"Proszę państwa, 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm". 28 października 1989 roku Joanna Szczepkowska, będąc gościem "Dziennika Telewizyjnego", wygłosiła to słynne zdanie. Tyle, że dziś po 36 latach od tego wydarzenia trzeba sobie wreszcie jasno powiedzieć i nawet głośno wykrzyczeć: Szczepkowska kłamała!

Abstrahując od samego pojęcia komunizmu w Polsce, który - wyłączając czasy Bieruta i Gomułki - był wersją soft komunizmu sowieckiego, nie ma nic bardziej mylnego niż komunikat wygłoszony przez Szczepkowską. Stawiam tezę, że Szczepkowska zwyczajnie wykonała zawodowe zlecenie - wszak była aktorką i jako całkiem atrakcyjna wtedy kobieta była na tyle wiarygodna, że do odegrania tej roli nadawała się idealnie. Przecież wszystko już było ustalone: komuniści nie tylko nie poniosą żadnej - podkreślam żadnej (!) - odpowiedzialności za zbrodnie i doprowadzenie Polski do ruiny, ale zachowują wszystkie istotne elementy władzy, tworząc wspólnie ze "styropianowymi solidaruchami" - tak naprawdę grupę trzymającą władzę, lub - jak kto woli- szczelnie przykrytą michnikowszczyzną "Klikę" ludzi Kiszczaka, kasty sędziowskiej i biznesu mającego w ręku wszystkie polskie nici gospodarcze i ekonomiczne. Z udziałem, oczywiście, obcych agentur i środowisk politycznych
Dlaczego tak uważam? Można o tym dosłownie opasłą książkę napisać, ale kiedy dziś przy porannej kawie czytam o urodzinach Aleksandra Kwaśniewskiego, przedstawianego jako "najlepszego prezydenta wolnej Polski", to szlag mnie jaśnisty trafia, a pyszna Lavazza robi się kwaśno-gorzka. Jakby tego było mało, to za momencik jeden z wielkich baronów PZPR, Włodzimierz Czarzasty, zostanie marszałkiem Sejmu Rzeczypospolitej, czyli drugą - po prezydencie - głową państwa. Jakby coś, co nie daj Boże, przytrafiło się Karolowi Nawrockiemu, to prezydentem zostaje Czarzasty. A przecież to już było: śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ekspresowe wbiegnięcie do Pałacu "Bigosa" Komorowskiego. O mało sobie nóg nie połamał w tym sprincie.
Co się, k, stało z Polakami? Generał Kiszczak pojąc morzem wódki solidarnościowych kacyków Michnika w Magdalence i później organizując teatrzyk dla gawiedzi znany pod nazwą "Okrągłego Stołu", chyba sam nie spodziewał się takich efektów na bez mała pół wieku. Można nawet napisać, że Kiszczak okazał się geniuszem, swojego rodzaju zegarmistrzem czasu przyszłego - czasu, którego właśnie jesteśmy bezwolnymi świadkami. Ale genialny plan Kiszczaka byłby tylko planem, gdyby nie ogromne pieniądze, którymi sfinansowano nie tylko uwłaszczającą się "Klikę" i zabezpieczono jej interesy obejmujące wszystkie obszary mające znaczenie dla funkcjonalności państwa, ale zainwestowano w propagandowe media takie jak np. TVN. Bez działającej 24h/ dobę pralni (nie tylko przecież TVN i GW) narodowego odmóżdżania, pisanie dziś o urodzinach Kwaśniewskiego po prostu nie byłoby możliwe. Skąd "Klika" te pieniądze wzięła?
Głównie, ale nie jedynie ( to temat na inną notkę), z wciąż niewyjaśnionej, a właściwie do granic absurdu zakłamanej Afery FOZZ. Afera FOZZ jest aferą komunistyczną, zaplanowaną, zrealizowaną i ukrywaną najpierw przez władze schyłkowego PRL, a później przez ludzi, którzy dzięki powiązaniom z Kiszczakiem utrzymali lub dorwali się do władzy - bez względu na to czy chodzi o byłych prezydentów, polityków, funkcjonariuszy wywiadu wojskowego i cywilnego, czy też o ludzi z kasty sędziowskiej. FOZZ nie był i nie jest przestępstwem złodziei czy bandytów, lecz wynikiem antypolskiego działania komunistycznego aparatu władającego Polską. Groteskowe śledztwo w sprawie afery FOZZ przeciągnęło się na wiele lat. Dopiero w styczniu 1998 r. udało się skierować do sądu akt oskarżenia. O "przywłaszczenie środków" oskarżono kilka związanych z funduszem osób. Wyroki pierwszej instancji zapadły dopiero w 2005 r., późniejsza apelacja w niewielkim stopniu je zmieniła, a wniesione kasacje zostały oddalone. Osoby zamieszane w sprawę zostały skazane na więzienie i grzywny. Same płotki odgrywające swoje role w teatrzyku dla gawiedzi.
Afera zyskała sobie też złą sławę klątwy. 7 października 1991 r. w wypadku samochodowym ginie Walerian Pańko, prezes Najwyższej Izby Kontroli. Jechał z Warszawy do Katowic, na Uniwersytet Śląski z wykładem inauguracyjnym. Jezdnia była sucha, widoczność i warunki pogodowe bardzo dobre. Prof. Pańko za dwa dni miał w Sejmie wygłosić wystąpienie na temat afery FOZZ. Ale nie był to jedyny dziwny zgon związany z aferą FOZZ. Na rzekomy zawał serca zmarł m.in. 38-letni kontroler NIK, Michał Falzmann — ten, który jako jeden z pierwszych odkrył aferę w FOZZ. Stało się to kilka dni po tym, jak zażądał od Narodowego Banku Polski informacji o transakcjach finansowych na kontach FOZZ. W ciągu dwóch lat od tragicznego wypadku Waldemara Pańki zmarli dwaj policjanci, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce wypadku w Słostowicach. Przyczyną ich śmierci miało być utonięcie - w wodzie po kolana. Ostatnią ofiarą "klątwy FOZZ" był bezpośredni zwierzchnik Michała Falzmanna, Anatol Lawin. W 2006 r. został śmiertelnie pobity przez nieznanych sprawców. Miał wtedy 66 lat.
Oprócz wielu pretensji jakie mam do rzekomo patriotycznego PiS, największa dotyczy właśnie "olania" tego całego, nie tylko aferalnego, ale obszernego przecież wątku przepoczwarzenia się PRL w "Czecią RP". Jak to możliwe, że Jarosław Kaczyński i jego ludzie nie zajęli się problemem, który w istocie uniemożliwił mu realne, rzeczywiste sprawowanie władzy i w konsekwencji doprowadził do utraty rządów w 2023 r.? Przecież żyją jeszcze urzędnicy PRL i "posłowie" PRL, którzy głosowali wiosną 1989 roku za powołaniem FOZZ. Żyje wicepremier, który był za jego funkcjonowanie odpowiedzialny. Na to retoryczne chyba pytanie odpowiedź jest dosyć oczywista ... co dedykuję różnym wyznawcom kultu Jarosława i różnym @misiom czy też @Brodom zagrzebanym w propagandowych bańkach.
A Szczepkowska? Mam wrażenie, że koniec komunizmu utożsamiła sobie z tym, że w Polsce można kupić dowolną ilość bananów, które przestały być peerelowskim luksusem sprzedawanym po trzy na osobę. Tak zresztą koniec komunizmu widzą miliony Polaków. "Kiedyś dostałam pocztówkę z Paryża, na której była kawiarnia z kolorowymi parasolami. W tej kawiarni siedzieli ludzie i rozmawiali. I ja tę pocztówkę oglądałam właściwie codziennie i oglądałam ją pod szkłem powiększającym. Bo chciałam zobaczyć, jak wyglądają ci ludzie, którzy siedzą sobie pod kolorowymi parasolami, jak wyglądają ich twarze" - opowiada Szczepkowska. Dziś jednak nie widzi nic złego w tym, że z poziomu kolorowej kawiarni gdzieś w Polsce, pluje jadem na Prezydenta Karola Nawrockiego i bywa "gwiazdą" tych samych mediów, co 36 lat temu. Cóż, swoją rolę odegrała całkiem dobrze i bez wątpienia odgrywa ją dalej.
Wylałem do zlewu je*aną kawę..
Polecam lekturę uzupełniającą: https://historia.org.pl/2019/07/12/afera-fozz-matka-wszystkich-afer/
https://trojka.polskieradio.pl/artykul/3386975,joanna-szczepkowska-o-4-czerwca-1989-roku-nikt-wtedy-nie-przypuszczal-ze-to-bedzie-az-takie-zwyciestwo
https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/nie-wszyscy-wierzyli-ze-to-byl-wypadek-prezes-nik-zginal-po-kontroli/kqz9lte
Inne tematy w dziale Polityka