weronka weronka
416
BLOG

Opowiadanie (o wewnętrznej emigracji)

weronka weronka Kultura Obserwuj notkę 3

Wiedziała, ze ten dzień kiedyś nadejdzie... nie, to nie byłaby prawda. Nie miała o tym pojęcia, ale skoro nadszedł, wydało jej się mniej zawstydzające twierdzić, że spodziewała się, przewidziała i była przygotowana. Od tego przecież już tylko krok do: sama chciała – spowodowała! Nie wypuściła kontroli z rąk, nie spusciła z oczu, zdecydowała, co więcej, nie mogła się doczekać, aby... tu wersja zaczynała się pruć, bo po co do ciężkiego licha miałaby zaplanować własną wewnętrzną emigrację?

Jak by jej nie tłumaczyć, zawsze była porazką, poddaniem się, ucieczką. Wycofaniem na z góry upatrzone pozycje, oczywiście! Czyli rejteradą. Nie miała tupetu czy talentu Jerzego Urbana, który przyznał się do podobnej emigracji mimochodem, a kokieteryjnie. Zbyt była zmęczona, aby ubierać przykre zdanie broni w kokieterię, nie zalezało jej na sprawdzeniu, czy ktoś by jej uwierzył, kiedy wyginając się w pozie kokoty wygłosiłaby tonem znudzonym, więc niedbałym ów zbitek słów. Na ile obrazek ucieszyłby oko, wprawił w zmieszanie, więc otumanił interlokutora lub też dwóch.

Choć zawsze byłby to sprawdzian z rodzaju tych, jakie lubiła. Zmanierowanie po troszę ukrywała wstydząc się go, bardziej dlatego, że trudno by je było wytłumaczyć, bo przecież nie chodziło wcale o konkurencję, ale o przyjemność, sytuację z jej opadającym interesująco obramowaniem, miniaturkę samą w sobie intermedium; etiudkę. Zmanierowana!
 

Cóż zresztą, gdyby nawet! A jednak to była prawda: smutna, zbyt nasiąknięta porażką z jej cierpkim smakiem nieco tylko przypominającym aronię, bardziej kwaśne winogrona z jakze wielkimi, gruzłowatymi pestkami... mogła przecież wymaszerować ze sztandarem, ależ by to było niewnoszące, niezmieniające, bez wpływu! Mogła jeszcze pisać, organizować; praca u podstaw, Eliza Orzeszkowa... jakże ładnie nazywała się ta pani. Apetycznie, a może to tylko przemówił w niej głód prozaiczny, ziemniaki ze śledziem, cebulka.

A nie jakieś tam orzeszki Elizy, bo to sprawy są ważne i proste, ojczyzna, prawda, kraj, uczciwość, te pobrzmiewające od dzieciństwa pieśni, one zostały gdzieś za uszami, w czaszce, rozwój osobniczy, gatunkowy, homo historicus... czasem lapidaria działają orzeźwiająco, śledź z cebulą, sok z ogórków. Z naszej kapusty przaśnej wyrosłaś, jako te pola czarnozieme i piaszczyste podzielona, pocięta szumiąca borem lasem od gór do morza. Z morza do gór, gdzie śpią rycerze śpiący.

Z nich to dopiero wewnętrzni emigranci! Co tam przy nich Urban Jerzy.

To może być, że dlatego nam nie wychodziło, bo każdy ją widział w marzeniach jako dziewczę – Wiosnę przeskakującą strumyki, nie jako grunty, wpływy, granice, księstewka. Ale jaka na to rada? Jeden hektar na głowę i do uprawy, własnymi ręcami we błocku, z radłem, rylcem a może motyczką? Emigracja całkiem wewnętrzna, lepianka, korzonki.

Skupione, lecz dotąd raczej pogodne oblicze wypełnił frasunek. Wszczynał się ekstrawertyzm, raczej nie wypali z wewnętrzną emigracją. Nie tym razem, nie teraz.

weronka
O mnie weronka

Apel Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010 Cytaty: "Komuna zaś, odkąd się stała lewicą jest demode" Stary ŚWIĘTA DLA POWODZIAN

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura