Sieradz to moje ukochane rodzinne miasto, którego znakami rozpoznawczymi na dzień dzisiejszy są głównie niespotykana gęstość galerii handlowych i supermarketów na głowę mieszkańca, znany podobno na cały świat festiwal fryzjerski Open Hair (w Sieradzu urodził się Cierplikowski, ten, co czesał m.in. Piaf i Bardot), prawdopodobnie najbrzydszy pomnik Jana Pawła II na świecie oraz przede wszystkim zegar słoneczny umiejscowiony przez większość roku... w cieniu. No cóż, historyczne miasto ma swoistego rodzaju awangardowy urok, wspierany rzetelnie przez lokalne władze, które prędzej wydadzą pieniążki na cztery słupy przy wjeździe do centrum miasta niż drogi lub rozwój przedsiębiorczości.
Do tego raczej mało kto wie, gdzie, co i jak jest ten cały Sieradz, nawet portale informacyjne mylą go z... oddaloną o 60 kilometrów Łodzią. A z drugiej strony to byłe miasto wojewódzkie, więc pomyłkę wspaniałomyślnie wybaczam. Dziś do katalogu ważnych wydarzeń z życia tej mieściny możemy dodać próbę spektakularnego zamachu na byłego premiera, lidera wzbijającej się powoli do powrotnej łaski stałych wyborców SLD, Leszka Millera.
Do incydentu doszło na koncercie muzyki poważnej, który był finalnym dziełem startowego dnia lokalnej kampanii na rzecz kandydatów SLD biorących udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Warto czasem ubić dwie muchy za jednym zamachem (doceńcie dowcip!), więc były premier wspominał także na spotkaniu z wyborcami o zbliżających się wyborach samorządowych."Zamachowiec" za bardzo wziął sobie do serca repertuar prezentowany na koncercie, niczym torreador z Carmen z bojowym okrzykiem zaatakował Millera... torebką, wypełnioną podejrzanym, cuchnącym, białym płynem. Siła uderzeniowa była tak ogromna, że rozerwana zniszczyła nie tylko garnitur lidera postkomunistów, ale pochlapała parkiet sali gimnastycznej lokalnej szkoły, w której kulturalne wydarzenie miało miejsce.
Słysząc doniesienia z Sieradza odruchowo uspokoiłem serce, sprawdzając alibi moich kochanych rodziców, którzy mimo, iż oszukani przez Wałęsę i spółkę do cna, do komunistycznych spadkobierców pokroju melomana Millera żywią uczucia raczej... średnie. Uspokajam również wszystkich, premier ma się dobrze, cały, zdrowy, uśmiechnięty (chyba), sprawca zamachu szybko ujęty (nie przyznaje się jednak do winy). Warto nadmienić, iż z pierwszych doniesień oraz komentarzy internautów wynika, iż autor zamieszania to charakterystyczny, "lokalny wariat", wobec którego już zapowiedziano upiorne konsekwencje - będzie musiał zapłacić za sprzątanie podłogi. Ciekawe, co z garniturem?
Ja się broń Boże nie nabijam, podobne wybryki oczywiście potępiam, ale skala przedstawiania wydarzeń w mediach w opozycji do tego, co się faktycznie i w jakich okolicznościach stało... No cóż,nie stawia w najlepszym świetle otoczenia Leszka Millera. Według świadków, mężczyzna odszedł z miejsca zdarzenia, a wcześniej nikt nie próbował go zatrzymać. Policja o całej sytuacji została poinformowana dopiero godzinę później. Nietykalność cielesna brutalnie podobno naruszona, obecny premier Tusk już coś wspomina o ewentualnej ochronie, tylu rosłych chłopów się krząta wokół guru lewicy, a żaden nawet palcem nie kiwnie, żeby sprawcę ująć lub szefa własną garderobą zasłonić.
Chyba, że oni się wszyscy na niego z lekka obrazili. Lokalni, wierni działacze SLD zostali bowiem potraktowani z lekka obcesowo. Taki wicestarosta sieradzki z ramienia partii nawet salę szkoły publicznej (można tak?) na koncert sprawnie załatwia, a tu się okazuje, że jedynkę na liście wyborczej dostaje nowa gwiazda Sojuszu, Weronika Marczuk. Jedynkę dostała, to niech się wykaże, pomyśleli pewnie lokalni działacze.
Tylko, że pani Weronika skupiona akurat była na czymś o wiele ważniejszym. Jako gwiazda wieczoru, solidaryzując się z ukraińskim Majdanem (to się nazywa polityczne wyrachowanie, uczyć się!) brawurowo wykonała na koncercie "dumkę ukraińską".
Konkludując z lekka, okazuje się, że mieszanka dumki, Carmen, nowego programu wyborczego sojuszu (49 województw, o tak!), klasycznej muzyki ze standardowymi, politycznymi banałami wyszła Millerowi wyjątkowo... pachnąco. Tylko Sieradza szkoda, podobno ciągle się osobniki z tvn-u po ulicach kręcą, strach z domu wyjść. Tyle z koncertu sieradzanom przyszło, eh, "miałeś chamie złoty..."
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka