oranje oranje
511
BLOG

Dublin: pro forma wyszli na ulice

oranje oranje Polityka Obserwuj notkę 8

Dzisiejszy marsz przeciwników rządowego planu cięć wydatków i podwyżek podatków zorganizowany przez związki zawodowe liczyć miał 50 tys. uczestników, ale telewizornia podała, że było ich 25 tys. Miałem nawet się wybrać, ale zima mnie zaskoczyła, więc napaliłem w piecu i protestuję spod pierzyny. Marsz był grzeczny: "nie jest to protest czysto przeciw, ale raczej apel do naszych polityków: weźcie się do roboty" - taką wypowiedź uczestnika puściła rządowa RTE1.

Myślę, że żadne protesty nie pomogą; nawet nie dlatego, że jaj brakuje ludziom, ale po prostu Irlandczycy mają świadomość, że minione 10 lat to była zabawa na kredyt. Zresztą, co oni mogą, no - co my możemy? Rządy dogadują się nad głowami i nad głowami wprowadzają podatki, by w papierach się zgadziło. Woda w kranie ma być płatna w Irlandii, jak to?! Ano - tak to, ma być. Będą jeszcze radzić i głosować nad tym jawnym bandytyzmem.

Sam nie wiem w którą stronę mój kij popłynie. Im rzekomo biedniejsza Irlandia tym bardziej mi się podoba. Mniej jakby krawaciarze cwaniakują na ulicach, klimacik inny, turystów przetrzebiło, śniegi nawet spadły. Grajków na ulicach też więcej, krok mniej rączy u przechodniów, dłużej w portfelu szuka się należności za guinnessa. Nie to co kiedyś; pach dychę i fertig. W bibliotekach jakby też nieco tłoczniej.

Zdaje się, że w proteście, który wlaśnie się skończył nie wybito żadnej szyby ani nikomu but z nogi nie zleciał. Opona żadna nie spłonęła i nie grzechotały łańcuchy. Będzie jak ma być; święta idą, dzwonki dzwonią, prezentów nakupić trzeba, zobaczymy po Nowym Roku co to będzie. A na razie: Sheamus, Twoje zdrowie, bo zdrowie  najważniejsze i w ogóle; God bless Ya bro!

(fot z ajriszindependentury)

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka