Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1716
BLOG

Weekendowe refleksje na kolejny fantastyczny tydzień

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 60
      Nie bardzo się orientuję, jak teksty, które tu się pojawiają, są odbierane, jak idzie o poziom wylewającej się z nich agresji. Ja oczywiście jestem zawsze gotów przyznać, że jeśli mnie coś bardzo irytuje, to staram się tę irytację zademonstrować w sposób jak najbardziej obrazowy, ale też nie mam najmniejszych problemów, by podczas tej demonstracji wyrzucać z siebie, to co niektórzy nazywają nienawiścią, a ja wołałbym traktować jak zwykłą szczerość emocji. Natomiast bardzo bym nie chciał, żeby ten blog był przez kogokolwiek – no może poza tymi, na których opinii mi zwyczajnie nie zależy – jako dziennik pisany przez kogoś, kto w pierwszej kolejności stanowi kłębowisko wściekłości.
 
      Czasem – czemu nie? Czasem ja, nawet jeśli mam w sobie głównie łagodność, staram się wręcz z siebie wydusić to, co we mnie najgorsze. Bo wiem, że sytuacja wymaga powiedzenia tych paru słów, których normalnie mówić nie wypowiada. Czasem. I bez większego wysiłku mogę wskazać tu na teksty, których celem była, po prostu i tylko, jak najbardziej brutalna egzekucja. Jednak, jak mówię, mam nadzieje, że wszyscy ci, którzy traktują to miejsce jako pewnego rodzaju przystań, robią to, nie ze względu na te wyjątki, ale bardziej z uwagi na to, co tu się pojawia, by zaledwie wywoływać radość, żal, smutek, czy nadzieję. Nadzieję przede wszystkim.
 
      Z czego to wynika? Przede wszystkim, jak myślę, z tego, że ja naprawdę niewiele się spodziewam po ludziach. Ja bardziej, jeśli już na coś liczę, to na to, że choć paru z nich się pewnego dnia przebudzi i choć na ułamek chwili pokaże, że jednak mają w sobie to coś, bez czego ani rusz. A, mówiąc jak najbardziej ogólnie, że jednak będą się stawać stopniowo lepsi, a nie gorsi. Jednak w życiu by mi nie przyszło do głowy, by od większości osob, z którymi mam w swoim życiu do czynienia, wymagać jakichś super wybitnych popisów człowieczeństwa. Weźmy polski film współczesny. Ja wcale nie oczekuję, że zapowiadany od pewnego czas film o skorumpowanym Systemie – podobno niezwykle demaskatorski i, oczywiście, jak większość z nich, wybitny – zwali mnie z nóg. Więcej. Jeśli on się okaże taki jak te wszystkie wspaniałe polskie komedie w stylu „Dnia Świra”, czy „Testosteronu”, czy dramaty w rodzaju „Psów”, ja wzruszę na to najwyżej ramionami. Natomiast, jeśli on będzie zaledwie taki sobie, na tyle taki sobie, by dało się go obejrzeć od początku do końca, to już będę bardzo zadowolony. Niestety, jak na razie widoki sa marne. I trudno by były dobre, zwłaszcza gdy, jak czytam u mojego kolegi Coryllusa, film „Rój” – „ naszego” oczywiście reżysera – Zalewskiego, okazuje się być dokładnie tak samo wybitny jak każdy inny polski film.
 
      Popatrzmy, dla odmiany, na to co się dzieje na innych blogach. Od jakiegoś czasu, nie wiedzieć czemu, zacząłem częściej niż zwykle zaglądać do Salonu24, a to moje zaglądnie skończyło się tym, że znów zacząłem tu blogować. Jaki wiemy, Salon jest przez naszą współczesną bolszewię nazywany „psychiatrykiem”, a zatem wszystko by wskazywało na to, że on musi najbardziej „nasz”. A zatem wydaje się być czymś naturalnym, że fakt iż „nasz” Salon od kiedy tam przebywałem na stałe zsunął się do poziomu porażającego, zmartwił mnie bardzo. Zaglądam więc dziś do Salonu, a tam na samej górze rozmowa Migalskiego z młodym Gierkiem. I nic. Po prostu – Migalski w nowym garniturze. Dalej oczywiście – Seawolf. Pod Seawolfem, jak najbardziej  Sakiewicz. Pod Sakiewiczem – Fundacja Krysztopy.  Patrzę niżej, a tam mamy już prawdziwie eksplodujący hardcore. I to właśnie w wykonaniu przede wszystkim wspomnianych „naszych”, bo jak idzie o opozycję, to został już tylko Libicki i Stary, a więc… no sami Państwo wiedzą.
 
       Niezmiennie staram się czytać wszystko, co napisze wspomniany wyżej mój kolega Coryllus. A zatem pomyślałem że poczytam sobie Coryllusa, no ale on najpierw napisał, że literatura angielskojęzyczna jest do niczego, a później kazał nam oglądać swój występ w jakimś klubie Ronniego. Przepraszam bardzo, ale co ja mam w tej sytuacji zrobić? Oczywiście w tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak samemu coś napisać i przy okazji siłą rzeczy poczytać sobie kawałek dobrej publicystyki. Zwłaszcza że jest temat. Otóż Robert Mazurek, jeden z wybitnych członków grupy o nazwie „Autorzy Niepokorni”, na część której dziś w moim mieście odbył się organizowany przez Klub Gazety Polskiej i Solidarnych 2010 marsz pod hasłem „niech żyją wolne media”, opublikował wczoraj oświadczenie, w którym zapowiedział, że on już nigdy nie pójdzie na Krakowskie Przedmieście, a cały ten Smoleńsk, razem z tą bandą zasmarkanych od łez wariatów, ma od dziś w głębokim obrzydzeniu. Na temat Mazurka w tym jego niby-nowym wydaniu napisałem już cały długi tekst u siebie na www.toyah.pl, więc powtarzać się nie potrzebuję, natomiast tu chciałbym oddać cześć owemu wybitnemu dziennikarstwu, cytując fragmenty jego politycznych analiz sprzed paru miesięcy.
 
      Oto któryś ze starszych numerów jak najbardziej „naszego” magazynu „Uważam Rze” – przypominam, że magazynu, wedle powszechnej opinii, grupującego najwybitniejsze i najbardziej, jak one same o sobie mówią, niepokorne pióra polskiej myśli konserwatywnej – a w nim słynny satyryczny kącik Mazurka i Zalewskiego. Po kolei:
 
      „Donald Tusk zapowiedział współpracownikom, że rząd ma być taki, że mucha nie siada. Ale słowa nie dotrzymał. Mucha zasiada”.
 
      Dalej o tej samej damie:
 
      „Choć ona podobno wolała resort lotnictwa. Mogłaby sobie na gąsiory zapolować”.
 
      Dalej o pośle Nowaku:
 
      „Tusk zapowiadał, że Sławek świetnie się sprawdzi w kolejnictwie. Dotychczas znany był z tego, ze żadnej kolejki nie opuszczał”.
 
      Dalej:
 
      „Cóż, Sławek to człowiek, który wielu resortom może dać stopę. To jest, przepraszamy, twarz”.
 
      Teraz o Grupińskim:
 
      „Ale akurat to co widzi Grupiński jest mało ważne. I tak ma zeza”.
 
      O Niesiołowskim:
 
      „Gorzej że w Prezydium Sejmu zabraknie Stefana Niesiołowskiego. Żal nam faceta. Musi się rozstać z ostatnią laską w swoim życiu”.
 
      O Ziobrystach:
 
      „Pożytku z nich było, co Wróbel napłakał”.
 
      O Hofmanie:
 
      „A pan, panie Hofman, to nawet Ziobrze możesz podskoczyć dopiero, jak panu prezes pozwoli”.
 
      O byłym pośle i senatorze PiS, Zdzisławie Pupie:
 
      „Ech, Sejm bez Pupy, to już nie będzie to samo miejsce. Dobrze chociaż, że z Platformy wszedł Cycoń”.
 
      Dalej – nie bardzo wiadomo o czym – jest tak:
 
      „Kaczyński zaproponował kompromis – wszystkich przyjmie, jeśli mu Kempa przyniesie na tacy głowę Kury. A Wróbel pieczonego Cymę”.
 
      O pośle Mularczyku:
 
      „Arkadiusz Mularczyk, zwany pieszczotliwie Mułem”.
 

      Oto poziom. Oto ostatni bastion w naszej wojnie z zepsuciem i zaprzaństwem. Oto nasza brygada specjalna gotowa do walki z – że się zatrzymam na sprawach najnowszych – nie sprzedawaniem, ale już tylko oddawaniem Polski Niemcom w arendę. Oto nasza nadzieja. Ktoś mi natychmiast pewnie powie, że to nieprawda. Że „Uważam Rze”, to tak naprawdę agentura. Że naprawdę nasi, to „Gazeta Polska”, niezależa.pl, „Nasz Dziennik”, no i oczywiście SKOK Stefczyka. No ale, przepraszam bardzo – tu w tej sytuacji, ja już tylko wolę milczeć. Coryllus do kościoła nie chodzi i pewnie nawet się nie bardzo modli, ale w którymś ze swoich tekstów napisał, że z jego punktu widzenia, na tej „scenie tak marnej”, jedynym prawdziwym wojownikiem, niezłomnym, cudownym uzurpatorem, wbrew całej potędze tego parszywego Systemu, jest już tylko ksiądz Natanek. Nawet ja muszę przyznać, że ta opinia robi wrażenie lekko ekscentrycznej. No ale już w następnym zdaniu, muszę też przyznać, że to wszystko chyba jednak mnie zwyczajnie przerasta. Więc chyba jednak dalej będę pisał te swoje refleksje. Smutne, czy wesołe – obojętne. Jak się trafi. Ale złościć się już nie zamierzam. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (60)

Inne tematy w dziale Polityka