Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1864
BLOG

O Polaku na wygnaniu

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 30
      Stanisław Lem nie żyje już od wielu lat, jednak ja wciąż pamiętam pewien jego tekst z „Gazety Wyborczej”, w którym zasugerował, że człowiek jest stworzeniem co najmniej tak agresywnym jak najbardziej agresywne zwierzęta, tyle że na jego niekorzyść przemawia to, że zwierzęta raczej nie krzywdzą nikogo bez potrzeby, natomiast człowiek owszem, i to niemal zawsze. Pamiętam też, że słowa Lema zdziwiły mnie i zasmuciły. Zdziwiły dlatego, że zawsze uważałem Lema za kogoś kto intelektualnie stoi znacznie wyżej niż  jakiś pierwszy lepszy weganin z trzeciej klasy gimnazjum, a zasmuciły, bo zawsze jest mi smutno kiedy pojawiają się głosy kwestionujące tę pierwotna prawdę, znaną nam jeszcze z pierwszych stron Starego Testamentu, która nas zapewnia, że kiedy Bóg stworzył człowieka, wiedział, że wszystko zrobił bardzo dobrze.
 
      Jakiś czas po refleksjach Lema, ukazała się – dziś już nie mam pewności, czy też w „Gazecie Wyborczej”, czy może gdzie indziej – polemika z tą lemowską bzdurą, w której autor zaproponował Lemowi przeprowadzenie następującego eksperymentu. Niech on sobie stanie któregoś ranka w centralnym miejscu swojego miasta, postoi tak sobie do wieczora, a następnie zastanowi się, ile przypadków nawet nie bezpośredniej fizycznej agresji, ale agresji w ogóle uda mu się zarejestrować? Ile zdoła zanotować incydentów, o których będzie mógł następnie opowiedzieć w domu jako o czymś szokującym, czy choćby tylko interesującym?
 
     Pamiętam dziś tak dobrze ten argument, bo mam wrażenie, że ów przedziwny mit o tym, że człowiek to bestia, radzi sobie w publicznej przestrzeni coraz lepiej. Pamiętam jednak też ten argument, bo coraz częściej spotykam bardzo tamtego mitu szczególną modyfikację, w takiej oto postaci, że owszem człowiek jest bestią, tyle że głównie człowiek zamieszkujący tereny dzisiejszej Polski. Że świat jakoś sobie z tym kryzysem tożsamości poradził, natomiast my Polacy jak zwykle człapiemy z tyłu. Podczas gdy Francuzi, Włosi, Niemcy, czy Holendrzy potrafili zrozumieć czym jest humanizm i jakie wobec nas stawia wymagania, u nas wciąż dominuje pierwotna dzicz.
 
     Otóż to – Holendrzy. Jeden z czołowych publicystów Salonu24 Marcin Kacprzak opublikował niedawno tekst, w którym podzielił się z nami pewną osobistą obserwacją, jaką poczynił podczas swojego pobytu w Holandii. Proszę posłuchać:
 
     „Kiedy razu pewnego przeniosłem się dosyć szybko z Warszawy do Amsterdamu, to idąc po lotnisku wyczułem że mijający mnie ludzie jakoś mi się przyglądają. Kiedy sprawdziłem w WC, że twarz mam całkowicie czystą zorientowałem się że pewnie musiała ich dziwić moja zacięta mina, bez której poruszać się po Warszawie nie sposób. Po prostu zapomniałem jej[sic!] zostawić w kraju”.
 
     Przede wszystkim muszę się wytłumaczyć, dlaczego ja się w ogóle zajmuje tym, co mówi Marcin Kacprzak? Czemu ja się w ogóle przejmuje tym, że on cierpi na tak szczególną przypadłość, że chodzi z zaciętą miną, i to zaciętą do tego stopnia, że kiedy przesuwa się wśród obcego sobie tłumu, ludzie mu się dziwnie przyglądają? Otóż przede wszystkim dlatego, że on sugeruje, że to co go spotkało, to nie jest wynik jego osobistych kłopotów, lecz czegoś bardzo polskiego, a więc również czegoś od czego ja nie jestem wolny, a ponieważ ja uważam tę sugestię za wręcz horrendalną, pragnę z jednej strony Kacprzaka poprosić, żeby mówił w swoim imieniu, a z drugiej chcę wszystkim tym, którzy być może uznali kacprzakową argumentację za wartą uwagi, wyjaśnić, że zawzięta twarz Kasprzaka jest wyłącznie jego problemem.
 
      Moje życie jest w ostatnich latach takie, że ja właściwie nieustannie chodzę zatroskany. Ponieważ z natury jestem osobą do świata usposobioną życzliwie i na ogół wierzę, że wszystko co dziś idzie źle, w końcu pójdzie dobrze, staram się zachowywać na co dzień pewną choćby minimalną pogodę ducha, co oczywiście nie zmienia faktu, że już na przykład moje dzieci wciąż mnie się pytają, czym się martwię. Czyniąc to wyznanie, chciałbym jednocześnie się zastrzec, że nie pamiętam, by ktokolwiek mnie kiedykolwiek spytał, czemu jestem taki wściekły, lub chociaż czemu mam taką zaciętą twarz. Wydaje mi się wręcz, że już znacznie częściej – mimo tego mojego wręcz dojmującego smutku – zdarza mi się usłyszeć pytanie, co mnie tak rozbawiło. A już kompletnie nie jestem w stanie sobie przypomnieć, żeby podczas któregoś z moich pobytów za granicą ludzie na mnie patrzyli z jakąś szczególną uwagą. Mam wręcz wrażenie, że oni mnie na ogół zwyczajnie nie zauważali.
 
     To raczej ja się im dość bacznie przyglądałem. Ja w ogóle mam zwyczaj się ludziom przyglądać. Kiedy idę ulicą, widzę wszystkich, którzy mnie mijają, kiedy jadę tramwajem, widzę tych którzy stoją obok mnie, lub naprzeciwko mnie siedzą. Widzę ich i przyglądam się ich twarzom. I ja wiem, jaki problem ma Marcin Kacprzak, kiedy pisze, że Polacy są z reguły wściekli, a Holendrzy naturalnie weseli. To jest problem nierozróżniania między troską, a wrogością, oraz między beztroską, a radością. To jest problem całkowitego braku wrażliwości. Ja nie wiem, jak wygląda Marcin Kacprzak, a więc nie umiem powiedzieć co słychać na jego twarzy, a zatem nie umiem ocenić, czy ci Holendrzy, o których on nam opowiada, przystając na jego widok, robili to ze względu na tę złość, czy z jakiegoś innego powodu. Ale też nie wiem, czy Kacprzakowi, kiedy jechał autobusem czy pociągiem, a naprzeciwko siebie miał tę wredną polską twarz, zdarzyło się kiedykolwiek z tym drugim Polakiem nawiązać rozmowę. Ale myślę że nie, bo gdyby mu się to zdarzyło choć raz, to z całą pewnością zobaczyłby uśmiech i usłyszał głos człowieka, który na ten gest czekał. Ja to wiem, bo mnie się to zdarza zawsze.
 
    Polecam więc Marcinowi Kacprzakowi, by zaryzykował i spróbował jednak z ludźmi rozmawiać. Będzie miał z tego dwie korzyści. Pierwsza to taka, że zrozumie, czym się różni zatroskanie od gniewu – a to jest wiedza wręcz bezcenna – a druga, że dzięki tej wiedzy, może uda mu się samemu zmienić ten swój wyraz twarzy, który tak okropnie determinuje jego sytuację w kontaktach z cywilizowanym światem, i przy okazji następnego pobytu za granicą, nie będzie musiał prosto z samolotu pędzić do kibla.

  

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka