Podobno tylko raz po wojnie flaga przed ambasadą RP w Hadze (Holandia) została zdjęta na kilka godzin. Miałem okazję widzieć ją w okolicznościach dla których ją zdjęto, dość to zresztą zabawne było, ale ściśle wiąże się ze wspomnieniem, które przytaczam poniżej.
Firma, w której pracowałem była najnowocześniejszą na świecie szklarnią hydroponiczną. Tak przynajmniej utrzymywało szefostwo i w zasadzie nie ma powodu, by w to nie wierzyć. Roślinki rosły sobie w dziurkach 70 cm nad ziemią, do każdej z nich system dostarczał setkami rurek sole mineralne i wszystko, co one tam lubiły; obieg wody i powietrza był zamknięty, pracowało się w zielonych chirurgicznych maseczkach, a wszystko z góry ogrzewał milion specjalnych lamp.
Do dziś nie wiem jak udało mi się tam zatrudnić „na legalu”, bo były to wczesne lata 90-te i zatrudnienie Polaka było nielegalne. Widać jednak coś we mnie spodobało się szefom i jakoś zatrudnili – do tego stopnia legalnie, że razem z wypłatą dostawałem firmowy pejslip z pieczątką i odprowadzonym podatkiem. O ile mnie pamięć nie myli, to dostawałem 2 tys guldenów miesięcznie, najpiękniejsze, już nieistniejące niestety, banknoty świata.
Najpierw byłem „przynieś-wynieś”, ale z miesiąca na miesiąc zakres obowiązków się zwiększał i na końcu doszło do tego, że potrafiłem zaprogramować dobowy tryb pracy dla każdego z czterech sunących nad roślinkami robotów, które przesuwały je z miejsca na miejsce zgodnie ze swoim algorytmem. By zachować elementarną uczciwość wspomnieć muszę, że nie było to szczególnie skomplikowane; wspomnieć też trzeba o 15-tu tureckich Kurdach, kilku Polakach i holenderskim szefostwie.
Kurdowie byli najfajniejsi, porozumiewaliśmy się hybrydą i np. kiedy potrzebowałem robota na moim końcu hali, to wysyłający go Hassan wrzeszczał przez głośniki: - Oraaanje, robot twej, robot twej tijdje zapirdalak! I rzeczywiście, widać było, że 150 metrów dalej sunie już robot w moją stronę, tak było! Kurdowie byli rozpolitykowani (wolny Kurdystan), z jakichś przyczyn popierali Hussaina, który ich gazował i bombardował (do dziś nie wiem dlaczego popierali) oraz mieszkali na kupie w Rotterdamie, z którego do Rijsenhout dojeżdżali busikami.
Wstęp przydługi, ale szukam wspomnień i właśnie tak to wszystko mi się opisało, nic nie poradzę, że mnie tak obszernie poniosło w tamten klimat – a tymczasem w październiku 92 okazało się, że w ramach eliminacji MŚ Polska zagra z Holandią właśnie na Feyenoordzie. Pojechaliśmy tam we trójkę, wynik był remisowy (2-2) i swój ostatni występ w reprezentacji odnotował (z okazją na strzelenie gola) Włodzimierz Smolarek. A w sektorze polskich kibiców powiewała flaga z masztu przy ambasadzie i wymachiwał nią sam ambasador.
Smolarek był gość, takim go zapamiętam, przede wszystkim z meczu z Ruskami (0-0) i właśnie z Feyenoordu. Widzę, że wbiegając na boisko przeżegnał się, więc: świeć Panie nad jego duszą!
(jakby nie było widać, to tu: http://www.youtube.com/watch?v=elvfLBVh7rg&feature=related )
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości