Czoło marszu
Czoło marszu
Aleksandra Aleksandra
117
BLOG

Jeszcze o sprawie oleśnickiej (choć moment nieodpowiedni)

Aleksandra Aleksandra Społeczeństwo Obserwuj notkę 7
W sytuacji, gdy uwaga skupiona jest na wielkich wydarzeniach wpis mój może być mało ciekawy, ale nie chcę już czekać. Miałam zamiar wypuścić ten tekst zaraz po Narodowym Marszu Życia w Warszawie, ale z przyczyn technicznych (awaria laptopa) nie mogłam tego zrobić. Zdjęcia z Narodowego Marszu Życia stanowią ilustrację do tekstu, natomiast chciałam podzielić się swoimi przemyśleniami na temat wydarzeń w Oleśnicy i dyskusji wokół prawa... Właśnie prawa do czego? Do życia czy do odebrania komuś życia?

27 kwietnia 2025 r. przez Warszawę przeszedł Narodowy Marsz Życia. O wydarzeniu pisały szeroko media, niekiedy zarzucając organizatorom dezinformację, gdy tymczasem same dezinformowały. Przykładem może być artykuł w Gazecie Wyborczej, który mówi nawet o "potężnej dawce dezinformacji". Dezinformacją miało być stwierdzenie, że ministra (określenie z GW) zdrowia Izabela Leszczyna zmusza polskie szpitale do aborcji. Tyle tylko, że nie było tu żadnej dezinformacji. Faktycznie pani minister nałożyła karę finansową na szpital w Pabianicach i zapowiedziała nakładanie kar na inne szpitale, które odmówią dokonania aborcji czy choćby zażądają dodatkowych konsultacji lekarskich np. podważając opinię psychiatry o zagrożeniu zdrowia. Jeżeli nie jest to zmuszanie to co to jest?

Nie chcę w tej chwili wypowiadać się na temat szczegółowych rozwiązań prawnych w kwestii aborcji. Jeszcze w latach 90-tych wydawało się, że panuje konsensus co do tego, że aborcja jest złem. Zwolennicy niekaralności aborcji używali argumentu, że mniejszym złem jest dokonanie bezpiecznej aborcji w warunkach sterylnego szpitala czy gabinetu niż dokonanie jej na własną rękę lub z pomocą osoby bez przygotowania medycznego, często w warunkach urągających podstawowym zasadom higieny. Zwracano uwagę na pomoc samotnym matką, stosowną edukację jako alternatywę środków karnych. Było nawet hasło, że aborcja powinna być dostępna, bezpieczna i rzadka. Jednakże wkrótce sytuacja zaczęła się zmieniać. Ostatni człon zaginął. Zamiast tego zaczęto mówić o "prawach reprodukcyjnych". Już nie chodziło o niekaralność czynu, który uznawano za zły. Teraz zaczęto głosić, że kobieta ma prawo "wybrać" czy zostawi swoje dziecko przy życiu czy je tego życia pozbawi (oczywiście używano innych sformułowań). 

W sytuacji, gdy dla jednych życie człowieka zaczyna się od momentu poczęcia i na żadnym etapie ciąży nie można go świadomie niszczyć, a dla innych niezbywalnym prawem kobiety jest prawo do aborcji (w niektórych krajach nawet zapisane w konstytucji) faktycznie trudno o kompromis. W większości krajów jednak "prawo wyboru" ograniczone jest w czasie. Bardzo niewiele krajów (w tym Chiny, Kanada, niektóre stany USA) zezwalają na aborcję płodów zdolnych do przeżycia poza organizmem matki. W USA zwrócono uwagę na przypadki dzieci, które przeżyły aborcję. Od 2002 r. takie dzieci muszą być otoczone opieką i ratowane w miarę możliwości. Znane są przypadki osób dorosłych, które przyszły na świat w wyniku nie do końca skutecznej aborcji (https://en.wikipedia.org/wiki/Born-Alive_Infants_Protection_Act , https://lozierinstitute.org/fact-sheet-questions-and-answers-on-born-alive-abortion-survivors/).

Polskie prawo dotyczące aborcji jest uważane za restrykcyjne. Dopuszcza aborcję do 12 tygodnia w przypadku gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa oraz gdy ciąża stanowi zagrożenie życia lub zdrowia matki (wtedy bez ograniczeń czasowych). Do 2020 roku dopuszczalna była aborcja w sytuacji ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu - wtedy granicą była zdolność do przeżycia poza organizmem matki. Po zniesieniu tej przesłanki i serii czarnych protestów minister (wtedy jeszcze PiS-owski) uznał, że zagrożenie zdrowia matki to również zagrożenie zdrowia psychicznego. Zostawia to furtkę do aborcji na życzenie bez żadnych ograniczeń czasowych.

Nie chciałabym wdawać się w dyskusję czy człowiekiem jest już zapłodniona komórka jajowa czy może zarodek po wykształceniu najważniejszych organów. Pragnę skupić się na działalności dr Gizeli Jagielskiej ze szpitala w Oleśnicy, gdzie dokonywane są późne aborcje, a najbardziej bulwersujący był przypadek zabicia płodu w 9. miesiącu ciąży, więc bez wątpienie zdolnego do przeżycia poza organizmem matki. Jagielska i jej obrońcy twierdzą, że aborcja była legalna, bo pacjentka dostarczyła zaświadczenie, że ciąża zagraża jej zdrowiu psychicznemu. Pacjentka nie mogła znieść ciężaru jakim byłoby urodzenie dziecka dotkniętego śmiertelną chorobą. Tyle tylko, że aborcja w trzecim trymestrze ciąży niczym nie różni się od porodu, który może zostać sprowokowany czy też wykonany przez cesarskie cięcie. To znaczy różni się tym, że w przypadku aborcji dziecko zostaje zabite. Pacjentka musi więc urodzić dziecko, tyle że martwe. W jaki sposób urodzenie martwego dziecka ma być lepsze dla psychiki niż przyspieszenie porodu i zostawienie dziecka przy życiu? No bo chorym dzieckiem trzeba się opiekować, a to może być ponad siły - zgoda, ale można zrzec się praw rodzicielskich. Zrzeczenie się praw rodzicielskich może być traumatyczne - to prawda, ale gdyby chodziło o dziecko, które już się urodziło zabicie dziecka nie byłoby dopuszczalne, nawet gdyby fakt jego istnienia wywoływał u matki problemy psychiczne. Fakt opuszczenia organizmu matki nie może być kryterium decydującym o życiu lub śmierci. O ile zwolennicy ochrony życia od momentu poczęcia (do których sama się zaliczam) mimo zrównywania aborcji na każdym etapie z morderstwem nie postulują dla aborterów kar dożywocia, pośrednio przyznając, że jednak istniej różnica pomiędzy zarodkiem a noworodkiem, o tyle trudno znaleźć logiczne wytłumaczenie dla różnicy pomiędzy noworodkiem a płodem na kilka dni przed urodzeniem. 

Pozostaje jeszcze jedna linii obrony dr Jagielskiej. Dziecko narażone było na wielkie cierpienie, z którego wybawić go mogła jedynie śmierć. Sekcja zwłok powinna wykazać jak daleko posunięta była łamliwość kości i jakie były szanse dalszego przeżycia dziecka. Załóżmy jednak, że faktycznie choroba była śmiertelna i wiązała się z dużym cierpieniem. W polskim prawie  istnieje jednak przepis: 


Art.  150. kk  [Zabójstwo eutanatyczne]§  1.  Kto zabija człowieka na jego żądanie i pod wpływem współczucia dla niego,podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.


§  2.  W wyjątkowych wypadkach sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia.

Art.  150. kk  [Zabójstwo eutanatyczne]

§  1.  Kto zabija człowieka na jego żądanie i pod wpływem współczucia dla niego,

podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

§  2.  W wyjątkowych wypadkach sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia.

https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/kodeks-karny-16798683/art-150

Chociaż w przypadku Felka (tak matka nazwała dziecko) trudno mówić o prośbie, w imię zasady "in dubio pro reo" należy założyć, że dr Jagielska kierowała się współczuciem (choć osobiście w to wątpię, zwłaszcza po wysłuchaniu wywiadu z tą panią). Należałoby więc zastosować ten artykuł. Czy sprawę można potraktować jako wyjątkowy wypadek pozwalający sądowi na odstąpienie od wymierzenia kary? To pytanie zostawiam otwarte. Nawet jednak w przypadku odstąpienia od wymierzenia kary dr Jagielska zostałaby uznana za winną. Nie powinna więc pracować jako ginekolog-położnik. Czy powinna zostać w ogóle pozbawiona prawa wykonywania zawodu lekarza czy może np. zajmować się leczeniem przeziębień? To też otwarte pytanie.

Tymczasem postuluję zmiany w prawie tak by wyraźnie zabraniało ono aktywnego uśmiercania płodu zdolnego do życia poza organizmem matki.



Zobacz galerię zdjęć:

Marsz Życia
Marsz Życia W związku z 1000-leciem pierwszej koronacji w marszu uczestniczyli też rekonstruktorzy Rekonstruktorzy Rekonstruktorzy
Narodowy Marsz Życia 2025
Aleksandra
O mnie Aleksandra

Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo