Wybitny prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz ma to do siebie, że o nim można pisać, można nie pisać, a efekt będzie dokładnie taki sam, czyli żaden. Z nim jest trochę jak z przydrożnym kamieniem. Można obok niego przejść i go nie zauważyć, ale można i sobie kopnąć i popatrzeć jak poleci (albo i nie popatrzeć), i to wydarzenie nie zmieni naszego życia nawet o przysłowiową jotę. Tu zresztą on się bardzo różni właściwie od wszystkich innych publicystów – czy to prawicowych, czy to lewicowych, czy zwykłych, a więc głównie tych którym poza tymi paroma stówami na flaszkę nie zależy na niczym. Weźmy takiego Tomasza Wołka. O nim pisać to zwykły wstyd. Człowiek ledwo wspomni jego nazwisko, a od razu narazi się na zarzut, że się zniża do bardzo zawstydzającego poziomu. Z kolei taki redaktor Łukasz Warzecha, czy profesor Sadurski to co innego. Napisze ktoś o jednym czy o drugim, że to cymbał, a oni się natychmiast obrażą i zaczną wymądrzać. Więc nawet jeśli to się skończy jakąś awanturą, to człowiek będzie miał przynajmniej satysfakcję, że może jednak warto było. Ziemkiewicz to co innego. Ten poleci, spadnie i już ani drgnie. I nie zostaje ani wstyd, ani satysfakcja. Nic. A mimo to, czasem się zdarzy, że przejść obojętnie nie damy rady.
Ostatnio jeśli miałem z Ziemkiewiczem kontakt to wyłącznie dzięki mojemu koledze Coryllusowi. Jakiś czas temu podesłał mi on link z wywiadem jakiego Ziemkiewicz udzielił komuś z naszych – on z nie-naszymi, jak przystało na prawdziwego wojownika, nie rozmawia – w którym serdecznie ubolewa nad faktem, że System zmonopolizował cały rynek idei, i że to jest dokładnie tak jak za komuny. Że nie ma znaczenia, czy człowiek ma coś do powiedzenia, czy jest zdolny, czy choćby i wybitny, jeśli nie należy do Systemu, nie ma nic do gadania i musi sobie sam radzić. Mnie ta wypowiedź zdziwiła o tyle, że choć Ziemkiewicza wydawałoby się znam jak zły szeląg, tego poziomu zakłamania się po nim nie spodziewałem. Ziemkiewicz jest jednym z ważniejszych elementów czegoś co się od niedawna nazywa „Archipelagiem Polskości” i jest projektem do którego, jeśli człowiek pragnie należeć, może aplikować i pokornie czekać na przyjęcie. On jest kimś, kto na polskiej scenie prawicowej – a nie bójmy się, że to jest jakaś nicnieznacząca nisza – jest wręcz członkiem jej Zarządu. On stanowi wreszcie znaczącą częścią systemu właśnie, który, jak kto chce, może wyłącznie oglądać z zewnątrz, a jak idzie o uczestnictwo, to w najlepszym wypadku pozostaje mu go zasponsorować – albo finansowo, albo przez udział w którejś z demonstracji. I nagle nie kto inny jak Ziemkiewicz właśnie przychodzi do nas i z kamienną miną zaczyna narzekać, że człowiek i jego zdolności nie mają znaczenia, bo liczy się wyłącznie koleżeństwo i interesy!
Wysłuchałem fragmentu tej rozmowy – ona chyba w całości była poświecona tej tematyce – i uznałem, że to co najciekawsze już było, a że Ziemkiewicz jest dla mnie jak ów wcześniej wspomniany kamień, wprawdzie go, owszem, zauważyłem, jednak nie kopnąłem. I oto dziś, na wyraźne życzenie mojej żony, która przez to, że żyje w swoim własnym świecie, nie orientuje się za bardzo w sytuacji, kupiłem nowy tygodnik zatytułowany „Uważam Rze Historia”. I oczywiście, wszystko jest na swoim miejscu. Mamy i Cenckiewicza i Suworowa i całą prawdę o Związku Sowieckim… no i oczywiście, jakże by inaczej – są Semka, Skwieciński, Gociek, Dudek, Masłoń, Zychowicz, Wildstein i – last but oczywiście w żadnym wypadku least – Rafał Ziemkiewicz, ze swoim, anonsowanym już na okładce, felietonem pod tytułem „Cudzego nie znacie”.
Akurat kwestia tego tytułu zasługuje na osobną uwagę. Otóż swój tekst Ziemkiewicz zatytułował właśnie tak jak wyżej, jednak na okładce on jest zapowiadany jako coś co dotyczy „Historii głupoty”. I to moim zdaniem świadczy bardzo mocno o Redakcji. Ktoś tam musiał uznać, że fraza „cudze chwalcie” będzie mało nośna. W końcu, co to ma znaczyć, że cudze chwalicie? A niby że cudze gorsze? Przecież wiadomo jak jest. Jednak to jest jedyny element, gdzie między Ziemkiewiczem a jego kumplami zaiskrzyło. Reszta poszła gładko, bo jak się okazuje, tym razem nie chodzi o polską głupotę, lecz o głupotę obcą. Ktoś w tym momencie zakrzyknie: „Ziemkiewicz???” Otóż tak. To on sam.
W swoim felietonie Rafał Ziemkiewicz podaje zaczerpnięte z bardziej lub mniej zamierzchłej historii przykłady tego, jacy to głupi bywali Francuzi, Niemcy. Brytyjczycy, Amerykanie, konkludując to wszystko takim spostrzeżeniem, że, jak widać, głupota nigdy nie była w deficycie, i z tym się trzeba pogodzić, natomiast – i tu cytat::
„Znam tylko jeden naród na tyle głupi, że pozwolil sobie wmówić, iż jego historia to jedna wielka klęska, nieudacznictwo i wstyd”.
I już na sam koniec, inteligentne mrugnięcie oczkiem: „Wiedzą państwo oczywiście, o kim myślę”.
Otóż ja, proszę Państwa, wiem, o kim Rafal Ziemkiewicz myśli. On myśli o Polactwie. W końcu Polactwo to jego konik i jego publicystyczny i intelektualny sukces. Ja nie wiem, ile Ziemkiewicz na swoim „Polactwie” zarobił, ale myślę, że jego finansowa sytuacja bez sukcesu tej książki byłaby znacznie gorsza, niż jest dziś. A więc to wiem. Natomiast już zupełnie nie rozumiem, ile trzeba mieć w sobie bezczelności i to bezczelności jakiego typu, by najpierw znaczną część swojej kariery zbudować na opluwaniu Polaków jako narodu, wyśmiewaniu tak zwanego „polskiego narodowego charakteru”, polskiej głupoty, polskiego marzycielstwa i polskiej naiwności, na systematycznym przeciwstawianiu nas Polaków Francuzom, Niemcom, Brytyjczykom i Amerykanom i stawianiu nam ich jako przykład, a następnie tak zwyczajnie, niemal na jednym oddechu, jeszcze raz nam dołożyć, że jacy to my jesteśmy głupi, że „cudze chwalimy”?
Przyznam uczciwie, że ja nie za bardzo lubię dyskutować na temat tak zwanej ludzkiej głupoty, a tym bardziej nie lubię wspominać o głupocie w kontekście debaty na temat naszej polskiej historii i w ogóle naszej dzisiejszej sytuacji. Zdecydowanie, jeśli już pojawia się problem jakichś przykrych akcentów na naszej polskiej duszy czy ciele, wolę siedzieć cicho, niż się odzywać. Jednak dziś uważam, że coś na ten temat powiedzieć muszę. Jestem bowiem pewien, że Rafal Ziemkiewicz to Polak dokładnie taki sam jak my, z wszystkimi naszymi przywarami i z całą naszą wielkością. Jest jednak pewna przywara, która, przez to, że z okrutną oczywistością jest unikalna w całym kosmosie, będzie musiała zostać zapisana jako typowo polska. Mam tu na mysli ten właśnie rodzaj bezczelności, który w swoim felietonie zaprezentował Ziemkiewicz. Od dziś, jeśli gdzieś w Niemczech na przykład ktoś powie: „bezczelny jak Polak”, to możemy mieć przede wszystkim pewność, że to będzie ocena wysoce niesprawiedliwa, a po drugie, będziemy też wiedzieć, że winnym powstania tego tępego stereotypu, będzie on właśnie – Rafał Ziemkiewicz.
Inne tematy w dziale Polityka