Rosyjscy kibice dają w papę jakimś stewardom we Wrocławiu. Albert Speer z wyrokiem 20 lat odsiadki trafia do pierdla w Spandau. W Dublinie (na zaproszenie Klubu Gazety Polskiej) gości europoseł Platformy Obywatelskiej. Ma to wszystko jakiś związek? Ano – ma!
Filip Kaczmarek, europoseł PO, dwa dni temu na zaproszenie KGPDublin przyleciał z Brukseli, żeby spotkać się z miejscowymi Polakami. Rodzimy jego elektorat nie dopisał w ogóle, zero zainteresowania, pojawiło się za to kilkanaście osób zorientowanych zdecydowanie antyrządowo i antyplatformersko.
Wśród pytań-zarzutów pojawiło się i takie, że: rząd nic sobie nie robi z niezadowolenia społecznego i antyrządowych demonstracji.
A on na to: a jakich to demonstracji na przykład?
Dowiedział się, że ustawa emerytalna przecież, że nawet Wiejska była zablokowana, a posłowie nie mogli wyjść no i w ogóle!
Podumał i mówi:
„Dobrze się składa, bo akurat przypadkiem byłem tego dnia w Warszawie i rzecz widziałem na własne oczy. Mam nadzieję, że nie zaniżam, ale oceniam, że protestujących było około dwóch tysięcy.
Kilka dni wcześniej byłem świadkiem demonstracji w Lizbonie, gdzie protest związany z reformą świadczeń dla nauczycieli zgromadził 100 tysięcy protestujących. Tam, w kraju 10-milionowym stutysięczna demonstracja w sprawie branżowej.
W 40-milionowej Polsce demonstracja dwutysięczna w sprawie ogólnonarodowej i regulującej pokolenia. Myślę, że rząd jakoś podobnie na to patrzy…".
*
Czytam właśnie „Dzienniki ze Spandau” Alberta Speera, uznanego podczas procesu w Norymberdze winnym zbrodniom przeciw ludzkości. Dzień po wyroku Speer zapisuje:
„Z wizytą przyszedł nasz niemiecki lekarz więzienny, doktor Pflucker (…). Opowiedział mi, że trzej uniewinnieni, Schacht, Papen i Fritzche, przed kilkoma godzinami chcieli opuścić więzienie, ale wrócili, bo przed bramą czekał na nich wzburzony tłum. Ponieważ nie wiedziano, co z nimi zrobić, Amerykanie zaproponowali udzielenie im schronienia w więzieniu. Znajdują się teraz na najwyższym piętrze. Drzwi cel są jednak otwarte”.
*
Oglądałem przed chwilą filmik, gdzie kibice (chyba rosyjscy) pod wrocławskim kiblem tłuką stewardów (na pewno polskich, no chyba, że są inni, to sorry). Nie wiadomo o co poszło, ciśnienie prawdopodobnie było takie, że poziom moczu sięgnął oczu i pięści poszły w ruch.
I widać na tym filmiku, że kręcą się wokoło, w tym piastowskim przecież Wrocławiu, kibice w biało-czerwonych koszulkach i… No właśnie. Bo co taki kibic ma zrobić, jak już nawet stewarda biją?! Nic, tylko trąbić na alarm. Najlepiej wuwuzelą!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka