Roald Dahl ukończył swoje angielskie szkoły, i, mając zaledwie 22 lata, postanowił jako przedstawiciel Shella wyruszyć do Tanganiki. Był to rok 1938, a ponieważ już pod koniec kolejnego lata wybuchła II Wojna Światowa, wstąpił Dahl do lotnictwa i jego afrykańska przygoda, taka jaką sobie zaplanował, skończyła się na dobre. Z tych czasów powstała cudowna książka wspomnień zatytułowana „Going Solo”.
W książce tej pisze Dahl, że życie w Afryce bardzo mu się podobało, z wyjątkiem jednego – węży. Węże były absolutnie straszne. Czyhały na człowieka wszędzie i nie było żadnego sposobu, by, kiedy już zaatakują, ujść z życiem. Najgorsze były czarna mamba, zielona mamba, kobra i malutkie żmije, które leżały na drodze nieruchomo, wyglądały jak patyki, i tak łatwo można było je nadepnąć. Któregoś dnia został Dahl zaproszony na drinka do swojego znajomego, niejakiego Fullera. Kiedy zbliżał się do jego domu, zobaczył jak po schodach na werandę, prosto do frontowego pokoju, sunie zielona mamba. Widząc co się kroi, pobiegł Dahl na tył domu i zaczął wołać Fullera. Fuller pojawił się w oknie, kiedy usłyszał wiadomość, wraz z całą rodziną wyskoczył przez to okno, i wszyscy uciekli na bezpieczną odległość. Następnie Fuller swojej żonie, dzieciom i Dahlowi polecił siedzieć pod drzewem i się nie ruszać, a sam wsiadł do samochodu i pojechał po człowieka noszącego dumną nazwę snake-mana.
Opisana przez Dahla akcja walki snake-mana z mambą jest absolutnym szczytem sensacyjnej narracji literackiej. Niemal cały rozdział opisuje sekunda po sekundzie cały jej przebieg, od momentu jak snake-man wszedł do pokoju i zobaczył czającą się w powietrzu śmierć, po sam koniec, kiedy to zarzucił sobie worek z wężem na ramię i powiedział tylko: „Zabierzcie stąd psa, zanim dzieci go zobaczą”. Dahl i Fuller czają się pod oknem i obserwują snake-mana, jak ten przez dziesięć minut w kompletnym bezruchu stoi w drzwiach i w najwyższym skupieniu lustruje pokój, szukając węża. Następnie, maksymalnie wolno, zaczyna przykucać, by móc zajrzeć pod sofę i fotele. Potem, znów bardzo powoli, wstaje i robi tylko jeden krok. W końcu, po kolejnych iluś tam minutach kompletnej ciszy i niemal pełnego bezruchu, zauważa węża śpiącego pod ścianą za sofą. Tę scenę Dahl opisuje w taki sposób:
„Bardzo powoli snake-man przesunął się w kierunku tylnej ściany, skąd wreszcie mógł dostrzec przynajmniej głowę i paręnaście centymetrów węża. Ale wąż też go zobaczył. Ruchem tak szybkim że wręcz niewidocznym, głowa węża uniosła się na jakieś pół metra ponad podłogę, a całe ciało naprężyło gotowe do ataku. [..] Snake-man czekał, wpatrując się w węża, a wąż wpatrywał się w niego swoimi małymi bezlitosnymi oczkami. I wtedy snake-man zaczął przemawiać do węża: - No chodź tu, kochany. Grzeczny chłopczyk. Nikt nie zrobi ci krzywdy. Nikt cię nie skrzywdzi. Chodź do mnie, kochanie.
Zrobił kolejny krok. Reakcja węża w tym momencie była tak szybka, że cały ten ruch nie mógł trwać dłużej niż jedną setną sekundy, jak trzask migawki w aparacie. Błysnęło zielone światło, wąż rzucił się trzy metry do przodu i zaatakował nogę snake-mana. Usłyszałem jak głowa węża z ostrym trzaskiem uderza w grubą skórę buta, i już w następnej chwili wąż prężył się w tej samej, wygiętej do tyłu zabójczej pozycji, gotowy do kolejnego ataku. […] A ja patrzyłem jak po prawym bucie snake-mana spływa cienka stróżka ciemnego jadu”.
Jak mówię, to jest cały rozdział, a wszystko trwa znacznie, znacznie dłużej, w każdym razie czyta się to jak najlepszy kryminał. No i to co mnie w tym być może poruszyło najbardziej – wspomniany wyżej moment, opisany przez Dahla tym jednym krótkim zdaniem: „Ale wąż też go zobaczył”. But the snake also saw him. Przypomniało mi się to zdanie, kiedy czytałem dzisiejszą relację Coryllusa ze spotkania z panią Barbarą Fedyszak-Radziejowską i jej fanami. But the snake man also saw him. I pomyślałem sobie, że to była bardzo długa walką. Co ja mówię – była! To jest bardzo długa walka, i wcale nie wiadomo, jak długo ona jeszcze potrwa.
W każdym bądź razie, muszę Ci powiedzieć: Oni Cię też już zobaczyli. I wykonali pierwszy ruch. Ale nie martw się. To my jesteśmy myśliwymi. I mamy bardzo grube, wysokie buty z dobrej skóry i cały konieczny sprzęt. I, co najważniejsze. Jesteśmy tu w dobrej sprawie. A pamiętaj – jeśli reprezentujesz dobrą sprawę, nie możesz przegrać. Z tego choćby powodu, że masz oko na cały pokój. Nawet na to, co się kryje za sofą, pod samą ścianą.
Inne tematy w dziale Polityka