oranje oranje
57
BLOG

Wybory: "projekt rżnięcia" publicznej kasy

oranje oranje Polityka Obserwuj notkę 13

Kiedy słyszę pełne aplauzu kląskania polskich „dziennikarzy kulturalnych” oznajmiających nam, że tego-a-tego dnia będziemy mogli uczestniczyć w „projekcie artystycznym” to od razu wiem, że ten „projekt” to zwyczajne uczenie dziadostwa młodych ludzi, którzy chcąc wydoić jakąś kasę z publicznej skarbonki nie mają nawet śmiałości nazwać swoich zamierzeń po imieniu.

Wyczulcie ucho na padające z mediów słowo: "projekt"! I sprawdźcie, czy aby nie w kółko ci sami "artyści", w kółko i w kółko żadnej sztuki pokazać nie chcą, a wyłącznie - "projekty".

„Projekt artystyczny” polegać może na przykład na tym, że łazi się w Warszawie po obcych mieszkaniach i myszkuje w szufladach szukając schowanych pieniędzy (naprawdę był taki projekt!), a potem ci od „projektu” wypowiadają się nad interakcjami zachodzącymi podczas myszkowania.

„Projekt” jest słowem niesłychanie w Polsce modnym: wystarczy, że w koperty zapakujesz kozie bobki i wyślesz bez znaczka na sto adresów i już masz „projekt”. Wystarczy, że komórką nagrasz film o życiu lęgnącym się między własnym wielkim paluchem u stopy, a jego sąsiadem – jest „projekt”.

W zasadzie nie ma obecnie żadnej płaszczyzny działalności człowieka (łącznie z fizjologią), by nie można jej uznać za „projekt”. I przy założeniu, że jakaś ciotka z telewizji czy z radia – publicznego oczywiście - piastująca stanowisko „redaktor kulturalnej” okaże się doszczętnie zdurniała i ów „projekt” łyknie, to wtedy już  można się nie martwić o nagłośnienie sprawy.

Womit mną targa kiedy słyszę w mediach: „projekt”.

Targnie mną jeszcze bardziej tej niedzieli, jeśli okaże się, że wygra w wyborach prezydenckich „projekt”.

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka