A więc kilkakrotnie już zamykana sprawa tzw. „Małej Madzi z Sosnowca” – lub inaczej „Mamy Madzi” – wróciła z na tyle dużym hukiem, że telewizja TVN24 z charakterystyczną tylko dla siebie bezczelnością uznała za stosowne się nad nią raz jeszcze pochylić. I jestem pewien, że wszyscy ci, którzy czytają ten tekst – a nie zamierzam wyłączać z tego grona osób nawet najbardziej patologicznie naiwnych – doskonale wiedzą co mam na myśli pisząc zarzucając tu ludziom z TVN24 skrajną bezczelność. Jestem pewien, że nie ma nikogo kto choćby raz w ciągu całego wczorajszego dnia rzucił okiem na ów pokaz hipokryzji, który nie schodził z ekranów telewizorów od momentu, jak po raz pierwszy pojawiła się wiadomość – swoją drogą, co to za wiadomość? – że tamtego zimowego dnia prawdopodobnie doszło do zwykłego dzieciobójstwa, aż do ostatniej, zanim poszliśmy wszyscy spać, zapowiedzi, że sąd w Katowicach już lada chwila podejmie decyzję o aresztowaniu tej nieszczęsnej kobiety, i kto jednocześnie nie pomyślał, że za chwilę pojawi się Kazimierz Marcinkiewicz by i on mógł nam opowiedzieć, jak wygląda ów problem okiem Londyńczyka.
Marcinkiewicza – o ile dobrze zauważyłem – jednak nie było, podobnie jak, jakimś cudem, nie pojawił się też, aktualnie, podobnie jak Marcinkiewicz, bawiący w Londynie, ojciec zamordowanej dziewczynki, natomiast TVN24 jak najbardziej poprosił o wypowiedź detektywa Rutkowskiego, doktora Moczydłowskiego, ministra Kwiatkowskiego, sędzię Piwnik, adwokata Kruszyńskiego, całą bandę psychologów, no i – jakże by inaczej – posła Kalisza, z których każdy oczywiście miał strasznie wiele do powiedzenia, byleby nie odnośnie tego jak i kto w tych pięknych czasach handluje Bogu ducha winną śmiercią i ludzką nędzą.
Szczerze powiem, że z tych wszystkich osób, których nazwiska wyżej wymieniłem najchętniej bym się zajął Pawłem Moczydłowskim, bo to i mam w stosunku do niego pewne bardzo poważne zaszłości, ale też przez jeden jedyny moment, jedno jedyne nawet nie do końca wypowiedziane słowo, które on już niemal ze swoich czarnych ust wypluł, ale jakimś cudem w ostatnim momencie się zreflektował, i tym samym – inna sprawa, że w bardzo wątpliwy sposób – wyratował. No ale ileż można napisać o Moczydłowskim? Jedno zdanie? Dwa? No, niech będą trzy? Cóż o nim można poza ta krótką informacją, że kiedy go zapytano, co się stało w Polsce, że tak dużo jest dziś zabijanych dzieci, on najpierw wyjaśnił, że dzieciobójstwo, a zabijanie dzieci to nie to samo, a później nawiązał do obowiązującej ustawy o ochronie życia poczętego, która tak bardzo niefortunnie chroni też dzieci „niepotrz… niechciane”? A więc, cóż więcej, poza tym jednym nieskończonym słowem?
A zatem, o Moczydłowskim już ani jednego oddechu. Natomiast, zanim jednak uda mi się znaleźć coś, co choćby symbolicznie odda całość tego strasznego problemu, chciałbym opowiedzieć o tym, jak to oglądałem wczoraj tę niemal półgodziną rozmowę w telewizji TVN24, na temat tego co się stało, a co się nie stało z „małą Madzią i jej mamą”, i kiedy już byłem przygnębiony do granic rozpaczy, weszła moja młodsza córka. Otóż najpierw na mnie spojrzała, potem zaczęła się przysłuchiwać tej rozmowie, potem spojrzała na mnie po raz drugi i zapytała: „Kogo wolisz? Ich, czy mamę Madzi?” No i ja, najuczciwiej jak tylko potrafiłem, odpowiedziałem, że oczywiście bezwzględnie mamę Madzi. A ona na to powiedziała: „Tak myślałam”.
I myślę, że tu się muszę jakoś usprawiedliwić, a do tego niech mi posłuży Ryszard Kalisz, który też tam wtedy był. Spróbuję wyjaśnić, czemu wolę – niech będzie, że symboliczną – ją od – równie symbolicznego – niego. Jak pamiętamy, swego czasu Stefan Niesiołowski nazwał go „pornogrubasem” i powiem szczerze, że mimo iż przezwisko zarówno bardzo mi się podoba, jak i uważam je za wyjątkowo adekwatne, gdyby ktoś mnie poprosił o konkretne uzasadnienie, chyba bym sobie nie poradził. To znaczy, rozumiem grubasa. Wprawdzie Kalisz nie jest tak gruby jak dajmy na to Piotr Semka, czy Henryka Krzywonos, niemniej gruby jest z całą pewnością, i to gruby w sposób raczej obrzydliwy, a więc tu mamy pełną jasność. Kalisz to grubas. I to w dodatku grubas ohydny. Natomiast nie bardzo już umiem do niego dopasować tę pornografię. Czy Niesiołowskiemu chodziło o to, że otyłość Kalisza jest tak bezwstydna, że aż w tej swojej bezwstydności pornograficzna? Czy może on akurat coś o Kaliszu wie, czego my nie wiemy, i kiedy sugerował, że Kalisz to pornogrubas, to nie myślał akurat o typie tej opasłości, lecz o czymś zupełnie od jego wyglądu niezależnym. Może jemu chodziło o to, że Kalisz to taka sama męska dziwka, jak wielu innych jego kolegów, tyle że od nich grubsza? A więc, przyznaje, że nie wiem. Natomiast faktem jest, że, jak już wspomniałem, z jakiegoś powodu, ile razy patrzę na Kalisza, i przypominam sobie ów dawny epitet, to moja dusza krzyczy „Bingo!”.
O co więc chodzi? Ja myślę, że za tą moją przedziwną reakcją stoi pewne dawne już bardzo wspomnienie. Otóż kiedyś, kiedy jeszcze informacja o tym, co słychać u Ryszarda Kalisza, w jakimś tam stopniu elektryzowała opinię publiczną, pojawiła się w mediach informacja, że Kalisz zniknął i nie wiadomo, gdzie się podział. Po jakimś czasie Kalisz wrócił i okazało się, że on był na wakacjach w Tajlandii. Wtedy, powiem zupełnie uczciwie, po raz pierwszy pomyślałem sobie o nim z pewnym nieokreślonym jeszcze do końca niepokojem. Po jakimś czasie światowe agencje podały informację, że na Tajlandii doszło do jakiegoś strasznego trzęsienia ziemi, w którym zginęły setki tysięcy ludzi, a na peryferiach tej wiadomości ktoś wspomniał o tym, że wśród tych ofiar jest bardzo dużo turystów i że ów żywioł ze swoimi strasznymi skutkami, to kara za grzech nieczystości.
Otóż ja się na karach nie znam. Zwłaszcza, że jakoś staram się wierzyć, że jeśli już Pan Bóg potrzebuje nam coś powiedzieć, to nie w formie kary, lecz zaledwie nauki, którą kto chce może wziąć do siebie, a kto nie – może zlekceważyć. A więc nie wiem, jak to było z tym strasznym nieszczęściem. Tym bardziej nie wiem, jak to jest z Ryszardem Kaliszem. No ale, jak mówię, ów pornogrubas bardzo mi się podobał. Również zresztą w odniesieniu do Aleksandra Kwaśniewskiego. Z tych samych niemal, niejasnych powodów.
No i wciąż jest jeszcze jedna niewyjaśniona rzecz: Jeśli Stefan Niesiołowski jest tak fantastycznie zorientowany w różnych tajemnych kwestiach – to skąd? Może trzeba go zaprosić do TVN24 i poprosić by nam powiedział, co on sądzi o zabijaniu małych dzieci. I – to już może za Moczydłowskiego – jaka jest różnica między dzieciobójstwem, a zabijaniem dzieci. On może wiedzieć. W końcu jest profesorem.
Przy okazji zapraszam wszystkich zainteresowanych na swój główny blog pod adresemwww.toyah.pl, gdzie mamy bardzo zabawny tekst o Zbyszku z TVN24.
Inne tematy w dziale Polityka