Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1187
BLOG

Psikus wciąż ten sam... tylko krew bardziej ruda

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 18
       Pewnego pięknego zimowego dnia córka moja szła sobie drogą, kiedy nagle, z naprzeciwka, nadeszło kilku jakichś żuli w kapturach. Minęli ją bez słowa, lub może najwyżej z jakimś tępym pomrukiem, ale w pewnym momencie jeden z nich odwrócił się i rzucił w nią kulką. Kulka była twarda, mocno zmrożona, a cios na tyle silny, że moje dziecko bardzo zabolał. Mówi mi dziś ona, że naprawdę bardzo. Ciekawe było jednak przede wszystkim to, że ona dostała tą kulką w kark i przez kilka dni, obok tego bólu, miała po tej kulce siny ślad. Denerwuje się więc moje dziecko, że co by to było, gdyby ów żul trafił ją z tą samą siłą i tą samą właśnie kulką w głowę. Ciekawe, co by się stało? Pewnie nic, choć oczywiście pewności nie ma.
 
      Z kolei syn mój miał, jeszcze w gimnazjum, taką przygodę, że gadał na lekcji i nauczyciel, z jakiegoś powodu bardziej wściekły niż zwykle, rzucił w niego ciężkim pękiem kluczy. Na szczęście nie trafił, a więc klucze minęły jego głowę i spadły z hukiem na ławkę obok. Szkoła to szkoła. Nie ma chwili, kiedy się coś nowego i ciekawego nie dzieje, więc chyba nawet nikt – włącznie z nim  samym, nie mówiąc o nauczycielu – na to co się wydarzyło nie zwrócił uwagi.
 
       Piszę to co piszę, mówię to co mówię, i mam cały czas poczucie, że poruszam się na obszarze zbyt trywialnym, jak na to, czego niektórzy mogą po tym blogu oczekiwać. Opowiem więc coś bardziej, że tak powiem, mięsistego, co nas być może bardziej zbliży do sedna. Otóż był sobie raz pewien człowiek, który bardzo nie lubił swojego sąsiada. Co ciekawsze, on faktycznie miał wszelkie powody, żeby tego swojego sąsiada nie lubić. Jak to pięknie wyraził w jednej ze swoich nauk Paweł Śpiewak, jego nienawiść do tego kogoś była „w pełni uzasadniona”. W tej sytuacji on oczywiście miał mu ochotę zwyczajnie wlać, i w ten sposób sprawić, by ten go przestał nieustannie irytować, jednak ponieważ rozwiązanie to ze względów nieistotnych dla sprawy nie wchodziło w grę, postanowił, że zamiast go bić, będzie mu się starał przy byle okazji dokuczać. A zatem dalej żył sobie tak obok niego, wciąż go na ów swój „uzasadniony” sposób nienawidząc, i wciąż mu dokuczał.  Dokuczał tak, by ten owe dokuczliwości czuł, i, odczuwając je, budził powszechny w okolicy śmiech.
 
      I oto któregoś dnia ten zły i głupi sąsiad zaplanował urządzić u siebie w domu uroczystość z udziałem zaproszonych przyjaciół, do tej uroczystości bardzo mocno się przygotowywał, bardzo jej wyczekiwał i bardzo się na nią cieszył. I wtedy sąsiad – nazwijmy go mądrym i dobrym – wymyślił  sobie, że to będzie bardzo dobry psikus, jeśli on mu na przykład wsadzi szpilkę w zamek do drzwi i kiedy tamten będzie wracał do domu z zakupów, nie będzie mógł wejść do domu, będzie stał pod domem jak głupi, z tymi wszystkimi flaszkami i co tam jeszcze sobie na tę uroczystość przygotował, po pewnym czasie zaczną schodzić się goście i będą tak wszyscy stali pod tymi drzwiami, wystrojeni do zabawy, której nie będzie, a on będzie się jak kretyn szarpał z tymi drzwiami, wściekał, i będzie taki w tej swojej bezradności żałosny i śmieszny. A sąsiad mądry i dobry będzie stał w oknie i pokładał się ze śmiechu.
 
     I przyszedł ten wieczór i stało się tak, że wszystko odbyło się dokładnie tak jak było zaplanowane, tyle że nagle, zupełnie niespodziewanie, kiedy sąsiad zły i głupi ze swoimi kumplami kręcili się bezradnie pod tą głupią furtką, obok przejeżdżała jakaś ciężarówka, prowadzona niefortunnie przez pijanego kierowcę, wpadła na tę całą grupę niedoszłych imprezowiczów i wszyscy w jednym momencie zginęli…
 
     Przepraszam teraz wszystkich bardzo, ale czy ktoś tu może kogoś zabił? Czy ktoś tu jest może winien zbrodni? Czy my tu w ogóle możemy mówić o morderstwie? Fakt, że jeden się napił i siadł za kierownicą. I on dziś ma ewentualnie problem. Ale chyba na tym koniec, prawda?
 
    Ja, wbrew temu co niektórym się wydaje, wciąż nie mam pojęcia co się tam, w tamtej smoleńskiej mgle, wówczas stało. Oczywiście mam swoje podejrzenia, często wręcz graniczące z pewnością, ale tak naprawdę nie wiem nic. A ponieważ nie wiem, to dopuszczam wszystkie możliwości. Nawet i tę, że tak naprawdę nikt nie chciał, by się przydarzyło cokolwiek złego, a co dopiero aż tak paskudnego. Że chodziło wyłącznie o psikusa. I to nawet nie tak bardzo podłego, jak ten opisany w mojej historii, ale zwykłego, wesołego psikusa, urządzonego w dodatku w celach czysto politycznych i w bardzo dobrych intencjach – żeby skompromitować człowieka, który sobie na tę kompromitację jak najbardziej zasłużył i na nią skutecznie zapracował. Dla dobra Polski i Polaków. Biorę zupełnie szczerze pod uwagę taką możliwość, że to nieznośne i nieustanne wysuwanie się Lecha Kaczyńskiego przed szereg, to jego przekonanie o swojej ważności, to ciągłe gadanie: „Jestem prezydentem, jestem prezydentem, jestem prezydentem”, stawały się już dla niektórych tak bardzo nie do wytrzymania, że ludzie, którzy naprawdę nie mieli wielkiego pola manewru, w swojej łagodności i wesołym usposobieniu jedyne co mogli zrobić, to temu bucowi pokazać, jaki jest śmieszny i żałosny w tym swoim nadęciu. I wymyślili sobie, jak to będzie fajnie i wesoło, kiedy on z tymi wszystkimi ludźmi przyleci nad ten Smoleńsk, gdzie nikt poważny go ani nie czeka, ani nie potrzebuje, zobaczy tę mgłę i będzie musiał wracać do domu jak niepyszny. I wszyscy będziemy się śmiać i za nim wołać, że taka wyprawa, jaki prezydent, a taki prezydent, jakie to całe jego towarzystwo. Tchórz i ofiara losu i głupi kartofel. I będzie dobrze.
 
      I nagle, kiedy wszystko się tak elegancko rozwijało, ktoś coś spieprzył… i stało się, jak się stało.
 
      I co? Czy ja mam znów słuchać tych ciągłych pretensji, że mam przestać gadać o zbrodni, o morderstwie, o złych ludziach? Mogę słuchać. Zwłaszcza że wiem świetnie, co za nimi stoi. Z jednej strony mianowicie zwykły strach i poczucie kompletnego osaczenia, a z drugiej bardzo nieczyste sumienia. I ten straszny, niewymowny wysiłek, żeby przestać słyszeć te głosy. Żeby już one się wreszcie uciszyły. Żeby przestały szeptać i budzić ludzi po nocach. Mogę słuchać. Jednak jeśli ktoś się spodziewa, że przestanę się pieklić, to może na mnie już nie liczyć.
 
    Zapraszam na swój blog pod adresem www.toyah.pl, gdzie, poza zanurzeniem się w zwykłą codzienną rozrywkę, można też kupić moją książkę. Bardzo polecam. I dziękuję za solidarność. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka