Narzekała kiedyś Anna, że brakuje jej informacji z szatni piłkarskiej; że nie wiadomo, czy w przerwie meczu trenejro ochrzania słabych, chwali dobrych, prezentuje genialny plan na drugą połówkę czy też może ogranicza się do klasyki polskiej myśli trenerskiej motywując graczy krótkim: „Kiełbasy do góry i golimy frajerów!”.
Kobieca fascynacja męską sportową szatnią jest jak najbardziej zrozumiała, choć – a coś o tym wiem – ogólna aura tego miejsca jest mniej romantyczna niżby sobie można było to wyobrazić. Ale rozumiem to doskonale, a na dodatek przypominam sobie wilgotne sny Izabeli Łęckiej-Braunek w „Lalce”, kiedy to przewracała się z boku na bok rojąc o robotnikach w jakiejś kotłowni.
Ale nie chcę tu wątku rozwijać, bo po primo Anna coś romantyczna się zrobiła na tym ligowym przednówku, na dobrowolnej warszawskiej emigracji; spać nie może po nocach, koty liczy i jara marlboro. Więc nie chcę podpaść, żeby poruty nie było, tej. A po sekundo sam też jestem ciekaw, co w takiej szatni się dzieje.
Żarty na bok: dowiedziałem się właśnie z tzw. pierwszej ręki, że przed meczem z Bragą „szatnia Kolejorza jest spoko”. Że „gadają ze sobą wszyscy, żadnych głupot, słuchają Bakero i jest tak motywacja jak i duch”. Taką informację otrzymałem, więc dzielę się co rychlej, bo zgadzam się, że wiele meczyków przegrywa się właśnie w szatni jeszcze przed wyjściem na boisko.
Wzmocnienie duchem z szatni jest oczywiście ważne i budujące. Inna rzecz, że ja się jakoś bardziej boję Bragi niż Liverpoolu, bo – odpukać, wypluć – nie chciałbym zobaczyć Kolejorza, który z nonszalancją wychodzi na Bragę. Na Bragę, której wczoraj bęcki spuścił FC Porto, który to meczyk nie omieszkałem zobaczyć, by zdanie sobie wyrobić.
Nie ma co gdybać, zobaczymy. A Braga? Jeśli zagrają tak jak wczoraj, to jestem dobrej myśli. Bramkarz niepewny, za bardzo nie wie czy grać na przedpolu czy skupiać się na linii, obrona dość chaotyczna, choć mocno ustawienie defensywne, porażka za porażką przy tzw. stałych fragmentach gry. Powinno pójść jeśli będzie motywacja i gra od pierwszej minuty! No i ten duch z szatni jeśli będzie.2-0 w Poznaniu.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości