Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2151
BLOG

O kłamstwie dobrym bo naszym

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 15
      Właśnie dotarła do mnie wiadomość, że polski rząd sprzedał pakiet kontrolny w banku PKO BP, i w ten sposób stracił nadzór właścicielski nad największym polskim bankiem. A więc tu sprawa jasna. Popatrzmy więc, z kim będziemy mieli do czynienia, kiedy ci pójdą wreszcie siedzieć.
 
      Zacznijmy może w sposób bardzo nietypowy, bo od dłuższego cytatu. Oto typowy wywiad prasowy. Z jednej strony mamy dziennikarza, z drugiej człowieka proszonego o opinię. Najpierw pytanie:
 
      „Dzieci odpowiadają za grzechy rodziców czy dziadków?
 
      Jak widzimy, sprawa jest bardzo poważna. No ale robi się jeszcze poważniej po wysłuchaniu odpowiedzi:
 
      „Nigdy bym się nie podpisał pod takim stwierdzeniem. Przecież Jarosław Kaczyński, czy jego zmarły brat nie odpowiadają za grzechy swojego ojca Rajmunda Kaczyńskiego, który w najczarniejszych latach stalinizmu robił partyjną karierę na szczeblach władzy. Wiadomo powszechnie, że uczelniana organizacja partyjna systematycznie wystawiała mu dobrą opinię. Był człowiekiem zaufanym. Dzięki temu mógł już w latach 60. wyjeżdżać na zagraniczne kontrakty do Anglii, Belgii, Holandii, RFN, Włoch i Libii. Władze PRL doceniały i nagradzały lojalnych pracowników – w latach 70. Rada Państwa przyznała Rajmundowi Kaczyńskiemu Złoty Krzyż Zasługi”.
 
      Sprawa Rajmunda Kaczyńskiego jest w ostatnich dniach bardzo na czasie. I to już nie jak dotychczas, dzięki informacjom dostarczanym przez Janusza Palikota, czy wyczytywanym na blogach w Salonie24, ale w najbardziej podstawowym mainstreamie, reprezentowanym choćby przez tygodnik „Newsweek”. Cała interesująca się polityką Polska zastanawia się, co to za afera z tym starym Kaczyńskim. No a my, biedni w swej bezradności obserwatorzy z zewnątrz, zastanawiamy się jak daleko może się jeszcze posunąć to kłamstwo?
 
      O jakim kłamstwie ja mówię? Czy chodzi o to, że Rajmund Kaczyński był tak naprawdę bohaterem naszej walki o wolność, wspaniałym człowiekiem i wielkim patriotą, a źli ludzie robią z niego pospolitego drania i oportunistę? Ależ skąd. Szczerze powiem, że mam zbyt mało informacji na ten temat, a i on sam jest zbyt skomplikowany, by można go było obejść przy pomocy kilku krótkich zdań. Biorę pod uwagę, że to co się dziś mówi o ojcu Jarosława Kaczyńskiego, to stuprocentowa prawda, a niewykluczone, że za tymi informacjami stoi jeszcze coś więcej. O co więc pretensje? Mam nadzieję, że większość czytających ten tekst doskonale wie, o co chodzi. Pretensje dotyczą kłamstwa leżącego znacznie głębiej. Chodzi o kłamstwo na poziomie intencji. Chodzi o kłamstwo, które prawdę wykorzystuje dla swoich najczarniejszych zamiarów. A czyniąc to, stroi się w szaty emisariusza dobrej nowiny.
 
      Co jest takiego oburzającego w zacytowanym przeze mnie wyżej fragmencie wywiadu? To że nie chodzi o sam fragment dotyczący Rajmunda Kaczyńskiego już wiemy. Chodzi o fałsz, który stoi za tą informacją. Chodzi, powiem to jeszcze raz, o coś znacznie gorszego niż zwykle, bezczelne kłamstwo. Chodzi o prawdę będącą na usługach kłamstwa. Czy dzieci odpowiadają za grzechy swoich rodziców? Ależ w życiu! No wie pan? Jak pan może coś takiego sugerować? W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi cywilizowanymi i wiemy, że człowiek rodzi się, dorasta, dokonuje wyborów na własny rachunek i bierze odpowiedzialność za swoje grzechy i zaniedbania. No ale nie możemy uciekać przed prawdą. Ten Rajmund to była wyjątkowa swołocz. Proszę tylko posłuchać.
 
      Jestem pewien, że wielu z nas zastanawia się, gdzie to mogło dojść do eksplozji tego typu zakłamania. Tego typu bezczelnej manipulacji. Czy to ten „Newsweek”? No i z kim ta rozmowa? Żakowski? Wołek? No, to już wiemy, „Newsweek” postanowił skompromitować Jarosława Kaczyńskiego, więc napisał tekst o jego ojcu, sugerując, że to był zimny drań. O ile się jednak orientuję, cała akcja została przeprowadzona bez specjalnych moralnych zabezpieczeń. To znaczy, tekst w „Newsweeku” nie został poprzedzony socjologiczno-psychologiczną, a może i historyczną analizą, z której miałoby wynikać, że dzieci nie odpowiadają za grzechy swoich rodziców. Cel był jasny, no i przede wszystkim „Newsweek” zna swoją klientelę, i wie, że ona wszystko co trzeba, zrozumie bardzo dobrze. Jarosław Kaczyński to zwykła ruska swołocz. Jak jego tatuś. A więc co to za wywiad? Kto i w jakiej sprawie postanowił popisać się obłudą na tak oburzającym poziomie oczywistości? No i do kogo był ten adres? Do jak osmolonego najczarniejszym kłamstwem czytelnika?
 
      Otóż proszę sobie wyobrazić, że nasze dylematy są jak najbardziej słuszne. To co zacytowałem powyżej jest zwyczajnie niemożliwe. Ten rodzaj manipulacji – choć oni oczywiście swoje sukcesy mają zapisane już na kartach historii – nie mógł się ukazać ani w „Newsweeku”, ani w „Gazecie Wyborczej”, ani nawet w „Polityce”. Uważam, że czegoś takiego czytelnicy tych gazet by zwyczajnie nie znieśli. Tekst ten ukazał się w jak najbardziej naszym medium – w tygodniku autorów niepokornych „Uważam Rze”, no i w nieco innym kształcie. A jego bohaterem, owszem, są bracia Karnowscy, i niejaki Tadeusz M. Płużański – nasz człowiek w Super Expressie. Jeśli ktoś się dziwi, to mam dla niego fantastyczną wiadomość. Tak – tam też mamy swoich ludzi.
 
      Żeby nie trzymać nikogo w niepotrzebnej niepewności, przytoczę teraz ten fragment w kształcie oryginalnym. Pytanie było takie jak wyżej: Czy dzieci odpowiadają za grzechy rodziców czy dziadków, a zadał je jeden z braci Karnowskich. Odpowiedź natomiast brzmiała tak:
 
      „Nigdy bym nie podpisał się pod takim stwierdzeniem. Przecież Danuta Hübner[oryginalnie nie wiedzieć czemu Huebner] nie odpowiada za grzechy swojego dziadka Józefa Młynarskiego, który pracując po wojnie w UB w Nisku, według relacji ‘odznaczał się najwyższym okrucieństwem’ obok osławionego kata Polaków, wspomnianego już Supruniuka. Także jej tata był wysokim funkcjonariuszem komunistycznej bezpieki. Obaj byli zaangażowani w zbrodnie, znamy konkretne sprawy represji wobec polskich patriotów”. A więc przykro mi bardzo, ale sprawa Jarosława Kaczyńskiego została załatwiona krótko i uczciwie, przy pomocy paru wpisów na blogach i jednego artykułu w poważnym tygodniku. Tu natomiast się ludzi nie szkaluje. W końcu my tacy nie jesteśmy. My nie uprawiamy propagandy. My wyłącznie informujemy na temat historii. Przekazujemy historyczną, tak bardzo zaniedbana przez komunę i Platformę Obywatelską, prawdę. No a że pojawiło się nazwisko Danuty Hübner? A kogóż to obchodzi? Przecież wiemy, co to za jedna. Czy ktoś się za nią może ujmie? No, bądźmy poważni.
 
      Jak już tu pisałem, tygodnik „Uważam Rze” jest w naszym domu czytany wręcz nałogowo. Podobnie ostatnio, dzięki mojej żonie, nowa gazeta o nazwie „Historia”. Niedawno córka moja, która tak się składa jest najbardziej gorliwym rzecznikiem czytania obu tytułów, zapytała mnie, czy nie sądzę, że oni jednak są strasznie nieobiektywni. Że retoryka jakiej oni używają do opisywania spraw, które nas dotyczą i często bolą, jest tak dramatycznie nachalna, że to się robi już nawet nie irytujące, lecz zwyczajnie podejrzane. A ja nie miałem sposobu, by jej nie odpowiedzieć, że tak. Że do czegoś takiego po tamtej stronie nie dochodzi. Że jednak nawet największy manipulator stara się zachowywać pozory. To wszystko robi wrażenie jakiejś prowokacji.
 
      Niedawno Łukasz Warzecha w portalu – jak najbardziej autorów niepokornych – wpolityce.pl przedstawił niezwykle zabawny skecz opisujący fikcyjne spotkanie ruskich kiboli z prezydent Warszawy Gronkiewicz-Waltz. Podstawowy dowcip owego skeczu polega na tym, że ruscy kibole rzygają na eleganckie wnętrza warszawskiego ratusza, na Gronkiewicz mówią „ty kurwo”, a ona drży przed nimi ze strachu. Bo to są bracia Rosjanie. A ja mam już tylko jedno pytanie – jak my byśmy zareagowali, gdyby portal wyborcza.pl, lub onet.pl opublikował podobny skecz, tyle że z tymi Ruskimi do ratusza przyszedłby jeszcze Jarosław Kaczyński? Co my byśmy mieli do powiedzenia na temat tego, dokąd nas doprowadziła polityka miłości Platformy Obywatelskiej? Hmmm?
 

      Przepraszam bardzo, ale moim zdaniem w ogóle nie ma o czym gadać. To jest bardzo prosta sprawa. To jest normalna prowokacja. I najwyższy czas, żebyśmy – skoro jesteśmy taki czujni – przestali się dać w nią tak głupio wpuszczać. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka