Paweł Śpiewak wydał niedawno książkę pod tytułem „Żydokomuna”. I można by było przejść nad tym do porządku dziennego – w końcu, kogo obchodzą myśli Pawła Śpiewaka na temat żydokomuny – gdyby nie okładka tej książki. Mamy bowiem przed sobą gruby jak cholera tom, kłującą swoją czerwienią w oczy okładkę, ogromny czarny tytuł i maleńkie imię i nazwisko gdzieś w kącie: Paweł Śpiewak. Czemu tak? Odpowiedź jest tak samo prosta, jak prosty jest ten geszeft, na który się zdecydował profesor Śpiewak. Oszukać i zarobić. Tematowi temu poświeciłem najświeższy wpis na swoim blogu mieszczącym się na stronie
www.toyah.pl. Wszystkich zainteresowanych oczywiście, serdecznie zapraszam. Jeśli jednak ktoś ma ochotę sobie poczytać parę ogólnych myśli na temat tego, dokąd to żydowskie cwaniactwo może doprowadzić – było nie było – człowieka, zapraszam do poczytania sobie poniższych refleksji,
Otóż każdy normalnie myślący człowiek, który miał okazję zapoznać się ze sposobem w jaki operuje System i jego służby, mógł się od samego początku spodziewać, w jaki sposób System zareaguje na pracę zespołu Antoniego Macierewicza. Oczywistość tej reakcji była tak prosta, a jej kształt tak jednoznacznie parszywy, że ja osobiście, na przykład, nie widziałem nawet powodu, by ryzykować tu jakikolwiek kontakt. A mimo to, w pewnym momencie trafiłem na jedno jedyne zdanie, które padło wcale nie koniecznie z ust najbardziej brudnych, a mimo to przekaz jaki ono niosło wystarczył mi za wszystko, co mnie ominęło i mam nadzieję, że i już dalej nie dotknie. Mówię o ustach Pawła Śpiewaka.
Otóż kiedy myślę o Pawle Śpiewaku, przychodzą mi do głowy przeróżne rzeczy, jednak wśród nich, kto wie czy nie na pierwszym miejscu, wyrażona jest swego czasu właśnie przez niego opinia, że zajmowanie się katastrofą Smoleńską świadczy ni mniej ni więcej, jak tylko o braku szacunku dla powagi tamtej śmierci. Że on, kiedy słucha całego tego „gadania” o katastrofie, czuje niesmak i zażenowanie, bo ma wrażenie że grzebanie w tym wraku jest zwyczajnie nieprzyzwoite. No i jak już wspomniałem – dowodzi braku szacunku dla samych ofiar smoleńskiej katastrofy.
To jest, jak mówię, zaledwie jedno słowo, stanowiące odpowiedź na kolejne informacje, jakie na temat tego co się zdarzyło 10 kwietnia zeszłego roku przedstawia raz na jakiś czas Antoni Macierewicz z Zespołem. Ale ja, nawet nie słuchając tego jazgotu już dłużej, wiem świetnie co tam się zwyczajowo dziej. A więc z całą pewnością najpierw zabiera głos Paweł Olszewski, i ogłasza, że Macierewicz to człowiek chory. Jestem pewien, że po nim występuje też któryś z drobnych posłów Platformy Obywatelskiej i powiada, że ten raport to stek kłamstw. Niewątpliwie, redaktorzy TVN-u zaproszą też do studia eksperta lotniczego Tomasz Hypkiego, który z wyżyn swojego autorytetu zakomunikuje, ze raport Macierewicza to bzdura i amatorstwo, a przyczyną katastrofy był błąd pilotów. Oczywiście na pewno też po Hypkim pojawi w telewizorze ekspert Lasek, czy Lisek, który po raz kolejny pochwali swój raport, jako jedyną pełną i właściwą ocenę katastrofy. Ja nawet nie oglądając telewizji wiem na pewno, że kiedy już się ta kolekcja wyczerpie, w studio telewizyjnym pojawią się – jako politycy bezpośrednio nie uczestniczący w sporze PiS-u z Platformą, a więc obiektywni – Stanisław Ciosek i Leszek Miller, by też dorzucić swoje trzy grosze na ten temat. Domyślam się też, że kiedy już ukażą się pierwsze głosy na temat tego, że jedna czy dwie informacje podane przez Antoniego Macierewicza, to ewidentna nieprawda, i choć, jak to już nie raz bywało, za parę dni okaże się, że owszem, i one stanowią prawdę, dziś jeszcze i jutro na temat owego przypadku rzekomego fałszerstwa będzie się jeszcze toczyła bardzo gorąca dyskusja.
Nie oglądam telewizji, bo wiem, że nie ma po co. Wszystko co tam się dzieje, mam przed oczami. I słyszę świetnie, jak Tomasz Sianecki, czy któryś z redaktorów Faktów, przygotowuje na zakończenie programu lekki felieton na temat tego jakie mamy rodzaje ksiąg. Że są księgi białe i czarne i grube i cienkie, i że są księgi gości i księgi, a wszystko po to, by na koniec zażartować, że lepiej by było, gdyby Polacy, zamiast białych ksiąg czytali księgi zapisane literkami, bo z tego by mieli więcej pożytku.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to jest bardzo oczywisty strzał w ciemno, i może się okazać, że przeszarżowałem. Że tam wszystko wygląda inaczej. Jednak mam poczucie, że i tym razem się nie mylę. Że jak o nich idzie, to wiem akurat wszystko. I to wiem bardzo dobrze. Kim oni są i co potrafią, wiem dokładnie tak samo dobrze, jak to, że 10 kwietnia 2011 roku w Smoleńsku doszło do zamachu na Prezydenta Rzeczpospolitej Lecha Kaczyńskiego. I że był to zamach skuteczny. I że ów zamach był wcześniej bardzo starannie planowany i przygotowywany przez złych ludzi i w Polsce i w Rosji. Przez jednych bardziej, przez innych mniej świadomie, jak idzie o szczegóły i sam cel. Ale wiem to na pewno. Że prezydent Lech Kaczyński, jego żona, jego przyjaciele, piloci, generałowie, wszyscy ci ludzie, których los tamtego dnia rzucił w to przeklęte miejsce – zostali z zimną krwią przez jednych wystawieni na śmierć, a przez drugich z równie zimną krwią zamordowani. I to po prostu wiem.
Ale wiem też coś jeszcze. Nie ma takiej możliwości, by prawda o tym co się wtedy stało, została skutecznie ukryta. Ona prędzej czy później zostanie ujawniona, a następnie oficjalnie przyznana. A jeśli to się stanie, to z całą pewnością wszyscy ci, którzy dziś biorą udział w tej akcji – akcji prowadzonej pod hasłem „Przemoc przeciwko prawdzie” – zostaną ukarani. Skąd to wiem? Stąd mianowicie, że widzę bardzo wyraźnie, że oni też to wiedzą. I prawdopodobnie wiedzą to znacznie lepiej ode mnie, czy od kogokolwiek z nas. Wiedzą to i aż piszczą ze strachu. Ale tu już nie stanie się nic, co im pozwoli uratować skórę. Dopóki żyją ci wszyscy, dla których wyjaśnienie tego, co się wtedy stało i to co się dzieje przez te wszystkie miesiące, pozostaje sprawą życia lub śmierci.
Bo wbrew temu co twierdzi Paweł Śpiewak – człowiek o duszy tak czarnej jak czarna jest sprawa, której broni – tego właśnie domagają się ci, których dziś wciąż tak bardzo opłakujemy. A jak idzie o niego, on swój poziom już wyznaczył. Publikując książkę o żydokomunie, po to by ją najpierw sprzedać, a potem powiedzieć, że tak naprawdę on tylko żartował. No ale, jak mówię – o tym na moim blogu. Zapraszam.
Inne tematy w dziale Polityka