polskich mediach, portalach internetowych, dorzucając kolejne trzy grosze do żywej i wałkowanej do granic możliwości "brytyjsko-polskiej wojny o zasiłki".

Dziennikarz (z tego co możemy na szybko znaleźć w sieci, warszawiak z krwi i kości, kibic Polonii, lider Forum Europejskiego, bez wątpienia ambitny, zdolny człowiek - tyle w tytule "angielskości artykułu") próbuje w dość powierzchownej analizie udowodnić, iż problemem Polaków mieszkających na Wyspach (i nie tylko) nie są kwestie finansowe, lecz poczucie tożsamości. Ukazuje, iż w wyniku zachłyśnięcia się europejskością, polscy rządzący zapomnieli o dumie narodowej, co z kolei znajduje odzwierciedlenie w relacjach z "wielkimi, dumnymi Brytyjczykami". Ostatni spór o zasiłki celnie jest podsumowany podaniem czystych faktów (ekonomia nie kłamie, Polacy płacą więcej niż biorą), a spór polityczny uznany zostaje za absurdalny. O ile słusznie wskazano śmieszność działań polskich rządzących (premier Tusk oddający na aukcję koszulkę piłkarską, którą dostał od Camerona), to brakuje mi realnej oceny wypowiedzi i działań premiera Wielkiej Brytanii, który, odsuwając na bok celowość dyskusji na temat funkcjonowania angielskiego systemu socjalnego, posunął się do politycznego prostactwa, populizmu. No cóż, ale pewnie wtedy tekst nie zostałby na łamach Guardiana opublikowany, coś za coś.

O ile w wielu miejscach zgadzam się z autorem tej publikacji, o tyle nie mogę całkiem zrozumieć konkluzji, którą próbuje on nam zaserwować. Sugeruje bowiem, iż rząd polski nie zrobił (robi) wystarczająco dużo, by polskim emigrantom pomóc w asymilacji w brytyjskim społeczeństwie, polskie władze próbując uczynić odpowiedzialnymi za los emigrantów. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, ta odpowiedzialność jest klarowna, ale kończy się w momencie, gdy zostaję brytyjskim podatnikiem, częścią angielskiego społeczeństwa. Ostatnie czego bym chciał, to polskie władze mieszające się do mojego "angielskiego" życia. Jak się to zresztą kończy, możemy sami zobaczyć. Byłoby natomiast miło, gdyby osią problemu nie czynić kłopotów wspomnianej asymilacji, ale skalę zjawiska, jej przyczyny. Nikt o zdrowych zmysłach nie przyzna przecież, że z kraju, który odnosi gospodarcze sukcesy, nie ma wojen na tle religijnym, konfliktów rasowych, wyjechałoby w poszukiwaniu "szczęścia" tak wielu ludzi. 

Warto także dłużej zastanowić się nad narodową tożsamością, którą tak łatwo szafuje Jakub Krupa.Sam niejednokrotnie zazdroszczę Brytyjczykom ich nieskrępowanej, narodowej dumy. Olimpiada, Wimbledon, wydarzenia związane z rodziną królewską, Proms (seria koncertów muzyki klasycznej, finałowej nocy tłum ludzi wymachuje dumnie flagami, śpiewając o ziemi pełnej glorii i chwały czy rządzącej na świecie Brytanii). Ba, będąc uczestnikiem tych wydarzeń, czuję się po części "dumny" razem z nimi. Gdy skonfrontuję to z ośmieszaniem przez polskie elity, władzę, wszelkich inicjatyw patriotycznych, udowadnianiem, że liczy się europejskość, a polskość symbolizuje co najwyżej zabawny czekoladowy orzeł i kotyliony, ustalanie nowej definicji racji stanu, no cóż, według mnie różnica jest aż nadto widoczna (a przecież z założenia, to miotające się z ustalaniem nowego porządku brytyjskie społeczeństwo, ogrom imigrantów powinno mieć z tożsamością realne, znaczące problemy).

Moja niepewność i entuzjazm w kontaktach z Anglikami rodzi się wg autora artykułu właśnie z oszukiwanej, zaniedbanej tożsamości. Nie mogę wypowiadać się w imieniu ogółu, ale to wg mnie bzdura. To właśnie na emigracji tęsknota za utraconą w jakimś stopniu ojczyzną, jej idealizacja, duma z historii często wysuwa się na pierwszy plan. Tym większy jest smutek, gdy z perspektywy oceniam naszą szarą, dziwną rzeczywistość, spory i zażarte kłótnie, rzucanie się do gardeł nawet tych, których przecież tak wiele łączy (a dzieli tylko te, bagatela 1600 km).

Tak, mam kompleksy względem Brytyjczyków, tak, często czuję się niepewnie i wręcz się ośmieszam, co mi żona ukochana skrupulatnie punktuje i udowadnia. Tylko nie wynika to wcale z braku dumy z historii naszego narodu, jego wspaniałej kultury, dorobku. Nie ukazuje się to nawet w momencie, gdy na Wembley otoczony Angolami zdzieram gardło, kibicując naszym kochanym patałachom. Problem pojawia się wtedy, jak potrzebuję wizyty u lekarza. Jak to, na teraz? Kiedy ja potrzebuję? Zwariowała pani? W banku, gdy płaciłem przelew i pytałem się nieśmiało, ile ta usługa kosztuje, a kasjer nie miał zielonego pojęcia o co mi chodzi (tak, istnieje coś takiego jak darmowa bankowość). Przy policjancie, którego gdy w centrum zatłoczonej nadmorskiej miejscowości zapytałem o autobus, popędził ze mną przez ruchliwe skrzyżowanie, bym się na niego nie spóźnił. Przy płaceniu spóźnionego rachunku, który zaplątał się gdzieś w masie ulotek, a dostawca nie widzi kłopotu, przecież z założenia zakłada moją uczciwość.

Ujawnia się najmocniej, gdy nie potrafię wytłumaczyć angielskim znajomym, jak polskie władze państwowe mogły doprowadzić do sytuacji, w której największa tragedia powojennej historii przekształca się w farsę, a śledztwo smoleńskie najłagodniej można określić słowem "groteska".

Reasumując lekko, jestem dumny i kocham, nie mam kłopotów z moją tożsamością. Boli mnie jednak, że polska państwowość, realia ostatnich lat sprawiły, że Polak czuje się często względem Zachodu jak ubogi krewny. Polskie władze, elity, rządzący, nie dość, że nie potrafili zadbać o poczucie narodowej dumy i identyfikacji (no cóż, kto chce, to wywalczy to sobie sam), to ciągle nie potrafią zaspokoić kosztem wymienionych prozaiki życia codziennego. Ani chleba, ani igrzysk. A podobno już trochę w tej "europie" jesteśmy, z budżetu wspólnego korzystamy. Kiedy?

A ten ubogi krewny, mimo, iż odnoszący sukcesy, zdolny, utalentowany człowiek, aby mieć pewność, że jego częściowo celny i ciekawy tekst o problemie polskiej emigracji w UK znajdzie się na łamach brytyjskiej prasy, odwraca kota ogonem tak, by czasem Brytyjczyków nie urazić. Ja po to wyjeżdżałem, żeby mi się Tusk do życia mieszał. To się dopiero nazywają kompleksy.

 

 15.01.2014 

Pan Jakub Krupa, autor opisywanego przeze mnie artykułu, odpowiedział rzeczowo na moje argumenty i podał link do całości swojego opracowania, do lektury którego z całego serca zachęcam. Dodam jeszcze, że złośliwy wydźwięk tytułu mojej notki w świetle wyjaśnień pana Jakuba jest nieuzasadniony. Konkluzje, które wyraziłem w swoim komentarzu pozostają jak najbardziej aktualne, jednak punkt widzenia pana Krupy jest ciekawy i warty szerszej dyskusji.

/http://wszystkoconajwazniejsze.pl/jakub-krupa-procenty-nieprawdy-polacy-w-wielkiej-brytanii/

 
 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka