Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1302
BLOG

O zawodowcach na płocie i amatorach pod

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 20

        Trochę przy okazji najświeższego tekstu Coryllusa, ale też przez cały ten nastrój debaty a temat wolnych mediów, która nas trzyma w takim napięciu, przypomniał mi się program Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”, w którym swego czasu miałem przyjemność i zaszczyt wziąć udział. Gdyby ktoś nie pamiętał, Pospieszalski znalazł na moim blogu – tu w Salonie24 – notkę, w której zaprezentowałem trzy zdjęcia Lecha Kaczyńskim z piłkarskim szalikiem, gdzie Prezydent przekłada ten szalik w dłoniach w taki sposób, by w końcu pięknie zaprezentować dumny napis ‘Polska’. Wspomniana notka dotyczyła faktu, że media pokazały tylko jedno zdjęcie z całej serii – zdjęcie na którym Lech Kaczyński trzyma przed sobą szalik z odwróconym napisem – i w ten sposób zaszczepiły w umysłach wielu informację, że nasz prezydent jest baranem, który nawet nie potrafi prawidłowo rozłożyć piłkarskiego szalika.

 
      Pospieszalskiego poza samymi zdjęciami zainteresowało coś jeszcze. Otóż widząc, że cała manipulacja została na tym skromnym blogu ujawniona, Agora – jak się okazuje właściciel owej serii zdjęć – zażądała, by one zostały z tego blogu usunięte, co administracja Salonu24 skwapliwie uczyniła. Jan Pospieszalski uznał, ze ten przykład cenzury, przykrywany tą niby-wymówką prawną, zasługuje na spopularyzowanie, i zaprosił mnie do swojego programu. A konkretnie do jego edycji dotyczącej właśnie manipulacji.
 
      Do debaty zostało zaproszonych jeszcze czterech znanych specjalistów, reprezentujących cztery bardzo mądre dziedziny zycia publicznego: filozof Jan Hartman, polityk Ludwik Dorn, specjalista od wizerunku Eryk Mistewicz i dziennikarz Michał Karnowski. Mojej wypowiedzi, w której miałem właściwie tylko przedstawić sytuację, i która trwała zaledwie parę minut, od początku do samego końca towarzyszyły nieustanne szyderstwa i dogadywania ze strony Hartmana, pomruki Mistewicza, znudzone spojrzenie Dorna i demonstracyjne wyczekiwanie Karnowskiego, podkreślane wciąż nerwowymi minami, że on też chce coś powiedzieć. Kiedy już wreszcie przestałem gadać, nikt – ani jeden ani drugi, ani żaden z nich – nie skomentował sprawy zdjęć inaczej jak albo przez kpiny, że mi się coś pomieszało w głowie (Hartman), lub przez kompletny brak zainteresowania (Dorn), czy wreszcie przez typowe rozkraczanie się na płocie Karnowskiego, kiedy to on uznał za stosowne poinformować wszystkich, że jego zdaniem jest tak, ale też trochę i tak, a w sumie jeszcze inaczej, bo w ogóle przecież bywa różnie.
 
      To co mnie uderzyło, to fakt, że żaden z nich nawet nie mrugnął okiem ani na to kłamstwo mediów – kłamstwo wcale nie byle jakie, bo jedno z tych, które wieloletnią nienawiść do Lecha Kaczyńskiego wzniosło na poziom jeszcze wyższy niż dotąd – ani na to, że osoba tak wybitna i ustosunkowana, ktoś kto w mediach występuje niemal codziennie, jak Jan Hartman nie pozwala spokojnie dokończyć wypowiedzi komuś kto być może w całym swoim życiu ma te dwie minuty, do korzystania z nich nie jest ani zawodowo ani emocjonalnie przygotowany, a jeśli za to swoje mądrzenie się dostaje jakieś pieniądze, to tylko dlatego, że o nie grzecznie prosi. A więc nie dość, że żaden z nich nie uznał za stosowne powiedzieć Hartmanowi, żeby się zamknął i przestał dogadywać, bo to mu przynosi wstyd, to jeszcze doszedł do wniosku, że problem powszechnej manipulacji ani nie jest problemem powszechnym, ani w ogóle ciekawym. I Michał Karnowski był wśród nich.
 
      Czy mnie to oburza? Owszem, bardzo. Czy dziwi? Ani trochę. Dlaczego? Dlaczego, że ja świetnie wiem, że oni wszyscy – wszyscy jak jeden mąż – to są w ten czy inny sposób kumple, i jeśli kiedykolwiek podejmą decyzję, by się zachować choć minimalnie niestandardowo, to wcześniej się zorientują, czy przypadkiem nie sprawią przykrości koledze. Ja ich widziałem przez kilka minut w telewizyjnej kawiarni przed programem. To są kumple, a my dla nich wyłącznie czymś co przeszkadza. System tworzy intrygę, która ma zniszczyć polskiego prezydenta, a społeczeństwo ogłupić i sprowadzić do roli tępych trybików w maszynie? Polskie państwo przestaje istnieć, a władza idzie w ręce lokalnych sitw i pojedynczych grup interesów? Jaki system? Jaka intryga? Co za trybiki? Jakie sitwy? I w ogóle co to kogo obchodzi? Jakiegoś blogera? Bez znaczenia. Jak będzie trzeba, to się zainteresujemy. A jak nie, to nie.
    
      Przypomniał mi się ten program dziś, ale nie będę ukrywał, że powodów do tego, by go wspominać mam znacznie więcej. Owa przepaść, jaka się rozciąga między tymi dwoma światami daje o sobie znać właściwie każdego dnia. Pamiętam mianowicie, jak któregoś dnia otrzymałem informację, że na portalu wpolityce.pl ukazał się tekst autorstwa wspomnianego Michała Karnowskiego, gdzie ten beszta mnie za to, że miałem czelność przeprowadzić rozmowę z byłym członkiem sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego, pewnym Pawłem www.wpolityce.pl/view/2212/Dziwny_wywiad_blogera_o_kulisach_pracy_sztabu_
Jaroslawa_Kaczynskiego.html
 
      Za co konkretnie? Czy może za to, że rozmowa sugeruje, że praca sztabu była bezużyteczna i przeciwskuteczna, podczas gdy Karnowski uważa, że to nieprawda? Nie. Czy może dlatego, że w tej rozmowie są jakieś kłamstwa i bzdury, których Karnowski nie może znieść i chciał zaprotestować? Absolutnie nie. W jego tekście nie ma jednego słowa na ten temat. A może poszło o to, że ta rozmowa jest przeprowadzona w sposób rażąco niekompetentny z dziennikarskiego punktu widzenia, i poczucie zawodowej estetyki nie dało Karnowskiemu spokojnie zasnąć? Tam o tym też nic nie ma. A więc o co chodzi? Jedyny argument jaki pada przeciwko samemu wywiadowi to ten zamieszczony już w samym tytule, a więc to że on jest „dziwny”, no i chwilę dalej, że to nie jest wywiad, lecz „wywiad”. Dlaczego? Tego już nie wiadomo.
 
      Jest jednak coś, co, poza cytowaniem fragmentów moich i pawłowych wypowiedzi, Karnowski zechciał powiedzieć od siebie. To mianowicie, że on wie, dlaczego ja przeprowadziłem i opublikowałem ten wywiad. Otóż poszło o to, że ja jeszcze w czasie kampanii zamieściłem na swoim blogu wpis, który miałem nadzieję, że zostanie przedrukowany przez „Gazetę Polską”, a skoro przedrukowany nie został, a wybory zostały przegrane, to ja uznałem, że to wina „Gazety Polskiej”. Bo gdyby red. Sakiewicz w ramach walki o demokrację ten wpis zamieścił, Jarosław Kaczyński byłby dziś prezydentem. I dlatego właśnie dziś – chyba z tej zemsty na Sakiewiczu – wypuszczam tego naszego Pawła, żeby walił w Kluzik, Jakubiak i Poncyliusza.
 
      Ja już pomijam kompletny idiotyzm argumentacji przedstawionej przez Karnowskiego. Pomijam absurdalność zarzutu, jakobym ja uważam, że wybory rzeczywiście zostały przegrane przez brak mojego głosu w „Gazecie Polskiej”. Każdy kto zna historię mojej wymiany z „Gazetą Polską” najpierw dotyczącej ich oczekiwań wobec mnie, a następnie moich wobec nich, świetnie wie, jak było i o co poszło. Poza tym nie widzę najmniejszego powodu, żeby udowadniać jakiemuś dziennikarzowi, że nie jestem kretynem. Nie zależy mi. Chodzi o coś innego. Załóżmy bowiem, że ja rzeczywiście uznałem, że gdyby mój tekst broniący Jarosława Kaczyńskiego przed zarzutami „Gazety Polskiej” został przez nich opublikowany, nie mielibyśmy dziś jako prezydenta tego Komorowskiego. Załóżmy, że ja faktycznie mam coś z głową. Jaki to jednak daje Karnowskiemu powód, żeby mnie poszturchiwać i kazać swoim czytelnikom się zastanowić, czy Toyah jest „pozbawionym emocji obserwatorem czy kimś, kto chce poprzez anonimową rozmowę dowieść swoich racji”? I jakie to ma znaczenie dla oceny mojej postawy ludzkiej, czy dziennikarskiej, czy ja wyrażam emocje, czy może – wręcz przeciwnie – chcę dowieść swoich racji? I co to wreszcie jest za kretyński dylemat??? I wreszcie, jak nędznie bylejakim trzeba być już nie tylko dziennikarzem, ale uczestnikiem zwykłej rozmowy, by wygadywać takie bzdury, tak kompletnie po nic?
 
      Oto zawodowcy. I oto też autentyczny problem. Idą, cholera zawodowcy. Przez ten czas mojego blogowania miałem okazję kilku z nich poznać, nawet nie jako dziennikarzy, bo tych znają wszyscy, ale jako ludzi. I Semkę i Sakiewicza i Karnowskiego i Mistewicza i Ziemkiewicza, i paru jeszcze innych. Nie będę się tu nad nimi znęcał, bo raz że już to parokrotnie robiłem, a dwa, że tu już nawet nie chodzi o moje prywatne pretensje do ludzi, na których kiedyś wydawało mi się, że możemy liczyć. To są bowiem nasi zawodowcy. Cholerni profesjonaliści.
     
      A przecież tu nie chodzi tylko o dziennikarzy. Bo tuż za nimi idą i różni profesorowie, artyści, eksperci, politycy. Skoro wzięło nam się na wspominki, popatrzmy na jeszcze jedno zdarzenie sprzed paru już lat. Któregoś dnia nadeszła do nas informacja, że Ryszard Kalisz – jak z tego co sam mówi wynika, wybitny prawnik – podczas posiedzenia jakiejś komisji zadał pytanie Zbigniewowi Ziobro mniej więcej tak sformułowane: „Panie ministrze, dlaczego okłamał pan posłów”. Jak można sobie w normalnej głowie ułożyć takie pytanie? Jak można na takie pytanie w ogóle odpowiedzieć? Jeśli Ziobro powie, że nie okłamał, Kalisz mu powie, że on nie pytał „czy”, ale „dlaczego”. A jeśli Ziobro mu powie na przykład: „bo lubię kłamać”, to co Kalisz – powtarzam raz jeszcze, wybitny podobno prawnik – z tej odpowiedzi będzie miał? A czego on się dowie, jeśli Ziobro mu powie, że on kłamał, bo coś mu takiego wpadło do głowy i nie mógł się powstrzymać? Jaką wiadomość uzyska, jeśli Ziobro na to pytanie, pokaże mu język i powie „bo tak”? Kiedy usłyszałem tę informację o wymianie między Kaliszem a Ziobro, pomyślałem sobie, że gdyby to o mnie chodziło, to ja bym Kaliszowi powiedział, że najpierw może ja mu zadam na przykład pytanie, dlaczego on poprzedniej nocy odbył stosunek homoseksualny z posłem Wenderlichem. Tak bym zrobił ja. Niestety, Ziobro postąpił tak jak oni zawsze robią, a więc zaczął Kaliszowi nie wiadomo po co grodzic sądem i w ten sposób tylko dał TVN-owi powód do kpin.
 
      Obawiam się, że poziom zawodowstwa prezentowany przez Kalisza, a i w tym wypadku także przez Zbigniewa Ziobro, jest taki jaki jest, z jednej strony dlatego że oni wszyscy najczęściej są po prostu beznadziejnie kiepscy, a jeśli nawet kiepscy nie są, to już im dawno przestało zależeć. Nam tu na blogach, owszem, wciąż zależy. My tu na blogach mamy wciąż to nasze życie i z niego korzystamy pełnymi garściami. Jesteśmy wolni i silni.
 
     Weźmy, skoro się już o nim zgadało, takiego Michała Karnowskiego. On czyta ten blog i wie, że minęły całe lata od czasu gdy on jeszcze tak potrafił. A i to w najlepszym dla niego układzie. On to wie i go trafia szlag. Tylko, przepraszam bardzo, cóż nas jego emocje – lub racje – mogą obchodzić?

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka