Włodzimierz Osadczy Włodzimierz Osadczy
541
BLOG

RZEZIE CZY WOJNA CYWILIZACJI? MORALNE I SPOŁECZNE UWARUNKOWANIA ZBRODNI WOŁYŃSKIEJ

Włodzimierz Osadczy Włodzimierz Osadczy Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3



OBSZAR TĘSKNOTY

Kresy nazywamy obszarem tęsknoty. A to z racji na to, że tereny te kojarzone z utraconym rajem, wspaniałą Arkadią, w której obok się siebie żyły i rozwijały się różne kultury i religie, brzmiały różne mowy i zanoszone były różnorodne modły. I wszystkie były swojskie i bliskie, sąsiedzkość stała się normalnością, a mieszkańcy Kresów byli nosicielami pięknego bogactwa kulturowego z którego wyrastali polscy wieszczowie, ukraińscy kobziarze, żydowscy widzące, ormiańscy twórcy itd. Symbolem tego zaginionego świata pozostają miasta i miasteczka, gdzie jeszcze widoczne kopuły cerkwi, szpile kościołów, ruiny bożnic żydowskich, przeważnie nie używanych już przez wiernych.    
  

Ale smętny obraz kresów tworzą także przerażające widoki bielejących kości, wychodzące tu i ówdzie spod czarnoziemu i do dnia dzisiejszego siejące zgrozę i przerażenie. Tą złowrogą romantykę ukraińską opisał Wincenty Pol w „Pieśni o Ziemi Naszej”:


   W jarach kraj ku rzekom spada,
   Ziemia głuchym jękiem gada,

   Dumka mówi o przeszłości,
   A wiatr bieli stare kości…


Trudno powiedzieć, czego więcej wzbudzają takie nazwy, jak Wołyń, Ukraina, czy romantycznego uniesienia wraz z sentymentem, czy też zgrozy i wspomnień, których się woli wyzbyć, każdy, kto był świadkiem piekielnych scen rozgrywających się na tych ziemiach?

TRADYCJA RZEZI KRESOWYCH

   Ludobójstwo wołyńskie przypominające o wydarzeniach ostatniej wojny nie było jedynym dramatem zaburzającym harmonię malowniczej koegzystencji różnych kultur i ludów na Kresach. Rzezie o cechach wojny domowej wybuchały co jakiś czas pustosząc całe połacie cywilizacji, zakorzeniającej się na tych terenach, pozostawiając pustkowia i zgliszcza. Do masowych mordów na niespotykanie szeroką skalę doszło w czasie wojen kozackich w połowie XVII w., zwłaszcza w czasie rebelii Bohdana Chmielnickiego. Zawsze pierwszą ofiarą wznieconej nienawiści chłopskiej padali Żydzi. Czująca się jak nowej Jerozolimie na terenie Rzeczypospolitej ludność żydowska w czasie buntów kozacko-chłopskich doświadczyła niespotykanego dotąd ciosu. Za rządów króla Jana Kazimierza, w czasach którego przypadła kulminacja rzezi kozackich zginęło ok. 200 tys. Żydów, zburzono 700 gmin żydowskich2. Opisujący tę gehennę żydowski kronikarz opisywał nieludzkie katusze, których doświadczyli Żydzi od Kozaków i chłopstwa. Tak na Zadnieprzu wymordowano wiele gmin żydowskich, w czasie mordów: „z jednych zdarto skórę, a ciała ich rzucono psom na żer, innym obcięto ręce i nogi, a tułów rzucono na drogę… Dzieci zarzynano na łonie matek lub cięto w kawały jak ryby; nieraz nabijano dzieci na rożen i upiekłszy je na ogniu, przynoszono matkom, by jadły ich mięso…”. Autor tych straszliwych opisów zaznaczał, że nie inaczej postępowano ze szlachtą a w szczególności z księżmi.
  

Wielki pogrom dotknął wówczas cały obszar cywilizacji łacińskiej, wszystko co nosiły ślady kultury szlacheckiej i łacińskiego kręgu kulturowego przeznaczone było na zagładę. Prawosławny, a więc Rusin z pochodzenia, szlachcic Joachim Jerlicz pozostawił po sobie „Kroniczkę” opis tamtych wydarzeń. Obserwując pogrom w Kijowie opisywał on dantejskie sceny: „w koło miasto Kijów obstąpiwszy, po ulicach, po ścieżkach okrzyk uczyniwszy, Mnichów w klasztorach pozostałych i księży włóczyli, kościoły rozbijać poczęli, do ostatka wyrabowali czego jeszcze nie byli zabrali, za szlachtą jak za zającami goniąc po ulicach z tryumfem wielkim i śmiechem chwytali i zabijali. Księży człowieka 113 dusz zebrawszy, na Dniepr z czółen w wodę wpychali; również szlachtę i szlachcianki z dziećmi pod gardłem zakazawszy aby żaden mieszczanin nie przechowywał w domu swoim nikogo; które się bali tedy, z domów swoich wyganiali, a skoro się jaki pokazał na ulicy zaraz zabijali, a ciała psom jeść dawali. Z umarłymi trupami sklepy poodbijali, ciała wyrzucali i psom jeść dawali, a które całe byli, tedy przy kątach kijami podpierali, książki w ręce wkładali; czego tego ich tryumfu przez całe trzy dni było, aż się zaledwie pohamowali”.
  

Po przeszło wieku te same piekielne sceny się powtórzyły w czasie tzw. buntów hajdamackich, Koliszczyzny 1768 r. Tak, jak wyraz Wołyń budzi do dnia dzisiejszego zgrozę w odniesieniu do ludobójstwa banderowskiego, tak też nazwa ukraińskiego miasteczka Humań przez jeszcze długie lata pozostawała symbolem nieludzkich rzezi. W wtargnięciu zbuntowanych chłopów do miasta rozpoczęła się okrutna rzeź mieszkańców, bez względu na wiek i płeć, najkrwawsza, jaką można sobie wyobrazić. Wspominano, że „kościoły, unickie cerkwie synagogi nie chroniły przed śmiercią, a wręcz przeciwnie, stawały się miejscami męczeństwa niewinnych ofiar. Ze schwytanych darto żywcem pasy skóry, wkopywano w ziemię po szyję a potem kosami ścinano głowy. Przykładem heroicznej wiary stali się uczniowie unickiego kolegium bazylianów, którzy nie wyrzekli się swej religii i zostali zamordowani, po czym wrzuceni w studni. W mieście zginęło w męczarniach 20 tysięcy ludzi”.
  

Po kolejnych katastrofach geopolitycznych w czasie I wojny światowej, kiedy unicestwiały się mechanizmy polityczne utrzymujące w karności ład społeczny, historia zataczała ponownie koło.
 

Okrutne rzezie, które nastąpiły w czasie ludobójstwa banderowskiego przewyższyły stopniem eskalacji przemocy i wymyślnością zadawania śmierci. Mówi się o ponad 300 metodach okrutnego uśmiercania, 136 z nich zostały przytoczone w książce „Zbrodnie nacjonalistów ukraińskich na Polakach w latach 1939-1945”. Oszczędzając szczegółów tych przestępstw, o których dzięki przerwaniu zmowy milczenia wiemy z publikacji i filmów, przytoczę jedynie świadectwo z ulotki z 1943 r. skierowanej do Polaków Wołynia: „Obecnie płoną na Wołyniu liczne polskie wsie. W sposób bestialski jak za czasów Chmielnickiego mordowana jest ludność. Wyłupywanie oczu, odcinanie nosów i uszu, rozpruwania brzuchów ciężarnym kobietom, wbijanie ludzi na pale, przybicie żywych dzieci do murów i palenie całych rodzin jest codziennością”.

CYWILIZACJA SICZY

   Patrząc z perspektywy oceny racjonalnej na bunty i rzezie kresowe wysilamy się – wychodząc z założenia pewnej logiki i racji tkwiącej w każdym poczynaniu społecznym – znaleźć sens, wyjaśnienie, dociec przyczyn, w tym też przyczyn tak wielkich okrutności przykłady których były przytoczone. Próbuje się znaleźć usprawiedliwienie bestialstwu w przyczynach natury społecznej kryjącej się w ciężkiej doli chłopów, w niesprawiedliwości społecznej, w słynnym prawie kaduka, którym rządzono na ziemiach ukrainnych nie znających karności władzy państwowej.
   W obecnych odrażających imitacjach polsko-ukraińskiej dyskusji historycznej, kiedy tzw. „strona ukraińska” przyjmuje niewdzięczną postawę adwokata diabła, ze wszech miar próbuje się wydobyć logikę uzasadniających niewyobrażalne ludobójcze rzezie w dążeniu do sprawiedliwości społecznej i wyzbycia się ciemiężycieli. Ta linia obrony nie jest czymś nowym i regularnie pojawiała się w rozważaniach zarówno rosyjskich jak i ukraińskich obrońców zdziczałych mordów zadawanych przez kozackich czy też hajdamackich oprawców na cywilnej ludności polskiej i żydowskiej. Z innej strony wskazuje się na fakt bezmyślności wszelkich wysiłków barbarzyńskich, gdyż nigdy one nie osiągały żadnych skutków pozytywnych poza pożogami i spustoszeniem. Historyk dziejów Kozaczyzny Franciszek Rawiata-Gawroński wskazywał, że „nie było to objawem wojny społecznej, jaką była na przykład wojna chłopska w Niemczech, chociaż ten charakter pragną jej nadać koniecznie historycy wrogich nam narodów, lecz po prostu walka barbarzyństwa z kulturą, która jest wrogiem jego”.
  

Zwraca się tutaj uwagę na fakt zderzenia się różnych cywilizacji, określonych acz i w sposób oceniający, jednak prawdziwy i logiczny z perspektywy tradycji chrześcijańskiej, zachodniej, łacińskiej. Z jednej strony występuje pewien ład społeczno-światopoglądowy, może nie do końca doskonały i posiadający liczne wady, jak też każde dzieło ludzkie, z inne zaś zrywa się żywioł niszczący ten ład, odwołując się jedynie do emocji, do wyswobodzonych najgorszych instynktów i okrucieństwa, które nie kreowały w zamian jakich wartości, nie proponowały ładu doskonalszego i bardziej sprawiedliwego, ale poprzestawały na pozostawianiu zgliszcz i ruiny, upajaniu się zniszczeniem i wyrządzaniem wyrafinowanego piekielnego bólu fizycznego i psychicznego. Żaden z takich zrywów nie przyniósł nigdy lepszej doli dla chłopów, nie zastąpił jeden ład drugim, lepszym i sprawiedliwszym. W ocenie człowieka cywilizacji łacińskiej, wyrosłej z chrześcijaństwa, odwołującej się zarówno do uczuć miłości, miłosierdzia, jak i do racjonalnego postępowania ludobójcze zbrodnie na Kresach nie niosły z sobą żadnych korzyści dla sprawców i nie mieściły się w żadnych kanonach zdrowego rozsądku.
  

    O irracjonalnej zbrodni mówił abp Józef Teodorowicz, lwowski hierarcha ormiańskokatolicki, kiedy się dowiedział o mordzie dokonanym przez ukraińskiego studenta Mirosława Siczyńskiego na namiestniku cesarskim we Lwowie Andrzeju hr. Potockim. Zwracał uwagę na irracjonalność i szkodliwość tej zbrodni, która w żaden sposób nie może sprzyjać korzyści sprawy narodowej. Razem z tym wyrasta ona z podjudzania i siania ducha nienawiści, jątrzenia uczuć, wzbudzania namiętności i przeszkadza kierować się rozumem w uczynkach. Abp Teodorowicz daje błyskotliwą analizę tego rodzaju postępowań, które w przyszłości niejednokrotnie będą krwawo znaczyły pogranicze polsko-ukraińskie: „Widać bowiem, że sugestia nienawiści, idąc z pism i broszur, nagromadziła już tyle palnego materiału wśród pewnych sfer młodzieży, tak owładnęła uczuciem, że już się nie umie nawet zapytać, czy ta zbrodnia ma cel jaki, bodaj taki jaki ma każda zbrodnia czy też nie; nie umie się też trzymać pewnej etyki, jeśli tak rzec można, zbrodniczej, i pewnej idei interesów, jaka podobnymi czynami zbrodniczymi kieruje. Za ślepym tu się idzie szałem namiętnego uczucia, co zwykł straszliwe tylko wokół rzucać słowa; bić i mordować, nie pytając o to, co, kiedy i kogo”.  

   Pozbawione sensu i logiki poczynania z perspektywy cywilizacji łacińskiej czy też zachodniej mieściły się jednak w kanonach postępowania zaprzeczających ten układ cywilizacyjny, odwołujących się do innych wzorców – można powiedzieć – antywartości. Jego inspiracje docierały z kultury stepu, koczowniczej, nie liczącej się z jednostką, pozbawioną zdolności kreowania a nastawionej na dewastację i niszczenie. Wyrastające w estetyki bezkresnego pustkowia, prymitywnych i pozbawionych specjalnej wytworności otaczających przedmiotów, odczucia i odruchy nosicieli takiego ducha nie przyjmowały wzorców cywilizacyjnych wyrastających w wielowiekowego trudu, wysiłku, logiki ładu i porządku. Współistnienie na wspólnych terenach tych dwóch systemów cywilizacyjnych mogło być zapewnione dzięki twardej karności sprawnie funkcjonującego państwa.
  

W swym czasie na tym podłożu powstała kozaczyzna w Rzeczypospolitej. Wespół z Chanatem Krymskim, turzańskim pierwiastkiem tkwiącym w półbarbarzyńskiej naturze państwa moskiewskiego, kozaczyzna jak emanacja żywiołów ludu ruskiego, tworzyła pewny obszar kulturowy, którego wspólnym mianownikiem była nienawiść do łacińskiego Zachodu. Nie patrząc na nominalną przynależność do Kościoła wschodniego były to ludy zaprzeczające swym postępowaniem jakiekolwiek ślady działalności ewangelizacyjnej wśród nich. Rosja zaprowadzając rządy twardej ręki i aspirując do uznanie w świecie europejskim budowała swą tożsamość narodową poskramiając chaos wewnętrzny i przybierając pozory zachodniej ogłady. Rosja też ujęła w karby inkorporowane ziemie naznaczone chaosem cywilizacyjnym. Wytępiła kozaczyznę, unicestwiła chanat krymski, uśmierzyła własne żywioły buntownicze. Było to jednak powstrzymywanie czegoś, co przy pierwszej nadarzającej się chwili wymykało się spod kontroli i czyniło spustoszenie ze straszną siłą. Tak się stało po rewolucji bolszewickiej, kiedy wydobyty przez sterowanych przez obce mocarstwa przywódców buntu żywioł stepu i chaosu zaczął siać spustoszenie na niespodziewaną skalę.
  

   Mieszkający na ziemiach kresowych polscy ziemianie obserwując zawieruchy i pożogi wywołane demonami rewolucji nie robili zbytniej różnicy pomiędzy bolszewickimi watahami a wojskami tworzącej się zgodnie z zapotrzebowaniem geopolitycznymi państwa ukraińskiego. „Wojska Petlurowskie i bolszewickie miały jeden i ten sam system rabunków” wspominał przyszły adiutant Marszałka Józefa Piłsudskiego, wieloletni duszpasterz Podola ks. Marian Tokarzewski. Nie było żadnej różnicy w postępowaniu, a nawet wyglądzie zewnętrznym formacji bolszewickich i ukraińskich – petlurowskich i innych – obieranych jako bandy niosące spustoszenie, rabunek i śmierć. „Dosyć już liczne wojska ukraińskie od rosyjskich wojsk sowieckich. Te same szare szynele, pozbawione wszelkich odznak, te same twarze bezmyślnych pijaków. Emblematy późniejsze: lew ukraiński, pięcioramienna gwiazda sowiecka – nie weszły jeszcze w użycie i tylko wewnętrzne przekonanie danego „pułku” znaczyło o jego przynależności politycznej. To zaś przekonanie zmieniało się często, z giętkością zdumiewającą […] Zarówno jedni żołnierze, jak i drudzy, zdejmowali na ulicy lepsze futra, grabili sklepy i strzelali wieczorami dla rozrywki. Nikomu specjalnie nie zależało na tym, by właśnie Ukraińcom, nie bolszewikom, oddać swój złoty zegarek, albo ostatnią, z pogromu ocaloną dachę […] Rządy kraju sprawowały Rady Ukraińskie: Centralna i Mała. Jakie to były rządy, jacy ludzie byli ich wykonawcami – lepiej nie wspominać. Rabunkowe gospodarstwo, systematyczne niszczenie wszystkiego co było, nie dając nic w zamian, krótkowzroczność i ciasny teoretyzm analfabetów państwowych – wszystkie te czynniki, które z czasem miały doprowadzić żyzną Ukrainę do głodu i nędzy, święciły już wtedy swoje panowanie” – to są wspomnienia z czasów Pożogi Zofii Kossak-Szczuckiej.
 

  Ta bliskość i podobieństwa w postępowaniach formacji ukraińskich i bolszewickich nie były jedynie skutkiem chaosu spowodowanego upadkiem caratu. Dostrzegano głębokie pokrewieństwo obu systemów opartych na wspólnych korzeniach cywilizacyjnych. I nawet zderzenie się żywiołu reprezentującego rządy ukraińskie z bolszewizmem miało charakter walki dwóch odmian systemu niszczącego zdobyczy cywilizacji zachodniej. Zwalczanie bolszewizmu było sprzeciwieniem się inwazji, natomiast na terenach podległych władzy ukraińskich rządów szerzył się i pogłębiał „swój własny bolszewizm ukraiński, nie mniej od tamtego anarchiczny i uparty, a kto wie, czy nie bardziej zachłanny, lepki i prymitywne natury silniej pociągający” – relacjonował bezpośrednio z płonącej Ukrainy redaktor polskiej gazety „Dziennik Kijowski” Edward Paszkowski. Doskonale znający rzeczywistość ukraińską autor błyskotliwej i proroczej analizy dokonanej na samym początku „Pożogi” pisał: „Jest to walka północy z południem, walka dwóch ideologii pobratymczych, z których wielkorosyjska, bardziej dogmatyczna i o podkładzie mistycznym, ma wielkie ambicje władcze i poszukuje prozelitów; a druga małoruska, ogromnie ziemska, bezbrzeżnie powolna i leniwa, posiada wszystkie destrukcyjne nihilizmu moskiewskiego bez jego mistyki i tendencji zaborczych… Moskal, leninowskiego kultu, nie uznaje żadnych więzów (zwłaszcza moralnych) i marzy o komunizmie wszechświatowym pod swoim kułakiem, Rusin zdolny tylko do wypraw rabunkowych, rad zresztą siedzi w „swojej chacie”, ale i on wzdycha nie do praworządnego państwa, lecz do kozackiej Siczy, t.j. do upaństwowionego bezładu. Starły się więc i dotąd się ścierają dwa bolszewizmy:idea bolszewizmu wszechświatowego i ukraińskiego, czyli „kozactwa”. Idea wszechświatowej władzy „sowieckiej” i idea Siczy lokalnej”.
  

Dalej autor przedstawia bardzo interesującą charakterystykę tej „cywilizacji Siczy”, która na jego oczach niszczyła wielowiekowy dorobek cywilizacyjny na ziemiach ukraińskich: „Ten bolszewizm ukraiński, za mało na Zachodzie znany, bodaj czy nie jest od bolszewizmu rosyjskiego groźniejszy, bo nie będąc zewnątrz jaskrawym, jest wewnętrznie trwalszy, bo opierając się na anarchicznych tradycjach kozacko-hajdamackich, głęboko tkwi w instynktach szerokich mas, które w ciągu kilku stuleci walczyły orężnie – szablą, nożem i żagwią – z wszelkim ustalonym porządkiem społecznym i państwowym, i które wyrzekając się kultury polsko-zachodniej oraz wypędzając za Dniepr kulturę rosyjską, nie mają nic własnego z walorów rzetelnie kulturalnych na czym oprzeć by się mogła ich siła etyczna i rozwojowo-twórcza. Te masy mają poza sobą, jako swoją własność – wyłącznie tylko krwawe wspomnienia buntów hajdamackich i wojen swych pradziadów kozaków, bezładnych bojów i napadów, które zdaniem jednego z największych ukraińskich pisarzy Pantelemona Kulisza, były objawem dzikości i barbarzyństwa, walczącego z kulturą, organizacją i pracą cywilizacyjną, bo samo kozactwo reprezentowało, zdaniem jego, żywioł ruiny i dezorganizacji”.
   

Te same cechy chaosu i przemocy powszechnie ujawniały się w czasie wojny polsko-ukraińskiej w Galicji Wschodniej naznaczonej ludobójczymi zbrodniami będącymi zapowiedzią „wołyńskiego piekła”. Wobec szerzących się fali niespotykanej przemocy musieli zabrać głos duchowni rzymskokatoliccy. Osobny raport w tej sprawie wysłał do Stolicy Apostolskiej św. abp Józef Bilczewski, metropolita lwowski.
  

Wobec ogromu spustoszenia i ewidentnych przykładów nieludzkiego barbarzyństwa działacze ukraińscy zaczęli lansować tezę o prawach wojny i poszczególnych ekscesach zdarzających się w czasie bratobójczej wojny po oby stronach frontu. Dokładnie ta sama teza została nagłośniona przez banderowskich ideologów w czasie jeszcze trwających ludobójczych mordów. Obecnie teza o „porównywalnej odpowiedzialności” oraz „wojnie polsko-ukraińskiej” stała się oficjalną narracją na Ukrainie, którą nawet uczciwi ukraińscy badacze nazywają nie inaczej jak „zmodyfikowana interpretacja […], którą stworzyła jeszcze propaganda OUN-owska”

   Na głębsze podwaliny cywilizacyjne w dehumanizacji społeczeństwa ukraińskiego w czasie wojny zwracał uwagę św. Józef Bilczewski: „Ukraińcy” chcą niecne barbarzyństwa, jakie się działy podczas ich inwazji przypisać „konieczności” wojennej”. Radbym i ja dopatrzeć się w gwałtach „ukraińskich” tych okoliczności łagodzących. Niestety nie mogę. Gdyby te straszne nadużycia były sporadyczne, byłbym skłonny przyznać słuszność tłumaczeniu ruskiemu. Skoro się jednak zważy, ze gwałty te, to nie jakieś fakta odosobnione, wypadki nader rzadkie, ale powszechne, mające miejsce na całym terytorium zajętym przez Rusinów, jeśli się zważy, że autorami tych gwałtów był rząd „ukraiński”, wojsko i ludność cywilna „ukraińska”, musie się przyjść do przekonania, że gwałty te były dziełem pewnego iście szatańskiego systemu, który na wskroś przesiąkł duszę „ukraińską”. W duszy tego narodu musiała być już przedtem zaszczepiona skrajna nienawiść do latynizmu i polskości, a inwazja „ukraińska” nastręczyła tylko sposobności do wyładowania się tej nienawiści na zewnątrz.
   Będący świadkami zdziczenia w czasie wojny, zdziczenia usprawiedliwianego koniecznością zdobycia własnego państwa, życzliwi dla „braci Rusinów” Polacy, w ciągu wieków tworzący wspólne społeczeństwo, pielęgnujący mrzonkę o polsko-ukraińskim sojuszu czy też jakiejś formie federacji, rozpaczliwie wołali „nie tędy droga”, polityką mordów, pożogi, niszczenia cudzej kultury, zamachem na cudzą własność, nie osiągnie się własnego państwa, gdyż państwo, które na takich podstawach stanie, runie prędzej czy później, jak runęły te zaborcze państwa, które urosły z cudzej krzywdy, i jak pasożyty żyły cudzymi sokami. Jak powiada Sienkiewicz „zło jak fala odbija się od brzegu, ale ze zwiększoną siłą o ten sam brzeg trąca i podmula go”. Runie ta sztuczna budowa, brak jej bowiem podwalin; a na tych, na których stawiać ją chcą, trwale nie stanie i musi się rozpaść. Zło, kłamstwo, fałsz, obłuda, mord polityczny, zamach na cudzą własność, dobytek, kulturę oto glina, z której chcą lepić własną chatę. Z takiego materiału stawiana, tak prędko się rozpadnie się, jak prędko ją stawiano”.
  

Dla tych, kto upatruje w tych wypowiedziach jedynie polskie uprzedzenie wobec ukraińskiego ruchu narodowego, wrogość spowodowaną konfliktem, warto przysłuchać się do słów ukraińskiego biskupa, greckokatolickiego ordynariusza stanisławowskiego bł. Grzegorza Chomyszyna. Dostrzegał on, jako patriota ukraiński, poważne wypaczenia etyczne w ukraińskich zrywach niepodległościowych, naznaczonych anarchią i brakiem powagi. Jako metafory używa on w tym kontekście w swym dziele „Dwa Królestwa” postaci biblijnego wielkoluda Nimroda, będącego symbolem buntu, uzurpacji władzy i despotyzmu. Określenia nimrodyzm używa biskup dla oddania charakteru ukraińskich walk o niepodległość. Pisał on ze smutkiem i sarkazmem: „Całą tę historię ukraińskiego nimrodyzmu, jeżeli nie miałaby tak tragicznych skutków, można by nazwać operetką teatralną. Bo kto znał tych ‘wodzów’ narodu? Czym się oni właściwie wsławili i przysłużyli dla dobra wspólnego narodu?” W takiej sytuacji, pisał bp Chomyszyn, w życiu politycznym „do głosu doszły demagogii, zdominowały elementy destrukcyjne, które, mimo że nie powstało własne państwo, wypowiedziały wojnę Bogu! I ziściły się słowa Prawdy wiekuistej o tym, że jeżeli Bóg nie zbuduje domu, nadaremno trudzą się budowniczowie”20. Ukraiński biskup pisał do swych rodaków: „Żeby uczynek był dobry, musi być dobry sam w sobie, użyte środki dozwolone moralnie i cel szlachetny. Jeżeli zabraknie jednego z tych składników, uczynek jest grzeszny, zły pod względem moralnym. Nawet jeżeli cel jest najlepszy, ale środki czy też sam uczynek sam w sobie grzeszny, wtedy cała sprawa jest zła pod względem moralnym i pociąga za sobą złe, a czasem nawet bardzo złe konsekwencje”.
 

Bł. bp Chomyszyn całą winę za wynaturzenie etyczne i klęski w zrywach niepodległościowych przeradzających się w rzezie i runę upatrywał w duchu cywilizacji bizantyńskiej, wrogości wobec Kościoła katolickiego oraz ładu i porządku społecznego bazowanego na jego nauce.

KULTURA NIENAWIŚCI I RZEZI

Gloryfikacja rzezi wsiąkała w masy chłopskie poprzez kulturę ludową, a też inspirowaną nią kulturą narodową.

Taras Szewczenko w poemacie "Hajdamacy" pisał:

Dzieci moje – katolicy…
By nie było zdrady,
By nie było gadaniny,
Panowie gromada,
Jam przysięgał rżnąć ich wszystkich,
Biorąc nóż ten w ręce…
Syny moje! Syny moje!

Czemu wy maleńcy?
Czemu Lacha wy nie rżniecie?...”
- Będziemy rżnąć tatku!”
„- Nie będziecie, nie będziecie!
Przeklęta też matko –
O, przeklęta katoliczko,
Coś ich porodziła!
Lepiejbyś przed wschodem słońca
Potopiła była!
Mniejby grzechu, zmarlibyście
Nie katolikami:
A dziś, a dziś … syny moje!
Biada mi dziś z wami!
Pocałujcie mnie dziateczki,
Nie ja was zabiję,
A przysięga”.
Machnął nożem –
I dziatki nie żyją.
Popadały krwią oblane:
„Ojcze” bełkotały,
„Ojcze, ojcze my nie Lachy!
„My…” i zamilczały.
„Trza pochować?”
- „Niepotrzeba!”
Oni odszczepieńcy,
Syny moje, syny moje!
Czemu wy maleńcy!
Czemu wroga wy nie rżnęli?
Matki nie zabili,
Tej przeklętej katoliczki,
Co Was porodziła

Trzeba uwzględnić, że powstanie na Ukrainie będzie się toczyć wśród szczególnie przerażającego zniszczenia. Ukraińskie powstanie nacjonalistyczne ma zniszczyć dwa wrogie imperializmy, które posiadamy, które posiadają długowieczną tradycję zniewolenia Ukrainy. …. Kiedy sobie wyobrazimy, jak okrutne będzie nasze powstanie i z jakimi wrogami będziemy mieć do czynienia, stanie się jasne, że w instrukcjach dotyczących naszego powstania nie ma miejsca na takie puste kwestie, jak ochrona dworów polskich ziemian czy też magazynów zbudowanych przez rząd moskiewsko-bolszewicki. … Musimy podbić ziemie ukraińskie, jeżeli nie pozostanie tu kamień na kamieniu. … Aby dokonać takiego zniszczenia, trzeba wypracować odpowiedni rytuał, żeby wszedł on później do historii, podobnie jak zdobycie Bastylii w Paryżu.

"KOŚCIÓŁ” BEZ BOGA

   O demoralizującej roli duchowieństwa w przededniu rzezi hajdamackich jest napisano dużo. Wiemy, że bezpośrednimi podżegaczami do okrutnych rozlewów krwi byli duchowni ruscy sterowani przez rosyjskich mocodawców. To, że krwawe żniwo osiągnęło tak przerażających rozmiarów, odpowiedzialność ponosiło duchowieństwo, na którym spoczywał obowiązek chrystianizacji, a co z tym się wiąże humanizacji ludu. Na ziemiach kresowych skutki chrystianizacji były znikome. Jak pisał doskonały znawca dziejów i relacji społecznych na tych terenach Franciszek Rawita-Gawroński „w każdym społeczeństwie stopień oświaty umysłowej i moralnej duchowieństwa daje skalę porównawczą do oceniania umysłowości i moralności całego społeczeństwa. Stykając się ustawicznie z ludem, przelewa w niego te same myśli i uczucia, jakimi jest ożywione, daje mu taki pokarm duchowy, jakim odżywia się samo. „Umysły jaśniejsze, niezrażone duchem nietolerancji, widziały, że dla prostoty ruskich plebanów, oba obrządki, zarówno rzymski jak i ruski do wzgardy u pospólstwa przychodzą. Lud wiejski swoich plebanów ani się boi, ani szanuje, w cerkwiach na mszy nie bywa, nauk duchownych nie słucha – leżeniem i próżniactwem najczęściej się bawi”.
  

Nie tylko brak opieki duszpasterskiej, ale i zły przykład ze strony duchowieństwa oddziaływały demoralizująco na lud. „Z rejestru złoczyńców grodu sanockiego wiemy, że duchowieństwo ruskie brało czynny udział w zbójnictwie, w podmawianiu do zbrodni, w kradzieży bydła i koni – nie tylko osobiście, ale także przy współudziale własnych rodzin”. Te precedensy powtórzyły się w czasie ludobójstwa II wojny światowej, kiedy duchowni uniccy wraz z członkami swych rodzin dowodzili watahami oprawców.
Sytuację tę podsumował po doświadczeniach wojny polsko-ukraińskiej lat 1918-1919 św. abp Józef Bilczewski, łaciński metropolita lwowski: „Z boleścią przychodzi mi wyznać, że nienawiść „Ukraińców” do Polaków we wschodniej Małopolsce to w znacznej mierze owoce pracy przeważnej części duchowieństwa ruskiego, które w swej pracy kroczyło i kroczy właśnie drogą skrajnej nienawiści do obrządku łacińskiego i bratniej narodowości polskiej.


Włodzimierz Osadczy


Artykuł zamieszczony w nr 1/2019 RES CRESOVIANA

 Profesor nadzwyczajny w Katedrze Historii Kościoła w Czasach Nowożytnych i Dziejów Teologii w Instytucie Historii Kościoła i Patrologii na Wydziale Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II i w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Chełmie. Dyrektorem Ośrodka Badań Wschodnioeuropejskich – Centrum Ucrainicum KUL.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura