bojadżijew bojadżijew
372
BLOG

Cynic - Kindly Bent to Free Us

bojadżijew bojadżijew Kultura Obserwuj notkę 1

 

 

Drzewiej pisałem o przełomowym debiucie Cynic z 1993 r. „Focus”. Płyta odważna, łącząca death metalowy wyziew rodem z Florydy z jazzowymi wtrętami aranżacyjno-rytmicznymi. Niestety jak to w trudnych ortodoksyjnych czasach bywało, Cynic podzielił los naszego Kobonga i nie zrozumiany przez publikę metalową rozpadł się. Dwóch członków postanowiło grac dalej, najpierw pod nazwa Portal, potem całkowicie zrywając z metalem stworzyli Aeon Spoke. Mowa oczywiście o Paulu Masvidalu i Seanie Reinertcie. Wraz z rosnącym  latami uznaniem docierającym do ich uszu na temat uniwersalności „focus” panowie połączyli siły ze znanym z debiutu basistą Seanem Malonem i nagrali w 2007 r. 2 album Cynic „traced in air”. Już dużo mniej ekstremalny, nadal nawiązujący do tradycji debiutu ale znacznie melodyjniejszy, m.in. growle zostały głęboko z tyłu. Po zagraniu olbrzymiej jak na Cynic ilości koncertów panowie wydali ep-kę „carbon-based anatomy...”, na której już słychać odejście od death metalu. Jak się można było spodziewać, Ci bardzo utalentowani muzycy, którzy są wirtuozami w swoich „działkach” (cała trójka, wystarczy poszukać na YouTube co potrafią), tworząc nowy trzeci album, nie zamierzali grzebać w kopalniach, w których przebywali mając po 18 lat.
Nowy album to nadal Cynic. Jest charakterystyczna gitarowa wirtuozeria Masvidala, jest jego delikatny śpiew, ale już mniej przetwarzany przez zabawki jak vocoder. Jak zwykle wyborny Reinert, gęsta, raz metalowa, raz progrockowa, innym razem jazzowa rytmika przypomina nam jego robotę nawet tą z Focus(choć dużo mniej podwójnej stopy). Do tego wspaniała gra Malone'a, na bezprogowym basie czy wynalazku chapman stick, który wykorzystywał Tony Levin m.in. w King Crimson. Zresztą Malone'a słychać tu wybornie, dla maniaków basu to powinna być biblia:). „Holy fallout” najbardziej nawiązuje do debiutu, mocniejsza rytmika, ostre gitary, jest moc. Jednak nie ma tu growlu. Brzmienie jest ciepłe. Masa melodii, kontrastów, gdzie po dość mocnym , już teraz „progresywnorockowym” graniu, jest miejsce na wyciszenie. Nie ma tu tak oczywistych wstawek jazzowych, oczywiście jazz jest w rytmice, solówkach gitarowych, basie, ale całość brzmi „piosenkowo”, bez spinania się na zakręcanie muzyki do kwadratu. To po prostu urokliwe piosenki, jak te najbardziej przebojowe dla mnie „the lion's roar” czy „gintanjali”.
Zresztą nie ma chyba co wymieniać poszczególnych kompozycji, bo jest ich tu łącznie 8 i wszystkie równie dobre. Trzeba się jednak przyzwyczaić, posłuchać parę razy. Bo w tle dzieje się naprawdę dużo. Z zewnątrz dostajemy urokliwe melodie wyśpiewane delikatnym głosem Paul'a a w tle dzieją się kosmiczne rzeczy. Powoli odkrywamy, co się w nich czai i wtedy zyskują nowy wymiar. To jest prawdziwa sztuka, by tak skomplikowaną formę podać w piosenkowy sposób a zarazem nie pozbawić jej aury poznawania na nowo. Takie rzeczy tworzą prawdziwi muzycy, utalentowani technicznie, ale posiadający to coś. Nienamacalne, ale wyczuwalne. Uszy otworzyć, wyciągnąć nogi i zanurzyć się, a będzie frajda.
Ocena 9/10

Recka Dawrweszte

Recka Wmichaela

bojadżijew
O mnie bojadżijew

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura