Wydaje mi się, że już tu o tym pisałem, jednak ponieważ chyba tylko w formie wątku pobocznego, myślę, że nie będzie źle, jeśli to co wtedy chciałem powiedzieć, dziś odpowiednio rozwinę. Poza tym, każdy dzień pozycję tego bloga zmienia radykalnie, więc niewykluczone, że dziś, to co powiedzieć należy, przeczyta znacznie więcej osób niż wtedy. A chodzi o coś, co tylko pozornie może wyglądać na sprawę nieważną i dotyczącą zaledwie jakiejś bzdurnej niszy. A mianowicie cenzury.
Każdy kto korzysta z Salonu24 jako – to zastrzeżenie akurat jest tu bardzo istotne – publicznie dostępnej platformy blogerskiej, wie o czym będzie mowa. Rzecz w tym, że od pewnego czasu, zwykła standardowa moderacja treści pojawiających się w Salonie24, taka z jaką mamy do czynienia w innych tego typu przestrzeniach, została zastąpiona przez uznaniowe, czasem wręcz automatyczne, eliminowanie pewnych treści. A więc nie jest tak, że każdy kto na swoim lub cudzym blogu użyje słowa „kurwa”, lub zachęci do tego, by kogoś zabić, lub napisze że Stalin lub Hitler mieli swoje racje, że Jarosław Kaczyński lub Donald Tusk to znani sutenerzy, czy ewentualnie oświadczy że Kościół Katolicki to organizacja przestępcza, a więc w ten czy inny sposób złamie prawo lub powszechnie obowiązujące obyczaje, powinien wiedzieć, że podlega pewnym obostrzeniom. To pewnie też, jednak to co nas tutaj interesuje, to fakt, że owym obostrzeniom podlega każdy, a który każdy i za co, to sprawa osobista osób zarządzających Salonem24, i nikomu nic do tego.
Czy więc jest tak że istnieje jakiś regulamin, w którym wszystko jest starannie wyjaśnione? Otóż owszem, regulamin jest, natomiast to co on stanowi, w żaden sposób nie wyjaśnia tego co się dzieje w Salonie24, a mianowicie faktu, że część treści jest systematycznie eliminowana bez żadnego innego powodu, jak to że komuś się tak spodobało. I to eliminowana w sposób bardzo szczególny. To co tu bowiem jest szczególnie bardzo ciekawe, to to, że decyzją właścicieli Salonu24, treści groźne nie zostały wyeliminowane całkowicie, lecz tylko dostęp do nich został ograniczony w taki sposób, by ktoś kto ma życzenie się z nimi zapoznać, jest wielokrotnie o tym ostrzegany i traktowany jako swego rodzaju desperat. O jakich treściach mówimy? Tego nie wie nikt, a administratorzy Salonu24 nie widzą powodu, by się ze swoich decyzji tłumaczyć. Z całą pewnością jednak nie są to treści przestępcze, bo inaczej one nie zostałyby tu dopuszczone w ogóle.
Proszę mi pozwolić, że spróbuję się na moment wcielić w rolę adwokata diabła, i podejmę próbę obrony postępowania red. Janke i jego partnerów. Jest to w tym wypadku zadanie szczególnie proste, bo oparte na niezwykle popularnym dziś argumencie, że biznes prywatny to biznes prywatny i nikomu nic do tego. Janke z Krawczykiem i z kim tam jeszcze, zainwestowali swój czas, umiejętności i pieniądze w organizację tego portalu, zaprosili do udziału w tym przedsięwzięciu każdego kto ma na to ochotę, i teraz droga wolna – kto chce, niech się przyłączy. Kto nie chce, nikt nikogo do niczego nie zmusza. Możliwości jest wiele. Wyobraźmy sobie, że Igor Janke z Radosławem Krawczykiem uznają, że oni nie życzą sobie, by w Salonie24 publikowały kobiety, które administracja uzna za szpetne. Nie wolno im? A kto im zabroni? Ich interes, ich inwestycja, ich odpowiedzialność, ich ewentualna korzyść lub strata. Jak kto brzydki, niech zakłada blog na Onecie.
Otóż nie do końca. Igor Janke, lub Radosław Krawczyk mogą sobie podobną zasadę wymyślić jak idzie o wstęp do ich domu, czy ogródka, a więc w przestrzeń, która jest cała ich, a jej natura mieści się całkowicie poza światem zewnętrznym. Natomiast jeśli którykolwiek z nich postanowi uruchomić w swoim ogródku na przykład punkt naprawy rowerów, na płocie przyczepi tabliczkę z napisem „Zakład świadczy usługi dla ludności”, całe przedsięwzięcie zarejestruje w Urzędzie Skarbowym i w ZUS-ie, a następnie przy furtce postawi dwóch ochroniarzy, których zadaniem będzie oceniać, kto brzydki a kto ładny, to jemu już nie będzie wolno przestać obsługiwać kobiety jego zdaniem brzydkie. Dlaczego? Bo wchodząc ze swoim ogródkiem w przestrzeń publiczną, musi podlegać takim zasadom, jakie w owej przestrzeni obowiązują.
Wyjaśnię to jeszcze prościej. Jeśli ja postanowię na przykład otworzyć zakład zegarmistrzowski, wynajmę w tym celu lokal w centrum miasta, na drzwiach przylepię kartkę z napisem: „Czynne od poniedziałku do piątku od 10.00 do 18.00. W soboty do 13.00”, to przede wszystkim mam w tych godzinach siedzieć i czekać na klientów, a jak oni się pojawią, mam obsługiwać wszystkich z wyjątkiem pijaków, awanturników, czy zwykłych bandziorów. A jeśli mi przyjdzie do głowy, by nagle wyrzucić z mojego punktu na pysk jakiegoś Cygana czy Murzyna, bo ja jednych i drugich nie lubię, albo na widok jakiejś moim zdaniem zbyt grubej kobiety powiedzieć „Won, gruba krowo”, to w jednej chwili odpowiednie władze mi ten mój zakład zamkną. I nie ma takiej możliwości, bym ja się im zaczął tłumaczyć, że przecież mój interes – moja strata. Bo mój interes i moja strata kończy się zanim wyjdę z mojego domu na zewnątrz. Powiem więcej, oni mi tę firmę zamkną nawet jeśli ja wyjadę na urlop, a na drzwiach nie wywieszę kartki z napisem „Urlop do 31 sierpnia”. Dlaczego? Bo postanowiłem wyjść z ofertą do ludzi i nie wolno mi ich traktować jak intruzów. To jest kwestia umowy.
Domyślam się, że Radosław Krawczyk lub Igor Janke na to odpowiedzą, że oni nie zwijają postów i komentarzy pisanych przez grubasów, Cyganów i Murzynów, lecz przez osoby, które łamią regulamin. No ale właśnie o to mi chodzi. Ani nie istnieje regulamin, który mógłby usprawiedliwić znane mi przypadki cenzurowania wypowiedzi w Salonie24, ani nie ma takiego prawa, które by pozwoliło napisać regulamin, który by usprawiedliwiał to co się dzieje w Salonie24. Wedle wszelkich widocznych śladów, za postępowaniem osób cenzurujących Salon24, stoi czysta niczym nieusprawiedliwiona, bezczelna poczuciem bezkarności złośliwość. W dodatku złośliwość bardzo groźna, bo otwierająca drogę do najbardziej skompromitowanych zachowań, gdzie właściciele Salonu24 któregoś dnia już nie tylko będą cenzurowali treści, ale pojedyncze osoby. Za co? A – tu już granic nie będzie. Bo jak się zaczyna cenzurowanie osób – w dodatku pod pozorem cenzurowania zaledwie treści – możliwości są niezliczone.
W tej sytuacji uważam, że gdyby znalazł się jakiś bardzo zdeterminowany prawnik, który nie uważa, że małe rzeczy zasługują na jeszcze mniejszą uwagę, mógłby wytoczyć właścicielom Salonu24 sprawę i zażądać by oni albo zmienili swoje postępowanie, albo swój biznes zamknęli. I jestem pewien, że sprawę by wygrał. Bez najmniejszego problemu. Dlaczego? Bo cenzura jaką znamy z PRL-u już dawno została oficjalnie zlikwidowana. I to nie zlikwidowana jako obyczaj, lecz jako prawo.
Inne tematy w dziale Polityka